1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura

„Zapytałem Camillę, czy musimy kogoś zabijać. Odpowiedziała, że tak”. Camilla Läckberg i Henrik Fexeus o nowej książce „Mentalista”

(Fot. Elisabeth Toll; materiały prasowe)
(Fot. Elisabeth Toll; materiały prasowe)
Znana autorka kryminałów tym razem w duecie. Najnowszą książkę Camilla Läckberg napisała z Henrikiem Fexeusem, kojarzonym z zupełnie inną literaturą. Dlaczego zdecydowali się pracować razem i czego możemy się spodziewać po „Mentaliście” i zaplanowanych kolejnych częściach cyklu?

Jest taki fragment w Waszej książce, w którym Mina, główna bohaterka, marzy o świecie, gdzie wszyscy nauczyli się porządnie myć ręce, używali gumowych rękawiczek i masek na twarz, a wszędzie znajdowały się szyldy z napisem: „Trzymaj dystans”. Próbowałam obliczyć w pamięci, czy to możliwe, żebyście tę postać wymyślili już w czasie pandemii.
Camilla Läckberg: No właśnie nie! Stworzyliśmy postacie, także Minę, przed pandemią i wydawało nam się, że mamy niezwykle oryginalną bohaterkę. (śmiech) A potem uderzył koronawirus i Mina okazała się znacznie bardziej normalna, niż nam się wydawało. Wyszło trochę na to, że ignorując fakt, iż wokoło trwa w najlepsze pandemia, puszczamy oko do czytelnika.
Henrik Fexeus: Prawda jest też taka, że to dzięki lockdownowi mogliśmy napisać tę książkę. Nagle okazało się, że mamy bardzo dużo czasu, którym mogliśmy swobodnie gospodarować.

Wspólna praca nad tekstem bywa niełatwa. Jak było w Waszym przypadku?
H.F.: Pomogło nam to, że przyjaźnimy się z Camillą od kilkunastu lat, więc po prostu przekuliśmy naszą bliską relację w twórczą. A to oznacza, że ani ego, ani potrzeba prestiżu nie stały nam na drodze, nie musieliśmy walczyć o to, czyja wizja ma pierwszeństwo. Ale muszę jednocześnie przyznać, że ani Camilla, ani ja nie lubimy pracować z innymi ludźmi. Zdecydowanie nie jesteśmy graczami zespołowymi.
C.L.: Henrik jest bardzo miły, ja powiedziałabym, że nienawidzimy pracować z innymi ludźmi [śmiech]. Ale rzeczywiście, oboje od 15 lat wychodzimy z założenia, że to to drugie genialnie pisze, więc nie musimy się kłócić o ego.
H.F.: Zresztą na początku wcale nie byliśmy pewni, czy nam coś z tej wspólnej pracy wyjdzie. Nie byłem przekonany, czy ta historia powinna być kryminałem. Zapytałem Camillę, czy musimy kogoś zabijać. Odpowiedziała, że tak.

W „Mentaliście” opisujecie seryjnego mordercę, który na narzędzia zbrodni wybiera rekwizyty cyrkowego magika.
C.L.: To był pomysł Henrika. Kilka lat temu odwiedził mnie i moją rodzinę w naszym letnim domku. Długo rozmawialiśmy, a na koniec, jak zwykle, zaczęliśmy przerzucać się pomysłami na książki. I wtedy Henrik wspomniał o wymyślonej przez siebie historii. Bardzo mi się spodobała, dorzuciłam trochę swoich pomysłów, on dodał następne, potem znowu ja – po kilku godzinach takiego ping-ponga nagle uświadomiliśmy sobie, że mamy cały koncept, i to na trzyczęściowy cykl. Swoją drogą warto zwrócić uwagę na jedną sprawę – kiedy Henrik opowiadał mi o realiach pracy iluzjonistów, dotarło do mnie, jak przedmiotowo traktuje się w tym fachu kobiety.

Rzucanie w asystentkę nożami, przecinanie jej na pół, zamykanie w skrzyni…
C.L.: Uświadomiłam sobie, że nigdy nie myślałam o sztuczkach magicznych w ten sposób. To się rymuje z tematem przemocy w ogóle. Przestępstwa też częściej dotyczą kobiet, bo to one postrzegane są jako słabsza część społeczeństwa, ta łatwiejsza do skrzywdzenia. Kobiety są więc ofiarami sztuczek magicznych przestępcy w naszej książce.

