Najsławniejszy kulturysta na świecie. Najlepiej opłacany aktor w dziejach kina. Polityk i jeden z liderów szóstej największej potęgi gospodarczej naszego globu. Brzmi jak początek żartu? Ale to jedna i ta sama osoba – Arnold Schwarzenegger. Nic w jego życiu nie stało się przypadkiem i o tym pisze w swojej najnowszej książce „Przydaj się. Siedem zasad lepszego życia”. Publikujemy jej fragment, w którym wyjaśnia, dlaczego umiejętność słuchania jest tak istotna.
Fragment pochodzi z książki „Przydaj się. Siedem zasad lepszego życia” Arnolda Schwarzeneggera, wydanej przez wydawnictwo W.A.B. Skróty i śródtytuł pochodzą od redakcji.
Pierwszą dorosłą osobą, której powiedziałem o tym, że chcę zostać mistrzem kulturystyki, i która po traktowała mnie poważnie i wsparła moje marzenia, był Fredi Gerstl. Fredi był ojcem mojego przyjaciela Karla, z którym trenowałem w gimnazjum w Grazu. Historia jego życia jest niesamowita. Będąc Żydem, podczas drugiej wojny światowej udawał katolika, żeby nie dorwali go naziści. Chcąc ich pokonać, dołączył do ruchu oporu. Po wojnie wrócił do Grazu i zajął się biznesem, polityką i przede wszystkim miejscową młodzieżą. Wraz z żoną otworzył kilka kiosków z papierosami i czasopismami, zwanych Tabakladen, w najlepszych miejscach w mieście – przy dworcu kolejowym i na głównym placu. Dzięki tym doskonałym lokalizacjom mógł trzymać rękę na pulsie życia w Grazu i okolicach, co ostatecznie pomogło mu w karierze politycznej, której szczytem było przewodniczenie wyższej izbie parlamentu Austrii.
Frediego poznałem na początku lat sześćdziesiątych, kiedy zorganizował grupę chłopców na treningi lekkoatletyczne i zajęcia fizyczne na świeżym powietrzu. Nauczyły nas one, jak być twardymi i samowystarczalnymi, ale także połączyły nas niczym rzymskich gladiatorów obozujących razem i przygotowujących się do bitwy. Świetnie się bawiliśmy, ale tkwił w tym wszystkim pewien haczyk. Jak powiedział Fredi reporterowi „Los Angeles Times” podczas mojej kampanii na gubernatora w 2003 roku: „Zebrałem tych młodych ludzi, żeby uprawiali sport, ale był jeden warunek: musieli słuchać”.
Czego słuchać? Wszystkiego, co interesowało Frediego, i co chciał, żebyśmy wiedzieli, a było tego całkiem sporo. Nie pouczał nas jak nauczyciel. Nie robił konkursów na koniec tygodnia. Po prostu sadził nasiona.
„Możecie tego teraz nie rozumieć – mówił o jakimś pomyśle, który przyszedł mu do głowy – ale pewne go dnia to zrozumiecie i będziecie zadowoleni, że to wiecie”.
Nie znałem wtedy tego określenia, ale Fredi był człowiekiem renesansu. Kochał sport, psy, operę, filozofię i historię, a także biznes, politykę i niezliczone inne rzeczy, o których dowiedziałem się w trakcie naszej pięćdziesięcioletniej przyjaźni. Ale to jego zainteresowanie nauką i skupienie się na byciu otwartym na nowe pomysły (co moim zdaniem jest cechą charakterystyczną człowieka renesansu) miało największy wpływ na życie zarówno moje, jak i wielu innych chłopców.
Fredi stał się dla nas ojcem tam, gdzie zawodzili nasi ojcowie, ponieważ miał wizję, której oni nie mieli. Byłem znacznie większy niż inni chłopcy w moim wieku, dlatego Fredi uznał, że kulturystyka może otworzyć mi drzwi do kariery, podczas gdy mój ojciec uważał, że drzwi do przyszłych pracodawców zostaną mi za trzaśnięte przed nosem, ponieważ nie jest to poważne zajęcie. Fredi był młodszy od naszych ojców i podczas wojny znalazł się po właściwej stronie. Moim zdaniem ułatwiło mu to zachowanie otwartego umysłu, gdy się zestarzał, gdyż nie przepełniał go żal ani wstyd. Myślę, że gdy człowiek walczył o coś, w co wierzy, i odniósł zwycięstwo – kiedy dosłownie pomógł uratować świat – łatwiej mu potem dostrzec radość i możliwości w tym, co nowe i piękne.
Od samego początku Fredi powtarzał nam wszystkim, że trening umysłu jest tak samo ważny jak trening ciała. Nauczył nas, że nie możemy być tylko głodni sukcesu, pieniędzy, sławy i mięśni. Musimy być także głodni wiedzy. Bycie w dobrej formie i silna, muskularna sylwetka pomogą nam żyć długo i zdrowo, a także zdobywać dziewczyny i wykonywać wiele trudnych zawodów pozwalających utrzymać rodzinę (w moim przypadku tężyzna fizyczna była oczywiście konieczna, bym mógł zostać mistrzem kulturystyki). Ale jeśli chcieliśmy odnieść sukces we wszystkim, co zdecydowaliśmy się robić, w dowolnym momencie naszego życia, jako młodzi lub starzy, i jeśli chcieliśmy zmaksymalizować nasz potencjał oraz nasze możliwości, musieliśmy mieć głowę na karku i aktywny umysł.
