Choć gra w aktorskiej pierwszej lidze, nie gwiazdorzy. – Przyzwyczaiłam się, że ludzie odbierają mnie jako delikatną istotę. A ja jestem silna, niezależna i wytrwała – mówi Liv Tyler. To, między innymi, łączy ją z Michelle Blake, strażaczką, którą gra w nowym serialu „9-1-1: Teksas”. Choć coś ją też od Michelle różni: Liv Tyler boi się widoku krwi.
Mam wrażenie, że Michelle to twoje przeciwieństwo – twarda, oschła i bezpośrednia kobieta, która będzie się rozpychać łokciami, byle tylko osiągnąć swoje.
Zabawne, bo spośród wszystkich postaci, w które się do tej pory wcielałam, czuję się najbardziej związana z Michelle. Przyzwyczaiłam się, że ludzie odbierają mnie jako delikatną istotę, bo mam wysoki, cichy głosik, który przywodzi na myśl słabość i nieporadność. Ale to nie są moje cechy. Postrzegam siebie jako silną, niezależną i wytrwałą kobietę. Trudno mnie powstrzymać przed zrobieniem tego, na czym mi zależy. A jeśli wyznaczę sobie cel, nie spocznę, dopóki go nie zrealizuję. On staje się moją obsesją. Czasami muszę się sama dyscyplinować, bo zdarza mi się zbyt mocno zaangażować w jakąś sprawę. Zmuszam się wtedy do zweryfikowania, czy ona na pewno jest warta energii i siły, które w nią wkładam. Włącza mi się lampka ostrzegawcza, gdy widzę, że przysłania mi to inne ważne rzeczy w życiu.
Potrafisz krzyczeć? Ten delikatny głos sprawia, że trudno mi w to uwierzyć…
Pogadaj z moim partnerem [Dave Gardner, agent sportowy, są razem od 2014 roku – przyp. red.], a przekonasz się, że mi się to, niestety, zdarza. Na szczęście bardzo rzadko. Nie lubię krzyczeć i nie próbuję krzykiem niczego wymuszać na innych. David zresztą często słyszy od naszych wspólnych znajomych, że jesteśmy taką ułożoną parą. Jestem przekonana, że takie opinie zawdzięczam wyłącznie temu, jak mówię. A wracając do Michelle – ona jest świetną strażaczką. Praca jest dla niej najważniejsza, oddaje się jej w pełni. To nas na pewno łączy. Ona przechodzi przez proces żałoby, jej siostra padła ofiarą morderstwa. Michelle nie wie, kto jest sprawcą ani co wydarzyło się w życiu siostry, zanim zginęła. Podejrzewa, że zbrodni mógł dokonać jej były chłopak. Swoją drogą to dość zabawne, bo w serialu wciela się w niego mój szwagier, mąż mojej siostry Chelsea, Jon Foster.
Przygotowanie się do roli wymagało od ciebie przeniknięcia do świata prawdziwych strażaków?
Spędziłam na rozmowach z nimi wiele tygodni. Szybko przekonałam się, że ich instynktowne reakcje są zupełnie inne niż większości ludzi: zamiast uciekać z miejsca, które jest zagrożone, wbiegają do niego, żeby pomóc tym, którzy nie są w stanie opuścić go o własnych siłach. Nie chodzi mi tylko o sytuacje, kiedy są wzywani na miejsce pożaru. Nawet gdy nie są na służbie, a pojawia się zagrożenie, nie uciekają, dopóki się nie upewnią, że inni są bezpieczni. Na potrzeby roli próbowałam taki odruch wykształcić u siebie. Nie miałam – odpukać – sytuacji, w której musiałabym sprawdzić, czy mi się rzeczywiście udało. Testowałam go tylko w mało ekstremalnych momentach: kiedy słyszałam, że ktoś szybko zbiega ze schodów, starałam się sprawdzać, czy wszystko w porządku, a gdy ktoś hamował z piskiem opon, upewniałam się, że nikt nie potrzebuje pomocy. Coś takiego trzeba mieć chyba zakodowane genetycznie. To najpewniej powołanie.
To coś innego niż powołanie do aktorstwa?
