Zioła mogą poprawić pamięć, zdrowie i trawienie. Wyleczyć katar i świąd, przegnać melancholię, oczyścić. Skutecznie wspomagają organizm w powrocie do równowagi. Dziś coraz więcej osób sięga po mikstury na bazie ziół i nawet samodzielnie je przyrządza – tak jak nasi przodkowie. Katarzyna Droga sprawdza, czy leczenie naturą ma sens.
Jadę Carską Drogą porozmawiać z zielarką Agnieszką Zach. Odległość między moim domem nad Narwią a jej nad Biebrzą pokonuję spokojnie w pół godziny. W obrębie Biebrzańskiego Parku Narodowego nie wolno się spieszyć, tu w każdej chwili spośród drzew potrafi wynurzyć się łoś. Może wyrośnie nagle chatka z czekolady? Nie, raczej Stodoła Snów, w której odbywają się zielarskie warsztaty. Drewniany domek w Kuleszach za Trzciannem w pierwszej chwili mijam, jednak zawracam. Rozpoznaję po garnuszkach na płocie, donicach, rzeźbie przy schodkach, że to musi być tu. Wnętrze potwierdza tezę: w kuchni słoje z grzybami, sznury cebul, suszone zioła. Jestem na miejscu.
Tutejsi ludzie nazywają Agnieszkę „Biebrzańską Wiedźmą”, ale w tym słusznym słowa znaczeniu. Wiedźma to „kobieta, która wie”
, czyli zna rośliny, świat przyrody i ludzi, nie czarownica władająca magią. Wszystkiego, co wie o ziołach, nauczyła się od babki, ta z kolei – od prababki. Prababka przed wojną była tutejszą znachorką, przyjeżdżali do niej ludzie z całej Polski. – Ja poznawałam wiedzę od babci naturalnie. Po prostu żyłam w tym. Normalne było dla mnie to, że idę z babcią na łąkę, a ona zatrzymuje się przy roślinach i mówi:
„O, zobacz, to cykoria – pomaga na trawienie, a to jest rumianek, ale uważaj, bo maruna jest podobna”
Już jako dziecko wiedziała na przykład, że
mężczyźni nie powinni pić mięty. Dlaczego? Babcia nie wyjaśniła, ale miała przy tym dziwny uśmiech. Powiedziała, że powinni jej unikać i
nie wolno łączyć mięty z pokrzywą, bo one się kłócą. – I ja tej wiedzy używam na bieżąco, według potrzeby. Sięgam też po różne opracowania medyczne i zielarskie – tłumaczy Agnieszka. – To nie jest tak, że zielarz ma wszystko w głowie i sypie z rękawa informacjami na temat roślin. Poza tym mam zasadę, że chorych odsyłam do innych zielarzy, do specjalistów. Mnie, dzikusce znad Biebrzy, brakuje czasem podparcia naukowego, ale warsztaty mamy bardzo udane.
Jej zdaniem zioła działają naprawdę na wszystko. – Najważniejsza kwestia to wiedzieć, które, ile, gdzie i kiedy. Staram się pokazać ludziom, że zielarstwo to nie jest żadna magia.
"Zioła to nie tylko leczenie, to także przyprawy, kosmetyka, dobór smaków i zapachów. Zioła to wiedza"
– Chociaż owszem, jest odrobina magii. To nasza intencja. Ważna przy przyrządzaniu i podawaniu, zresztą nie tylko ziół. Kiedy robisz herbatę lub obiad i denerwujesz się przy tym, to lepiej rzuć ścierą i wyjdź. Bo można zepsuć obiad, energetycznie i zrobić z niego truciznę. Nalewając komuś herbatę, zawsze staram się myśleć ciepło o tej osobie, że chcę dla niej dobrze i żeby jej smakowało. Bo intencja to też energia, więc zioła powinny być przyprawione dobrą energią.