Główni bohaterowie to wspomniana policjantka Mina, która brzydzi się brudu, wszędzie widzi bakterie i choroby, oraz tytułowy mentalista [ktoś, kto odczytuje ludzkie nastroje, rozumie znaczenie mowy ciała, jest znakomitym obserwatorem, dzięki czemu może wpływać na innych i „przewidywać” niektóre zdarzenia – przyp. red.], czyli Vincent, którego zachowania – jak wiązanie sznurowadeł przez kwadrans, żeby były idealnej długości, albo zamiłowanie do liczb parzystych czy ustawianie wszędzie butelek etykietami do przodu – mocno zastanawiają. Przyjmijmy, że powieściowy Vincent ma naturę dość neurotyczną.
H.F.: To chyba najłagodniejsze określenie, jakiego można by w stosunku do niego użyć [śmiech]. Ale tak, zależało mi, żeby sportretować Vincenta w inny sposób niż ten, w jaki popkultura zwykle przedstawia mentalistów, choćby w serialach telewizyjnych, czyli że jest to zawsze wspaniale wyglądający gość, pełen chłodu, który ma wszystko gdzieś.

Ty sam, Henriku, jesteś mentalistą. Wydałeś między innymi książki „Gry o władzę” czy „The art of reading minds” [Sztuka czytania w umysłach], widziałam też program, w którym interpretowałeś w studiu mowę ciała liderów partii, przewidując wyniki wyborów.
H.F.: Dlatego tym bardziej chciałem uczciwie pokazać, jak naprawdę wygląda taka praca i do czego ktoś taki może się przydać. A może, choćby policji. Ale powiem wprost, jeśli ktoś zostaje mentalistą, to pewnie dlatego, że coś jest z nim nie tak [śmiech]. Mina też jest dziwna, ale czy w ogóle nie jest tak, że każdy z nas myśli, że jest trochę atypowy na swój sposób?
C.L.: Tak, z Henrikiem łączy nas między innymi sympatia do dziwactw i dziwaków, i to pewnie dlatego, że i nas dotyczy ta kategoria. Choć nie dorastaliśmy razem, tylko w różnych częściach Szwecji, oboje czuliśmy, że nie pasujemy do innych.
H.F.: Nigdy nie byliśmy tymi „fajnymi” dzieciakami. Myślę, że dla czytelników czytanie o takich bohaterach może się okazać bardzo wyzwalające. To też ważne w kontekście przybliżania się do modelu społeczeństwa, w którym możemy celebrować indywidualizm, swobodę bycia tym, kim się czujemy, kim chcemy być. Mam wrażenie, że jedną nogą wciąż tkwimy we wspólnocie, w której trzeba się dopasować, nie wychylać, być jak wszyscy, ale drugą już w świecie, który pozwala nam się wyróżniać. Nie chcemy być już tacy jak wszyscy – uważam, że to przełomowy moment w dziejach, właśnie go doświadczamy.

W świecie, który opisujecie, nikt nie jest naprawdę szczęśliwy i spełniony. To bardziej kwestia gatunku – skoro to kryminał, niech będzie mrocznie – czy Waszego postrzegania świata?
C.L.: Jesteśmy strasznie cyniczni. U nas czytelnik nie odetchnie z ulgą, że ktoś ma się dobrze [śmiech]. Ale z drugiej strony, jeśli rozejrzysz się po rodzinie i znajomych, czy nie taka właśnie jest rzeczywistość? Gdy podrapiesz trochę po powierzchni, okaże się, że każdy ma problemy. To zresztą bardzo ciekawe doświadczenie: opisać prawdziwy świat z prawdziwymi problemami w opozycji do tego oglądanego z perspektywy Instagrama czy Facebooka, gdzie ludzie wrzucają zdjęcia swojego pięknego życia albo piszą, że właś­nie jedzą szatobrianda, choć tak naprawdę wcinają zwykłą kiełbaskę [śmiech]. My nie chcieliśmy udawać, nie chcieliśmy tworzyć wersji instagramowej codziennego życia, tylko tę prawdziwą.
H.F.: Każdy z naszych bohaterów ma własną drogę, którą musi przejść: albo poradzić sobie ze swoimi problemami, albo pogodzić się z sytuacją, w której jest. To ich droga rozwoju osobistego.
C.L.: Tu dodam, że niektórzy bohaterowie nas zaskoczyli – nasz stosunek do nich zmieniał się w trakcie pisania książki. Mamy na przykład policjanta Rubena, kobieciarza, mizogina i strasznego palanta. Cóż, akurat taki bohater był nam potrzebny. Zupełnie się nie spodziewaliśmy, że z czasem się w nim zakochamy. Daliśmy mu szansę na rozwój i teraz walczymy o to, kto będzie pisał partie Rubena.

