„Dwa teatry” Jerzego Szaniawskiego nie są już lekturą obowiązkową, a dzieła dramaturga powoli odchodzą w zapomnienie. Ale jego nazwisko, także dzięki książce Krystyny Kolińskiej, zostanie zapamiętane. A to ze względu na nietuzinkowe, dramatyczne życie pisarza, zwłaszcza ten jego rozdział, który napisała szalona Van Anita.
O tym, co z sędziwym Szaniawskim wyrabiała niezrównoważona psychicznie malarka, krążą mroczne legendy. W większości wyssane z palca, zastrzega biografka, lecz sama podsyca ciekawość czytelnika, dozując prawdę – utrwaloną w zachowanych dokumentach – na raty. I bez udziału Anity los pisarza był naznaczony cierpieniem: wypełniony zmaganiami z odziedziczonym po ojcu majątkiem i bezdusznymi urzędnikami, niedostatkiem, poczuciem emocjonalnego i twórczego niespełnienia. Za samotność jednak odpowiadał w pewnym stopniu on sam, lokując uczucia nie tam, gdzie mógł liczyć na wzajemność. Czy to oznacza, że zasłużył sobie na tragiczny finał?
PIW, Warszawa 2009, s. 243