Władysław Broniewski był bardzo dobrym poetą, ale o tym wiem od niedawna. Zadręczano nas w szkole na akademiach jego wierszami. Jego utwory są proste, uderzające, miał niezwykły talent słowotwórczy.
Nie było w Polsce pisarza bardziej rewolucyjnego i równie mocno popieranego przez władze komunistycznej Polski. Ale odcięto wtedy Broniewskiemu połowę biografii. Bohater wojny 1920 z bolszewikami, szaleńczo odważny, dostał Virtuti Militari i cztery krzyże walecznych. Broniewski, autor bałwochwalczego „Słowa o Stalinie”, gloryfikujący armię sowiecką, zabijał radzieckich żołnierzy. W czasie drugiej wojny znajdzie się we Lwowie okupowanym przez Sowietów. Aresztowany, trafi na Łubiankę, będzie zachowywał się tam heroicznie. Potem z armią Andersa znajdzie się w Palestynie, wróci do już komunistycznej Polski, by podpisać pakt ze stalinowskim diabłem.
Był alkoholikiem monstrualnym, zamykanym nawet w szpitalach psychiatrycznych. Czasami dzwonił do mojego ojca w środku nocy, dzwonił zresztą do wielu pijany i recytował swoje nowe wiersze. Przypominam sobie poranną irytację ojca z tego powodu przy śniadaniu. „Zwymyślałem go”, powiedział, rozbijając skorupkę jaka. W jednym z wierszy Broniewski napisał: „Obudziłem dobrego pisarza/ byłem trochę zawiany;/to się zdarza,/jestem z tego przesadnie znany”.
Poeta miał córkę Joannę, bardzo kochaną, mawiał na nią Anka. Była żoną reportera Stefana Kozickiego, w 1948 roku urodziła im się córka Ewa. I nagle wybuchła wielka miłość Anki i pisarza Bohdana Czeszki. Miłość wzajemna, choć tu i tam były dzieci, rodzina. Śmierć Anki zszokowała wszystkich. Samobójstwo? Ale żona Czeszki podobno godziła się na rozwód. W przeddzień zdarzenia, jak zanotowała 8 września 1954 roku w „Dziennikach” Maria Dąbrowska, Anka „na pijatyce z przyjaciółmi, wróciła na pół przytomna, odprowadził ją Czeszko, mąż był właśnie w terenie”. Rano przy drzwiach Anki pachniało gazem.
Na uboczu
Mamo, ja nie wierzę w żadne gusła:
czarny kot, trzynastka, wyjazd w poniedziałek,
a czasem w oczy zajrzy taka pustka,
o której nie wiedziałem.
Mama miała wstręt do myszy,
Anka nie znosiła pająków,
a ja czasem nie znoszę ciszy
i za dnia białego się błąkam.
Czasem jest mi jeszcze trochę gorzej,
niż może być od chwil najgorszych,
a wtedy myślę: może
połknę i tę gorycz.
Na grób córki rzadko chodzę
(mógłbym taksówką),
ale tam myszy są po drodze,
poniedziałki, trzynastek mnóstwo.
Nie wierzę ja w żadne przesądy,
materialista dziejowy,
a jak sobie na uboczu siądę:
słowo, płaczące słowo.
Władysław Broniewski, „Poezje zebrane”, Czytelnik 2022.