Tak. Bliżej mu raczej do powołania bycia matką. Sama nią jestem – mam trójkę dzieci. Wychowywanie najmłodszych, pięcioletniego Sailora Gene’a i czteroletniej Luli Rose, wymaga ode mnie mierzenia się z tym, czego się boję: krwią i rozcięciami, bo takie wrażenia fundują mi moje pełne energii dzieci. Zawsze chciałam zagrać psychopatkę albo morderczynię, żeby zmienić swój ekranowy wizerunek o 180 stopni, ale paraliżowała mnie obawa, że nie wytrzymałabym widoku lejącej się krwi i ludzkich wnętrzności. Kiedy opiekujesz się małymi dziećmi, skaleczenia, rany i siniaki są nieuniknione. Zanim zostałam matką, wyobrażałam sobie moje dziecko podbiegające do mnie z rozkwaszonym kolanem i miałam poczucie, że moją jedyną reakcją będzie omdlenie.
Jak wygląda rzeczywistość?
Spinam się, natychmiast chwytam za wodę utlenioną, bandaż, nożyczki i spieszę z pomocą. W takich chwilach w ogóle nie ma czasu na myślenie. Po prostu odzywa się w tobie instynkt i działasz. U strażaków i pracowników bezpieczeństwa publicznego jest podobnie. Już w młodości widziałam coś takiego u policjantów i ochroniarzy, którzy pracowali przy koncertach i imprezach Aerosmith, zespołu mojego ojca. Miałam do nich ogromny szacunek i czułam się w ich obecności bezpieczna, bo to nie były osoby, które biorą pieniądze za to, żeby postać i powyglądać groźnie, tylko rzeczywiście miały oczy dookoła głowy, zwracały uwagę na to, co mi kompletnie umykało. Fascynowała mnie ich praca. Uwielbiałam z nimi rozmawiać. Z produkcją „9-1-1: Teksas” współpracowało wielu profesjonalnych strażaków z Los Angeles, którzy dzielili się ze mną i z Robem Lowe’em, moim serialowym partnerem, wiedzą, doświadczeniem i opowieściami z pracy. Byli do tego stopnia otwarci i tak mocno zaangażowani w serial, że zaprosili mnie nawet do udziału w akcji strażackiej, ale bałam się skorzystać z tego zaproszenia.
Dlaczego?
Wydawało mi się, że mogę nie wytrzymać psychicznie, jeśli zobaczę sytuację, w której czyjeś zdrowie lub życie jest zagrożone. Choć, jak ci powiedziałam, jestem silną i twardą osobą, to mam wysoko rozwinięte wrażliwość i empatię, co powoduje, że pod wpływem takich widoków mogłabym doznać traumy. Ale i tak uważam, że najlepsza w mojej pracy jest możliwość wcielania się w takich ludzi, którymi nigdy sama nie mogłabym zostać. Strażacy, policjanci, szaleńcy i mordercy stoją tu w jednym szeregu. Dlatego najmniej interesował mnie techniczny aspekt tego, co robią, a najbardziej to, jak wykonywany zawód wpływa na ich życie prywatne: Jak śpią? O czym śnią? Jak pozbywają się napięcia? Czy kiedykolwiek tracą czujność? Czy opowiadają swoim partnerom o tym, co zobaczyli?
Zaspokoiłaś ciekawość?
Na te pytania nie ma jednej odpowiedzi. Każdy na swój sposób sobie z tym radzi. Możesz pomyśleć, że to banalne odkrycie, ale to właśnie ono spowodowało, że nabrałam do strażaków jeszcze większego szacunku. Oni nie dostają w szkole narzędzi, które pozwalają im gładko wracać do normalnego życia po akcji. Sami muszą rozpoznać, co jest ich w stanie od tego uwolnić. I nie zawsze pierwszy wybór jest dobry. Zwracamy na to w serialu uwagę, oddając w ten sposób hołd ludziom, którzy zdecydowali się na ten zawód.
Artyści też pewnie muszą znaleźć sposób na odreagowanie emocji, których doświadczają, gdy wcielają się w kogoś zupełnie innego niż oni sami. Sama długo takiego sposobu szukałaś?
Od dziecka otaczały mnie kreatywne osoby, które wpłynęły na mój sposób odbierania świata artystycznego. Próbowałam zachować zdrowy rozsądek wśród natchnionych, szalonych ludzi, którzy dzielili się ze mną swoimi przeżyciami i doświadczeniem. Lekcja, którą z tych rozmów wyniosłam, przełożyła się na to, jak żyję dzisiaj. Mieszkam z rodziną w Londynie, skąd kursuję do Los Angeles, nie ciągnie mnie do Miasta Aniołów, nie chcę być w epicentrum zdarzeń. Choć kocham aktorstwo, uwielbiam energię i satysfakcję, jakie mi daje, to mam świadomość niebezpieczeństw, które niesie ze sobą przemysł rozrywkowy. Staram się być jego częścią i jednocześnie pozostawać poza nim, żeby nie dać się wciągnąć i zatracić. W ten sposób czuję się bezpieczna. To chyba jest ta moja metoda.
