„Ilu sekundom życia pozwoliłam odejść, nie nadając im znaczenia?” To pytanie, które trafia prosto w serce, pada w książce „Co nas karmi. O rzeczach, które pozwalają nam przetrwać” Agnieszki Krzyżanowskiej. Czas je sobie zadać teraz, gdy kolejny rok dobiega końca, a na horyzoncie widać już nowy.
Nie pamiętam już kiedy trafiłam na blog Agnieszki Krzyżanowskiej Agnes on the Cloud, poleciła mi go lata temu przyjaciółka. I jestem jej za to dozgonnie wdzięczna. Dzięki niej znalazłam bowiem w wirtualnym świecie miejsce, które przynosi ukojenie, skłania do refleksji, zachęca do zachwytu nad światem.
W każdą sobotę rano przenoszę się tam na chwilę, aby – czytając nowy wpis Agnieszki – zastanowić się po raz kolejny: czego potrzebuję, żeby dobrze żyć, co mogę dać światu, jaką drogą podążać, przemierzając moje życiowe Himalaje, jak o meandrach losu pisze pięknie Agnieszka. I zawsze po tej lekturze zostają ze mną zdania, które – jak magiczna kotwica, zatrzymują mnie i pozwalają uchwycić to, co w życiu dobre i piękne.
W ostatnich latach obie doświadczyłyśmy ogromnej straty, przeżywając nasz własny koniec świata. Jej umarł mąż, mnie ukochana mama. Śmierć najbliższej osoby to transformujące przeżycie. Uświadomienie sobie nieuchronności przemijania wywraca wszystko do góry nogami, weryfikując na dobre życiowe priorytety.
Agnieszka, mierząc się z wszechogarniającym bólem, dzieliła się tym, jak radzi sobie z codziennością i w czym odnajduje sens nowego życia. Dodawała w ten sposób otuchy nie tylko tym, którzy doświadczyli żałoby, ale również wszystkim tym, którzy stawiają sobie egzystencjalne pytania w burzliwej jak nigdy dotąd rzeczywistości.
Zapiski na blogu stały się punktem wyjścia do książki „Co nas karmi. O rzeczach, które pozwalają nam przetrwać”. To jedna z tych lektur, które warto mieć pod ręką, gdy ogarnia nas zwątpienie, przeszywa smutek, dopada brak nadziei. Agnieszka Krzyżanowska potrafi bowiem jak nikt inny przekonać, że po nocy przychodzi dzień i „o 5:30 rano zawsze jednak zwycięża życie”.
Zbliżające się święta i koniec roku są jak zwykle okazją do tego, aby zrobić „rachunek sumienia”, przyjrzeć się temu, co nam służy, co sprawia, że wzrastamy, i temu, co ściąga nas w dół i niszczy. Poprosiłam Agnieszkę, aby opowiedziała nam o tym, jak być w kontakcie z tym, co jasne i dobre w nas i w otaczającym nas świecie. Ma w tym bowiem ogromną wprawę.
Agnieszka Krzyżanowska, autorka książek i bloga "Agnes on the cloud" (Fot. Daria Olzacka)
„Dwa dni temu stanęła naprzeciwko mnie drobna dziewczynka w sukience w krówki (zwierzątka, nie cukierki), rozłożyła na boki ramiona i powiedziała, że jest jest bardzo smutno, bo chce latać i nie może. Że podskakuje od kilku dni tak wysoko, jak tylko potrafi i nic z tego nie wychodzi. Przed chwilą przybiegłaś do mnie, całkiem szybko, powiedziałam do niej, czy to nie wspaniałe mieć takie supermoce? Nie, ja chcę latać tak wysoko, jak motyl! – odpowiedziała ze złością i łzami.
Jesteśmy często jak ta mała dziewczynka. Pragniemy tego, czego nie mamy, dlatego cierpimy. Bolą nas nogi od skakania, ale uparcie marzymy o jakimś innym życiu, tym gdzieś poza nami, lepszym, które na pewno mają inni, zamiast wykorzystywać to, co jest na wyciągnięcie ręki. Zamiast uznać fenomen własnego istnienia z całym jego potencjałem i nauczyć się z niego czerpać, rozwijać go i czuć radość.
Fot. Agnieszka Krzyżanowska
Życie wydaje się, jeśli mamy szczęście, długim i nieprzewidywalnym eksperymentem. I nie spotkamy w nim nikogo, kto zna odpowiedzi na wszystkie pytania i nas pewnie przez to życie przeprowadzi. Nigdy nie jesteśmy w nim sami (to wspaniałe), ale to nasze istnienie i nikogo innego, o jego jakości stanowimy my.
