Z Marzeną Mawricz, autorką książki „Kobiety, które nie chcą się bać”, rozmawia Karolina Morelowska-Siluk.
W książce „Kobiety, które nie chcą się bać” wymienia Pani lęki kobiet. Oprócz tych związanych z macierzyństwem, które z natury dotyczą tylko kobiet, pojawia się m.in. lęk o utratę pracy, który jest uniwersalny. Czy jednak kobiecy lęk przed utratą pracy różni się od tego, który odczuwają mężczyźni?
Liczne badania ujawniły, że kobiety wszelkie niepowodzenia przypisują sobie i składają to na karb swojej niskiej inteligencji, zaś mężczyźni w tych samych warunkach szukają uzasadnienia w zewnętrznych okolicznościach. W rezultacie kobiety są częściej narażone na przeżywanie silnego stresu oraz częściej zamartwiają się o jakość swojej pracy, zatem i częściej niż mężczyźni boją się o utratę pracy. Mimo posiadanej wiedzy i wysokich kwalifikacji, dostosowują się więc w pracy do stereotypowych wymagań kierowanych wobec siebie. Pełnią rolę usługową lub doradczą, jedynie wspierając prace projektowe. Jest pewna współczesna komedia, która dobrze to oddaje. Ma tytuł „Na twoim miejscu” i pokazuje, jak kobieta po japonistyce z MBA pełni podrzędną rolę w projekcie tworzonym na rynek azjatycki, a jej wysiłki dają prestiż i awans koledze.
Co – z Pani doświadczenia – musi się wydarzyć, żeby kobieta zechciała przestać się bać?
Dobre życie, skuteczne radzenie siebie z trudnościami oznacza naukę oswajania lęków, ale by tak się stało, trzeba najpierw poznać źródła lęku. Byśmy lepiej żyły, potrzebujemy wiedzy. Żeby kobieta zechciała przestać się bać, musi uświadomić sobie, że sposób w jaki żyje, ją ogranicza, a ona nie reaguje na sygnały płynące z ciała, gdyż ich nie rozpoznaje na skutek wielu nabytych w socjalizacji mechanizmów obronnych. Problemem staje się ukrywanie lęku i wstyd przed jego okazywaniem; próby wyparcia lęku prowadzą do jego eskalacji i do rozwoju lęku patologicznego lub lęku neurotycznego, który prowadzi do poczucia bezradności wobec kryzysów.
Pacjentki zgłaszają się do mnie z trudnościami w relacjach: i zawodowych, i tych z bliskimi. Trudno jest im nazwać, co czują, i mylą swoje myśli z emocjami. Często nie chcą przyznać się przed sobą do silnego lęku, skrywanego pod pozorem kontrolowania sytuacji, przykrytego codziennymi powinnościami, przymusami, perfekcjonizmem, nieumiejętnością odpoczywania i życiem pod ciągłą presją. Długotrwały, kumulowany stres w końcu objawia się kolejnymi bezsennymi nocami, obniżoną odpornością organizmu, zaburzeniami hormonalnymi, zaburzeniami lękowymi i depresją.
Zachęca Pani do małych kroków, które przynoszą duże zmiany. Czasem jednak pierwszy krok kosztuje nas tyle energii i negocjacji z samą sobą, że szybko zaczyna nam brakować motywacji. Jak sobie z tym poradzić? Jak zachować motywację do momentu, aż nasze strategie zaczną działać?
Większość z nas traci motywację wtedy, gdy nie utrzyma obranego kierunku lub kiedy traci wiarę w osiągnięcie sukcesu. Z obawy przed porażką rezygnuje i poddaje się, a za jakiś czas próbuje ponownie z poczuciem smutku, bo mylnie zakłada, że zaczyna od początku. Tymczasem to właśnie kolejne próby prowadzą do zmiany. Dzięki nabywaniu doświadczenia uczymy się i oswajamy z trudnościami, podejmujemy ryzyko, co nas wzmacnia i daje poczucie męstwa w działaniu.
Nasz rozwój opiera się na akceptacji dysproporcji powstającej między oczekiwaniami a rzeczywistością. Oswajanie ryzyka przez przyjęcie naturalnych rozbieżności pozwala na spokojne działania bez negatywnego samooceniania. Ważniejsza staje się droga do celu niż cel sam w sobie! Podobnie jak wtedy, gdy wystawiamy się na efekt ekspozycji w celu odczulenia reakcji lękowej: liczy się czas ekspozycji a nie jej rezultat. Im dłużej wytrwamy, tym wyraźniej odczujemy wygaszanie reakcji stresowej w organizmie.
Marzena Mawricz, psycholożka, psychoterapeutka. Prowadzi psychoterapię indywidualną osób dorosłych oraz terapię par. Autorka kanału „Rozmowy z psychologiem” na YouTube.