Fredi pokazał nam, że świat jest salą lekcyjną i musimy być jak gąbka, wchłaniając z niego jak najwięcej. Dzięki niemu zrozumieliśmy, że aby stać się gąbką, która wchłania tylko najbardziej przydatną wiedzę, trzeba być zawsze ciekawym. Więcej słuchać i patrzeć, niż mówić. I że kiedy już mówiliśmy, lepiej zadawać dobre pytania, niż wygłaszać mądre stwierdzenia. Musieliśmy docenić to, że wszystkie informacje, które wchłonęliśmy, niezależnie od ich źródła, mogą być wykorzystane w dowolnym momencie, w służbie dowolnej liczby możliwości, problemów lub wyzwań, może jutro, a może za dwadzieścia lat. Nie było sposobu, by to przewidzieć. Mogliśmy jednak być pewni, że wiedza to potęga, a zdobyte informacje czynią człowieka przydatnym.
Jako ojca, biznesmena i urzędnika państwowego nic nie doprowadza mnie do szału bardziej niż system edukacji w Stanach, którego celem jest to, by każdy studiował. Oczywiście college jest ważny. Dobrze jest jakiś ukończyć. Ale znajcie swoje miejsce. Jeśli chcecie zostać lekarzami, inżynierami, księgowymi lub architektami, musicie skończyć studia. Istnieją zawody, które tego wymagają. To ma sens. Nie chcemy szpitali wypełnionych lekarzami, którzy nie uczyli się chemii, ani samolotów, które codziennie przewożą 6 milionów ludzi, zaprojektowanych przez ludzi, którzy nie liznęli matematyki.
Co jednak, jeśli nie jesteście pewni, co chcecie robić w życiu? Lub jeśli macie pewność, że niezależnie od tego, co będziecie robić, nie będzie to wymagało ukończenia studiów? Czy naprawdę ma sens obciążanie siebie lub swojej rodziny długiem w wysokości 250 tysięcy dolarów z tytułu kredytu studenckiego? Po co? Dla papierka? Tym właśnie stał się college dla wielu młodych ludzi. Zapytajcie ich, dlaczego idą do college’u, a odpowiedzą, że po to, by uzyskać świadectwo jego ukończenia. To tak jakbyście powiedzieli, że powodem, dla którego idziecie do pracy, jest dotrwanie do weekendu. A co z tym wszystkim, co jest pomiędzy? Co z celem? To właśnie brakujący element układanki. Cel. Wizja.
Nie dajemy młodym ludziom czasu i przestrzeni na odkrycie celu lub wizji odpowiedniej dla nich. Nie pozwalamy, by świat pokazał im swoje możliwości. Zamiast tego w chwili, gdy mają najmniej do stracenia i najwięcej do zyskania, wyrywamy ich ze świata i umieszczamy w czteroletnich college’ach, które stanowią dokładne przeciwieństwo prawdziwego świata.
Jestem żywym dowodem na to, że salą lekcyjną, w której młodzi ludzie mogą nauczyć się najwięcej, jest świat. Nauczyłem się sprzedawać, odbywając praktyki w sklepie z narzędziami w ramach szkolenia zawodowego. Nauczyłem się myśleć o ważnych kwestiach, siedząc w salonie Frediego. Wszystkich innych ważnych rzeczy nauczyłem się na siłowni między szesnastym a dwudziestym piątym rokiem życia.
Wyznaczanie celów, planowanie, ciężka praca, pokonywanie porażek, komunikacja, wartość płynąca z pomagania innym – siłownia była moim laboratorium, w którym to wszystko doskonaliłem. To było moje liceum, mój college i studia drugiego stopnia w jednym. Kiedy w końcu znalazłem się w prawdziwej sali wykładowej (a w latach siedemdziesiątych brałem udział w wielu zajęciach uniwersyteckich), zrobiłem to w określonym celu, w służbie mojej wizji. I odniosłem sukces, ponieważ podszedłem do tych zajęć w taki sam sposób, w jaki podchodziłem do kulturystyki. W moim przypadku wszystkie drogi prowadzą z powrotem na siłownię.
To prawda, mówimy tutaj o mnie. A ja jestem szaloną osobą, jeśli o to chodzi, już to ustaliliśmy. Jednak kiedy co roku w marcu chodzę po parkiecie Arnold Sports Festival w Columbus w stanie Ohio, widzę dziesiątki tysięcy ludzi z podobnymi historiami. Mężczyzn i kobiety z całego świata, którzy znaleźli swoją drogę do fitnessu, a dzięki fitnessowi znaleźli drogę do udanego życia. Mówię o właścicielach siłowni, strażakach, strongmenach i przedsiębiorcach sprzedających odzież fitness, suplementy diety, napoje regeneracyjne, sprzęt do fizykoterapii i tak dalej. Większość z tych osób nie ukończyła college’u. A wielu z tych, którzy ukończyli, uważa, że nie wykorzystują zbyt wiele z tego, czego nauczyli się na studiach, w swojej codziennej działalności. Rodzice, nauczyciele, politycy, liderzy społeczności – każdy, kto słucha młodych, musi zdawać sobie sprawę z tego, że istnieją miliony ludzi, którzy stworzyli dla siebie wizję i zbudowali szczęśliwe, udane życie poza systemem uniwersyteckim. To oni są hydraulikami, elektrykami, renowatorami mebli i czyścicielami dywanów i to do nich dzwonimy, gdy mamy problem, którego sami nie umiemy rozwiązać. To oni są generalnymi wykonawcami, agentami nieruchomościami, fotografami. Profesjonalistami w branżach, które poznali poprzez działanie, w czasie rzeczywistym, w prawdziwym świecie. Co więcej, to na nich opiera się nasza gospodarka.
Polecamy: „Przydaj się. Siedem zasad lepszego życia” Arnold Schwarzenegger, wydawnictwo W.A.B (Fot. materiały prasowe)