Szef jest samotny. Nie trzeba aż tak znowu wielkiej empatii, żeby to zauważyć.
Od lat jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem i bardzo to sobie chwalę. Ale muszę przyznać, że nie umiałabym być sobie szefem od początku mojej legitymacyjnej dorosłości, bo dojrzewałam do podjęcia pełni odpowiedzialności długo i z oporami. Szefowie (i mistrzowie) byli mi niezbędni.
Szef to postać archetypowa, czyli znana ludzkości od jej zarania we wszystkich kulturach. Od wodza plemienia, przez władców, panów do majstrów, dyrektorów, prezesów, sierżanta czy redaktor naczelną.
Jak ważna to postać, opowie anegdota. Przychodzi klient do sklepu zoologicznego. „Poproszę papugę, która mówi w paru językach”. Sprzedawca pokazuje zieloną papugę: „Ta mówi po francusku i niemiecku. Kosztuje 1000, a ta żółto-czerwona mówi jeszcze po czesku i kosztuje 2000. Ta błękitna zna dodatkowo angielski, kosztuje 3000”. Klient pyta: „Tam, wyżej, siedzi taka biała, w ilu językach mówi?”. Sprzedawca: „Nie mam pojęcia. Nigdy jej nie słyszałem. Kosztuje 10 000”. „Dlaczego?!” „Bo wszystkie mówią do niej szefie!”. Miałam bardzo różnych szefów. Najlepszym była kobieta i najgorszym była kobieta. Ta najfajniejsza (szefowa działu personalnego w dużym ministerstwie) miała w sobie spokój, zaufanie do ludzi, ale bez naiwności, była sprawiedliwa, dawała wiele przestrzeni na decyzje podwładnych, opieprzała na osobności, zdrowo, ale merytorycznie i tylko raz. A chwaliła szczerze, z radością i przy wszystkich. Dbała o pieniądze dla pracowników. Nastrój w jej dużym liczebnie dziale był taki, że ludzie przychodzili do pracy z wielką ochotą, szanowali się i lubili ze sobą zarówno pracować, jak i bawić się.
Wraz ze zmianą rządu przyszedł jednak nowy minister, a wraz z nim młodsza i ładniejsza pani dyrektor. Gdybym wtedy pisała, miałabym pod nosem gotowy scenariusz „Jak w trzy miesiące zepsuć pracę wielu lat i zdezintegrować świetnie współpracujący zespół”. Dama owa była od tego specjalistką. Skłóciła ludzi, zaprowadziła system donosów, a ponieważ nie wszyscy się w tym odnaleźli, niektórzy chodzili, zadzierając nosa po niesprawiedliwie rozdzielanych premiach, inni cierpieli z powodu wrzodów, pozostali nie sypiali po nocach i rozglądali się za nową pracą. Mnie, na szczęście, skończyła się czasowa umowa.
Bywa, że pracownicy integrują się przeciw szefowi. Ale możliwe to jest wtedy, gdy wszystkich traktuje on (ona) podobnie nieżyczliwie lub zbyt surowo lub gdy faworyzuje jedną osobę (wtedy pupil zbiera jeszcze więcej złości niż sam szef). Czasem podwładni wspierają się wzajemnie i wspierają też szefa, gdy jest on słaby merytorycznie, ale ufa swoim pracownikom i szanuje ich profesjonalizm. Powiedzmy sobie też, że relacja z szefami świetnie się nadaje na projekcję naszych problemów z rodzicami i że pracując nad dorosłym rozwiązywaniem spraw z przełożonymi, zbliżamy się jednocześnie do dojrzalszej postawy wobec rodziców. I odwrotnie!
Miałam kiedyś szefa, od którego mogłam się dużo nauczyć. Miał ciężki wypadek. Poruszyło mnie to ogromnie, że mogłoby go zabraknąć. Niczym stały się wtedy jego zmiany nastrojów, które nas czasem niemile zaskakiwały. O paradoksie, wtedy zrobiłam wielki krok w dorosłość. Przyznałam się przed sobą, że mnie nie stać na takie szefowanie i zbudowanie dla wielu ludzi miejsca wspaniałej, rozwojowej pracy. Że ten człowiek jest cenny, potrzebny, twórczy i że niczym przy tym są jego humory. Niech je sobie ma i niech będzie dalej. Ja się chcę nadal od niego i przy nim uczyć i rozwijać. Chciałam też, żeby wiedział, że tak właśnie czuję, i powiedziałam mu to ze wzruszeniem i radością, gdy wrócił do zdrowia…
Szef jest samotny. Wiem, sama byłam. A nawet gdybym nie była, nie trzeba aż takiej znowu wielkiej empatii, żeby to zauważyć, prawda? Weź pod uwagę słowa pewnej ciepłej szefowej: „Czy ktokolwiek chętnie zastąpiłby mnie w tym okropnym obowiązku, kiedy czasem muszę kogoś zwolnić?”.