W odróżnieniu od wielu gwiazd ty mogłaś zobaczyć, jak wygląda życie artysty z każdej strony – a to dzięki sławnym w show-biznesie rodzicom.
W środowisku panuje mit, że dzieciństwo i okres dojrzewania spędziłam w kamperze Aerosmith, jeżdżąc po całym kraju z zespołem ojca. Ale to nieprawda, choć ten mit umocniło wideo, na którym jako nastolatka śpię w samochodzie grupy w Nowym Jorku. Ono nie odzwierciedla mojej przeszłości. Nigdy nie dorastałam w Hollywood. Przez lata mieszkałam z mamą i jej częścią rodziny w stanie Maine, z dala od blichtru. Mój ojciec ze swoją rodziną mieszka w małym mieście w pobliżu Bostonu, Los Angeles tylko odwiedza. Oczywiście, przez wzgląd na profesje rodziców popularni i utalentowani muzycy przewijali się przez nasz dom cały czas. Ale nigdy nie byli jego bazą, podstawą.
Nie tęskno ci do spektakularnego życia w fabryce snów?
Jestem ciekawską osobą. Nie potrzebuję spektakularnych wydarzeń, żeby mówić, że mój dzień był wyjątkowy. Cały czas zaskakują mnie kolejne projekty. Pamiętam, kiedy miałam 18 lat i kręciłam „Ukryte pragnienia”. Siedziałam w Toskanii – na planie filmu reżyserowanego przez wybitnego reżysera Bernarda Bertolucciego i w otoczeniu najdoskonalszych aktorów tamtego czasu – Jeremy’ego Ironsa czy Josepha Fiennesa – i myślałam: „Już nigdy nie zagram w niczym lepszym”. A potem przyszły choćby trylogia „Władca pierścieni” czy serial HBO „Pozostawieni”, które wywołały we mnie podobne myśli. Teraz tak samo było z „9-1-1: Teksas”. Jestem dobra w docenianiu tego, co mi się przydarza. Mam nadzieję, że nigdy tej cechy nie zatracę. Praca w serialu raczej mi na to nie pozwoli.
Co w niej takiego wyjątkowego?
Każdy odcinek kręci inna ekipa – inny reżyser mówi ci, jak masz grać, inny operator patrzy na ciebie przez kamerę i wydobywa inne elementy niż poprzedni. Dzięki temu każdy dzień na planie jest zupełnie inny, a suma doświadczeń pozwala mi cały czas nie tylko zdobywać nowe umiejętności zawodowe, ale też poznawać lepiej siebie. Patrzenie na siebie oczami innych to wielki przywilej aktorów – umożliwia zmianę perspektywy. Żyjemy w złotej erze seriali, ale ja niewiele ich oglądam, bo moje małe szkraby angażują mnie na tyle, że nie znajduję czasu na kino ani platformy streamingowe. Najwięcej nadrobiłam dzięki pracy na planie „9-1-1: Teksas”, bo byłam w Los Angeles sama, bez moich najbliższych. Kiedy wracałam do hotelu, odpalałam seriale i wciągałam odcinki jeden po drugim. Miałam z tego wielką frajdę, której na pewno nie zamieniłabym na balangi w Hollywood.
Liv Tyler, ur. w 1977 roku amerykańska aktorka. Córka wokalisty Aerosmith Stevena Tylera i fotomodelki Bebe Buell. Karierę zaczęła jako modelka w wieku kilkunastu lat. Pojawiała się w reklamach i teledyskach – m.in. w klipach do hitów „Crazy” oraz „I Don’t Want to Miss a Thing”. Renomę jako aktorce przyniosła jej rola w „Ukrytych pragnieniach” (1997) Bertolucciego. Popularność zdobyła dzięki udziałowi w hicie „Armageddon” (1997) i trylogii „Władca pierścieni” (2001–2003) Petera Jacksona.Ostatnio zagrała w serialu „9-1-1: Teksas” na kanale FOX.