„Wszystko masz w sobie”. To zdanie brzmi banalnie, ale banały niosą często w swoich treściach fenomenalnie dużo mądrości. To, co nas uwiera, miejsca, ludzie, sytuacje, mówią w istocie wiele o nas samych. Jak traktujemy siebie i ile mamy „życia” w życiu. Bo jeśli nie na wszystko mamy wpływ, to decyzja, co zrobimy z tym, co mamy, co do nas przychodzi, nasza postawa wobec tego, jest już naszym wyborem.
Wydaje mi się, że życie jest tak dobre, jak pozwalamy mu być. A jednym z najbardziej wspierających jego jakość narzędzi jest uważność, nie tylko ta powszechnie rozumiana, jako nieoceniająca obserwacja danej chwili. Chodzi mi bardziej o uważność na siebie i na to, co stanowi treść naszego życia.
Na którym miejscu stawiamy siebie? Czy to, co robimy, wspiera nas na tyle, żeby mimo wszystko czuć w nim czasem satysfakcję i spełnienie? To ważne pytania, warto je regularnie sobie zadawać. Czy potrafimy odnaleźć obfitość tutaj, w miejscu, w którym jesteśmy? Ponieważ jeśli radość z „tu i teraz” nas nie zatrzymuje, żadna przyszłość nas nie zadowoli.
W doświadczaniu życia i siebie, między ciekawością (obyśmy jej nigdy nie tracili), a wątpliwościami, jest przestrzeń na to, żeby otwierać codziennie drzwi i szukać tego, co dla nas dobre. Co nas karmi i czasem uskrzydla i sprawia, że ten eksperyment, jakim jest nasze istnienie, oprócz rozczarowań i strat, które są doświadczeniem każdego z nas, miał też dobre dla nas chwile.
Nie jesteśmy w centrum wszechświata, z punktu widzenia kosmosu jesteśmy tylko drobniutkim, anonimowym pyłkiem minerałów i związków chemicznych. Stąd czasem niedaleko już do poczucia bezsensu, szczególnie, jeśli czas jest dla nas trudny i dużo wymaga.
Ale skoro wszystko jest tak kruche, tak krótkie jest życie cząstek materii składających się na nas, to dlaczego nie potraktować tego, jako wyzwolenia od bezsensu? Uznać niewiedzę (ile w tym wolności!), brak odpowiedzi na wielkie pytania i próbować poszerzać granice (ustalone na ogół przez umysł, przekonania, wczesne doświadczenia) własnych możliwości? Próbować nowych rzeczy, słuchać intuicji i, o czym często zapominamy, być wdzięcznym za przywileje?
Ale gdybym miała wymienić najważniejszą rzecz, którą możemy dla siebie zrobić, żeby nasze życie było dobre i prostsze, to byłaby to jedna czynność: zwolnij.
Fot. Agnieszka Krzyżanowska
Wstawajmy z łóżka wolniej, oddychajmy wolniej, patrzmy bez pośpiechu, czujmy radość świadomie i bez pośpiechu, pozwólmy sobie na smutek bez odganiania go, mówmy wolniej i z rozwagą. Patrzmy uważnie i słuchajmy uważnie, a okaże się, że wszyscy jesteśmy połączeni, wszystko, co robimy ma znaczenie, coś w świecie zmienia. Bądźmy więc w nim uważnie i powoli.
Bycie w życiu zaczyna się od zatrzymania w nim. Tylko i aż tyle.
I jeszcze: dbajmy o więzi, a te to nie tylko relacje z ludźmi (ale bardzo ich potrzebujemy). Również z istotami pozaludzkimi (pies, który mi towarzyszy, nauczył mnie więcej o praktyce uważności niż dziesiątki przeczytanych na ten temat stron), z naturą i całym, otaczającym nas światem.
Fot. Agnieszka Krzyżanowska
To, że potrzebny nam jest kontakt z naturą wydaje się oczywiste, jesteśmy częścią tego świata, a patrzenie nocą w rozgwieżdżone niebo znacząco pozwala nam zmienić perspektywę co do wielkości naszych codziennych problemów.
Szukajmy ciszy, to też forma medytacji, w niej można usłyszeć siebie. Bądźmy romantykami w małych sprawach i realistami w dużych i ważnych. I zawsze, niezależnie od okoliczności, bądźmy po prostu dobrymi ludźmi. A okaże się, że świat jest pełen zaskakującego piękna.”
Fot. materiały prasowe