A co z tą niedobrą? Wszyscy znamy opowieści o rzucanych urokach… – Zioła na urok? – kręci głową Agnieszka. Ale przyznaje, że są też zioła szkodliwe, a nawet zioła trucizny, a rosną pod płotem. – Zresztą wszystko leczy i wszystko szkodzi, zależy od dawki – zauważa. – Tak jak owoce, które zjadamy jako samo zdrowie. Taka malina działa na układ krwionośny, pomaga w porodach, ale ma też działanie przeciwzapalne i napotne, więc nie należy używać jej bez umiaru.
- Są też zioła tak zwane mocne, bardzo konkretne, na przykład wrotycz. Pomaga w stanach zapalnych skóry, w tym na atopowe zapalenie, także na problemy żołądkowe, ale nie mogą go stosować kobiety w ciąży, bo może spowodować poronienie – tłumaczy dalej Agnieszka. – Ja jestem leniwym zielarzem, lubię jak działa już, szybko, stąd moje zakochanie się w żywokoście i w pokrzywie – dodaje. – Wiesz, że zamiast kawy można pić pokrzywę i efekt jest dużo lepszy? Ale nie zadziała, jeśli nie ma zmęczenia. Kiedy ktoś przychodzi do domu i ma wrażenie ołowiu w rękach, pokrzywa postawi go na nogi. Zaparzasz ją jak herbatę.
Tego i wielu innych rzeczy można dowiedzieć się na warsztatach prowadzonych przez Agnieszkę „Zioła na wesoło”.
"Idziemy na łąkę, do lasu i pokazuję ziółka: to dobre na trawienie, to na potencję, a tego trzeba unikać. Szukamy, zbieramy. Dotykamy roślin i obserwujemy gdzie co żyje"
Często wtedy pada pytanie:
"A w mieście?". W mieście też można znaleźć zioła, na przykład wiesiołek. Rośnie na nieużytkach i murawach kserotermicznych, radzi sobie w szparach chodnika. Olej z wiesiołka używany jest też w medycynie konwencjonalnej.
Potem każdy robi coś z ziół. Co? To już zależy od sezonu, pomysłu, humoru. - Na kłopoty małżeńskie – syrop z mniszka. Mniszek, tak zwany mlecz, rośnie na każdym trawniku, nawet w środku miasta. Urywamy główki, bierzemy sam kwiat, robi się z niego syrop. Cukier, woda, kwiaty, gotujemy w konkretnych proporcjach, np. 400 kwiatów na litr wody i kilogram cukru – mówi Agnieszka. - Innym razem powstaje maść z wrotyczem, stewią, krwawnikiem i nagietkiem. To maść łagodząca, dobra na łuszczycę, egzemę, na problemy skórne. Ucieramy zwyczajnie, w makutrze, na bazach różnych olejów. Trzeba dobrze pokręcić wałkiem, żeby dokładnie rozprowadzić składniki, a potem pakujemy masę w słoiczki – wyjaśnia Agnieszka. Z dziurawca powstają olej do masażu oraz krople antydepresyjne, ale malutki słoiczek, by przypadkowe wypicie całej zawartości nie zaszkodziło.
Uczestniczki warsztatów robią kremy, herbatki, nawet zupy. A Agnieszka dorzuca swoją filozofię „drobniutkich przyjemności życiowych”, takich jak herbata z płatkami róży, gdy wieje i mróz. Konfitura, którą możesz komuś podarować – taki gest też ma moc. A jak cudownie działają skórki z wiejskich jabłek wkrojone do herbaty… – Moja babcia zawsze składała je na kupkę, kiedy obierała jabłko, a potem zaparzała. Jaka to była pyszna herbata! – zachwyca się.
– Zioła są wszędzie. Można powiedzieć, że nas otaczają. Znamy przecież majeranek, bazylię, kurkumę, oregano. Używamy ich na co dzień w kuchni, ułatwiają trawienie, nadają smak potrawom – mówi Franciszek Rucińki, zielarz i właściciel Zielarni Franciszkańskiej w Łodzi, do którego dzwonię po podparcie naukowe. Ma ogromną wiedzę, nabytą przez 30 lat zawodowej praktyki. – Trzeba jednak odróżnić zioła spożywcze od ziół, które są stosowane do mieszanek leczniczych. Zioła lecznicze muszą odpowiadać normom farmakologii polskiej, mają inne terminy ważności niż spożywcze, inaczej są przechowywane, są bogatsze w istotne dla zdrowia składniki – wyjaśnia. I przekonuje: – Naprawdę warto uwierzyć, że zioła leczą. Przy pewnych chorobach płuc, wątroby, serca, związanych z trawieniem, kiedy nie ma jeszcze stanu ostrego – zioła pomagają idealnie. Są wskazane dla starszych pacjentów, bo wprowadzają do organizmu wodę, a starsi ludzie piją mniej. A przy tym zaparzenie ziół, chwila refleksji nad filiżanką sprawia, że zatrzymujemy się w biegu, robimy coś dla siebie. Do tego zioła pomagają w oczyszczeniu organizmu, co zapobiega większości chorób: od nowotworów po choroby pasożytnicze, nawet psychiczne. Według chińskiego ziołolecznictwa źródłem chorób bywa nieoczyszczane jelito grube, złe jedzenie i chora wątroba.
Na przykład nadciśnienie. – W medycynie klasycznej, zachodniej, przyznano się, że w 95 proc. nie znamy przyczyny nadciśnienia, w 5 proc. – tak, mogą to być nerki, nadnercza, miażdżyca, zapchane aorty. W zielarstwie uznaje się, że przyczyną nadciśnienia mogą być emocje. Albo chora, tak zwana „gorąca”, czyli zniszczona nocnym jedzeniem i umęczona stylem życia wątroba, która oddziałuje na nerki – tłumaczy Franciszek Ruciński.
– Plagą naszych czasów staje się stres. Znam górników, którzy pracują pod ziemią, noszą ładunki wybuchowe, odpowiadają za detonacje skał w kopalniach. Można sobie wyobrazić ich stres. Są takie zioła i ich mieszanki, które im pomagają. Głównie na bazie dziurawca, ale odpowiednio zrobione. Co ważne, nie soki, nie nalewki, lecz wyciągi, bo zawierają heparynę w odpowiednim stężeniu.
Są też zioła na poprawę trawienia, ukojenie nerwów czy sprawną pamięć, przygotowywane według starych klasztornych receptur. – Mnisi nie operowali naszym językiem, nie wiedzieli, jak to nazwać, zapisywali więc: „zioła na dobrą krew”. I to jest bardzo mądre określenie, bo jeśli mamy dobrą, czystą krew, to ona nas prawidłowo odżywia, doprowadza duże ilości tlenu do organizmu, do mózgu – tłumaczy zielarz. – Dzięki ziołom bardzo poprawiła mi się pamięć. A przy okazji schudłem 20 kilo i mam niezłe wyniki badań. W walce z czasem kluczowe jest poprawienie trawienia – istnieją na to specjalne mieszanki ziołowe, ale główna zasada prawidłowego odżywiania brzmi: jemy mało, a często, w zasadzie pięć razy dziennie. Ostatni posiłek o 18, 19.
Czy zioła mogą szkodzić? Jak najbardziej. Zbyt stare, źle dobrane, w za dużej dawce. – Anglicy udowodnili, że niektóre zioła osłabiają działanie środków antykoncepcyjnych – dodaje Franciszek Ruciński. Jest dużo ziół, których nie powinno się stosować w okresie ciąży i karmienia, jak ziele ruty, piołunu, malwy czarnej. Albo aloes, wszyscy go uznają za bardzo zdrowy, a okazuje się, że mężczyźni, którzy mają kłopoty z prostatą, nie powinni go używać. Jak widać, zielarstwo to bardzo rozległa wiedza, ale przydatna. – Daje wiele satysfakcji, poprawia zdrowie i jest przygodą intelektualną na całe życie – mówi Franciszek Ruciński. – Ja mam wykształcenie prawnicze, ale wiele lat temu zająłem się ziołami i ani przez chwilę tego nie żałowałem.