Janina Katz jest Polką, ale do literatury weszła poprzez inny język. Po polsku pisze tylko wiersze, prozę natomiast – po duńsku. Z sukcesem: w Danii, która stała się jej przybraną ojczyzną, zdobyła niejedną nagrodę literacką. Tymczasem w naszym kraju ukazuje się dopiero druga z siedemnastu opublikowanych przez pisarkę książek.
Katz urodzona w 1939 roku w Krakowie jest dzieckiem Holocaustu i jedną z wielu przymusowych emigrantek po antysemickiej nagonce roku 1968. Te dwa fakty, typowe dla wielu urodzonych tuż przed wojną Polaków żydowskiego pochodzenia, zwykle znajdują odbicie w tworzonych przez nich pisemnych świadectwach. Tak się dzieje i w przypadku autorki „Pucki”, która nie kryje, że jej powieści mają charakter autobiograficzny. W dużej mierze, bo choć Pola-Pucka to rówieśniczka autorki, a jej historię można czytać jako powieść z kluczem, podobieństwa i skojarzenia nie wydają się tu aż tak ważne. Trzeba bowiem pamiętać, że powieść ta przeznaczona została dla czytelnika duńskiego, niewtajemniczonego w zawiłości polskich dziejów i być może nierozróżniającego przypadków typowych od nietypowych. Nie oznacza to wcale, że historia została tu jakoś specjalnie zaadaptowana, a fakty udramatyzowane czy przekłamane. Nie. Jedyne, co da się wyczuć, to emocjonalny dystans pisarki do tego, co było także jej udziałem.
Nie możemy, jak Duńczycy, spojrzeć z dystansem na opisywane realia, ale na pewno na przedstawioną w książce przeszłość. Na dramat dziewczyny, a potem młodej kobiety, która chce być wolna i szczęśliwa pomimo wszystko. Która ma ochotę gwizdać na pochodzenie i na historię, lecz oczywiście jej się to nie udaje. Nie roztkliwia się jednak nad sobą, tylko cieszy, że nie przegrała walkowerem.
Od pierwszej książki polubiłam niezależny, „barbarzyński” styl życia i pisania Janiny Katz. Dobrze, że choć w ten sposób do nas wróciła.
przełożyła Bogusława Sochańska, Jacek Santorski & Co, Warszawa 2008, s. ok. 267