A przemoc? W Waszej książce jest na każdym kroku: w języku, w jakim zwraca się do bohatera jego żona, w tym, jak policjanci traktują siebie nawzajem, jest na ulicy.
H.F.: Ale też wszyscy nasi bohaterowie mają swoje szczęśliwe momenty, choćby te drobne, jak wtedy gdy Christen, jeden z policjantów, bierze na przechowanie psa i tak mu z nim fajnie, że potem chce go zatrzymać. Albo gdy drugi z policjantów, Peder, wreszcie może położyć się do łóżka razem z żoną, bo ich trojaczki zasnęły w tym samym czasie.

Zauważyliście, że czymś charakterystycznym dla wszystkich kryminałów jest przeszłość, która zawsze dogania bohaterów? Kryminały uczą, że nie uciekniemy od naszych grzechów.
C.L.: A może spojrzeć na to z innej strony – kiedy dowiesz się, jaką ktoś miał historię rodzinną, dzieciństwo, zrozumiesz jego zachowanie. Dlatego tak bardzo lubimy w ten sposób pokazywać sprawców zbrodni: przytaczamy ich historię, bo ona ich uwiarygadnia.
H.F.: Przecież nikt nie myśli o sobie, że jest zły albo że postępuje źle, przeciwnie, uważa, że postępuje właściwie. Takie osoby w swoim działaniu widzą logikę. To, co dla mnie jako autora jest ważne, to sprawić, by czytelnik zyskał w stosunku do sprawcy empatię poznawczą, żeby zrozumiał, co doprowadziło tę postać do popełnienia zbrodni, zrozumieć motywy postępowania, także przestępcy. Jeśli takiego zrozumienia u czytelnika zabraknie, mamy do czynienia z superzłoczyńcą z komiksu Marvela.
C.L.: Myślę, że istotny jest tu też moment „zatrzaskujących się drzwi”. Taki, w którym zastanawiasz się, co by się stało, gdybym zamiast tego zrobiła coś innego. Gdybym wtedy tam nie poszła, to pewnie nie poznałabym mojego męża i tak dalej. Przeżywamy miliony takich momentów, które decydują o kierunku naszego życia. Czasem można oszaleć, gdy się o tym myśli, bo to przecież miliony przegapionych szans [śmiech].

Pamiętasz taki moment „zatrzaskujących się drzwi” w swoim życiu?
C.L.: Pierwszy raz przeżyłam coś takiego świadomie w dniu, w którym poszłam na uniwersytet. W Szwecji, zanim zaczniesz naukę, musisz się zapisać do konkretnej grupy, w której będziesz się uczyć i z którą spędzisz cztery lata studiów. Przyjechałam na studia do innego miasta, nie znałam nikogo ze swoich rówieśników i nagle musiałam wybrać jedną z siedmiu grup. Dotarło do mnie, że wybór klasy to przecież wybór potencjalnych przyjaciół, może chłopaka albo męża, i to mnie autentycznie przeraziło. Uświadomiłam sobie, że jedna mała decyzja może wpłynąć na resztę mojego życia.

Nie macie poczucia, że kryminały, horrory, dreszczowce niczym sejsmograf wyczuwają zmiany i nastroje społeczne?
H.F.: Zgadzam się. Dzieje się tak, odkąd XIX-wieczna poetka i pisarka Mary Shelley wydała swojego „Frankensteina”.
C.L.: Kryminały i horrory mają przede wszystkim pomóc nam poradzić sobie z lękami. Lubimy się bać albo pozwalamy się straszyć innym w kontrolowanym, bezpiecznym środowisku. Dziś boimy się wielu rzeczy, od zabójców po gwałcicieli, no i sytuacja na świecie nas nie uspokaja: w Stanach Donald Trump chce wygrać kolejne wybory, w Rosji Putin znowu zerka na Ukrainę, zmiany klimatu tuż za rogiem. Tego jest naprawdę dużo, dużo obaw i lęków. Ale ważne, by dawkować je sobie w bezpiecznym domowym zaciszu. Świadomość, że zawsze możesz odłożyć książkę, bo nie chcesz czytać tego strasznego fragmentu, albo możesz go przeczytać, by świadomie się z nim zmierzyć – mierząc się ze swoimi lękami – jest terapeutyczna.

Camilla Läckberg, rocznik 1974. Już jako dziecko pisała opowiadania kryminalne. Autorka bestsellerów, ukończyła ekonomię w Göteborgu. Henrik Fexeus, rocznik 1971. Autor książek głównie na temat psychologii wywierania wpływu.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze