„Dla mnie cały świat jest inspiracją” – opowiada rzeźbiarka Anna Siekierska. Pytamy ją o zaangażowanie – nie tylko przez sztukę – w budowanie świata, w którym człowiek i przyroda będą mogły bezpiecznie współistnieć.
Mam poczucie, że swoją sztuką przedstawiasz człowieka jako niszczyciela przyrody. Jak wyobrażasz sobie naszą przyszłość?
Moje wcześniejsze realizacje przedstawiały człowieka jako tego, który robi przyrodzie straszne rzeczy; miałam w sobie wtedy ogromną potrzebę krytyki. Dziś widzę, że to mi nie wystarcza. Krytyka krytyką, ale co dalej? Dużo bardziej sprawcze jest budowanie pozytywnych wizji, snucie wartościowych opowieści – nie do końca wygodnych, ale też nie wyidealizowanych. Dla mnie najważniejsze są proste działania, które poprawiają warunki bytu innym organizmom współzamieszkującym z nami świat. Gdy tworzę, myślę o tym, jak małymi krokami zmieniać podejście człowieka do przyrody, czynić widzialnymi potrzeby, prawa innych gatunków, zbiorowisk, ekosystemów oraz wykorzystać nasze narzędzia intelektualne na przykład do nauki języków innych istot. Czuję również chęć pokazania ludziom różnych niesamowitych procesów, które dzieją się w świecie przyrody.
Istotną częścią mojej sztuki jest wzbudzenie zachwytu, a równolegle uwrażliwianie na to, że na Ziemi żyją wraz z nami inne organizmy, kompletnie niebrane pod uwagę przez ludzi w procesach przekształcania środowiska. Zachwyt jest jedną z ważniejszych dla mnie metod nawiązywania relacji z przyrodą, czego przykładem mogą być wiosenne pieśni miłosne płazów. Co roku jestem nimi oczarowana i nie wyobrażam sobie wiosny bez słuchania ich. Zachwyt żabim śpiewem zaowocował udźwiękowioną animacją oraz filmem uwrażliwiającym kierowców na płazy na drogach.
Sztuka zaangażowana przyrodniczo niesie ze sobą dużą wartość. Jakimi środkami artysta powinien dziś docierać do odbiorców?
Łączenie sztuki z aktywizmem przyrodniczym to bardzo pozytywny trend, w którym sztuka jest narzędziem do wzmacniania aktywistycznego przekazu, urozmaicania go. Może służyć do uwodzenia tych, którzy są bardziej wrażliwi na estetyczne przekazy. Niestety, problem leży w tym, że sztuka wciąż jest elitarna. Dlatego powinno się ją promować, sięgając po zupełnie inne formy promocji niż wystawy w galeriach, które odwiedzają jedynie ludzie z jednego środowiska. Może więc trzeba tworzyć filmiki na TikToka...
Dobrym miejscem do prezentacji sztuki jest też przestrzeń publiczna. Sama o wiele częściej korzystam z niej, niż na przykład z mediów społecznościowych, które uważam jednak za świetne narzędzie. Ważna jest również różnorodność form przekazu. Można powiedzieć, że sztuka jest językiem. Jeśli będzie on zbyt zagmatwany, zostanie odczytany jedynie przez najbardziej zmotywowane, nieliczne grono osób.
Za bardzo ważną metodę do wpajania wartości uważam też edukowanie. Łączenie sztuki z przyrodą daje duże pole do działania. Przykładem takich prostych zajęć jest dziecięca zabawa „sekrety w ziemi”, w której zbiera się różne rzeczy z otoczenia, kopie małą dziurkę i z zebranych przedmiotów układa w niej małą scenkę, a następnie przykrywa szkiełkiem. Finalnie obserwuje się przez nie podziemny świat, który zostaje potraktowany trochę jak skarb. Świetną zabawą z dzieciństwa jest też budowanie domków w lesie, co ma również symboliczny wymiar zadomowiania się w przyrodzie.
A masz czasem poczucie bezsensu tworzenia sztuki?
Bardzo często zdarzają się momenty, kiedy jestem zdołowana tym, że sztuka pozostaje elitarna, ale powtarzam sobie wtedy, że sam proces tworzenia to dla mnie przyjemność. Jest to jakiś rodzaj nagrody dla mnie. W aktywizmie, życiu, sztuce ważne jest dla mnie czerpanie i dawanie przyjemności.
Widok wystawy „Chwasty i ludzie”, Miejsce Projektów Zachęty 2020 r. (Fot. A. Zagrodzka/Narodowa Galeria Sztuki Zachęta)
Wspominasz o aktywizmie, bo rzeczywiście sztuka nie jest jedynym sposobem, w jaki wyrażasz bunt. Jako aktywistka Inicjatywy Dzikie Karpaty walczysz o ochronę Puszczy Karpackiej, fizycznie blokując zaplanowaną wycinkę drzew i postulując utworzenie na tym terenie Turnickiego Parku Narodowego.
Ta forma aktywizmu daje mi w ogromnym stopniu poczucie sprawczości, skuteczności. Od kiedy działamy w Karpatach, wycina się tam zdecydowanie mniej bardzo wartościowych przyrodniczo drzew. Nie oczekiwaliśmy fajerwerków, cieszymy się z małych kroków, że coraz więcej osób mówi o problemie wycinania lasów w Polsce czy dołącza do naszych działań. Powstają nowe pomysły, budują się piękne relacje. Niesamowitą wartością jest samo przebywanie z ludźmi, którzy mają podobne odczucia, a jeszcze na dodatek chcą coś z tym robić.
Zastanawiałam się też ostatnio, dlaczego nie stworzyłam o Turnickim jeszcze żadnej pracy. Może nie mam takiej potrzeby, bo realizowany na miejscu aktywizm – zwłaszcza angaż w budowanie wspólnotowości – całkowicie mnie wypełnia.
Dziś mierzymy się z nowymi zjawiskami, jak choćby depresja klimatyczna. Czy sztuka pozwala Tobie, jako artystce, przeżyć żałobę po tym, co utracone w przyrodzie?
Tak, sztuka jest formą samoleczenia. Tworząc, czuję – być może złudnie – że posiadam jakąś sprawczość. Nie mam poczucia, że robię dla świata coś wielkiego, nie o to mi chodzi. Swoją twórczością chcę zadbać o siebie i o swoich bliskich: kury, buki, sarny, ludzi, pokrzywy, trzmiele, dziki, skały, grzyby, mszaki...
Sztuka pozwala mi również zagłębiać się w przyrodę. Dzięki projektom, w które się angażuję, mogę spędzać dużo czasu w rozmaitych chaszczach, i na bagniskach i doświadczać bezpośrednich relacji z tymi, o których opowiadam.
Któreś z Twoich artystycznych działań szczególnie unaoczniają to poczucie sprawczości?
Dla mnie ważne jest, aby prowadzić jakiegoś rodzaju działania długotrwałe. Tak, abym mogła pracować w naturalnym dla siebie, swobodnym rytmie. Do takich działań należy na pewno projekt, który od 2019 roku prowadzę na terenie byłego stadionu piłkarskiego im. Edmunda Szyca, usytuowanego półtora kilometra od rynku w Poznaniu.
Obiekt ten był nieużywany od 30 lat i sukcesywnie sobie zarastał. Koronę stadionu porosło około dwóch tysięcy drzew, a boisko przemieniło się w niezwykle różnorodną łąkę. To mały obszar siedmiu hektarów, w którym utworzyło się laboratorium odczuwania komfortu i dyskomfortu w mieście. Bo przebywając tam, odczuwamy ogromną różnicę w poczuciu miejskiego hałasu, a latem – temperatury. W tamtym roku zrobiłam tam pierwsze akcje – artystyczny performance, dyskusje czy przyrodnicze spacery.
Stadion stał się głównym tematem dla moich dwóch wystaw, w Warszawie i Poznaniu. Zeszłej jesieni wspólnie z mieszkańcami Poznania posadziłyśmy tam dwa tysiące cebul żonkili, jako gest upamiętnienia dwóch tysięcy Żydów przetrzymywanych tu podczas II wojny światowej. Żonkile kwitły wiosną tego roku, co było ważnym wydarzeniem dla społeczności.
W tym działaniu ciekawi mnie również naturokulturowy splot i inne podejście do pomnikowania. Sukcesem tego projektu jest fakt, że w urbanistycznym konkursie na ten stadion i jego okolice zaznaczono, że obiekt zostanie terenem przyrodniczym, choć wcześniej nie brano tego pod uwagę. Bardzo mnie to cieszy.
Jeszcze wrócę do tego, jak sztuka może pomóc nam radzić sobie z kryzysem klimatycznym definiowanym jako kryzys ludzkiej wyobraźni. A przecież sztuka pobudza wyobraźnię.
I to jest jej największa siła. Ma zupełnie inne narzędzia do mówienia o katastrofie klimatycznej niż nauka. I tymi narzędziami pozwala przeskoczyć ten kryzys wyobraźni. Świat nauki również mnie fascynuje, zdaję sobie sprawę, że wielu rzeczy nie wiem i uczę się przyznawać do niewiedzy. Jest to wzmacniające doświadczenie, ono popycha mnie do różnych artystycznych współprac, które łączą różnego rodzaju podejścia, wrażliwości i kompetencje.
Współprace stanowią obecnie człon Twoich twórczych działań.
Tak, współprace są dla mnie bardzo ważne. O wiele ciekawiej współpracuje mi się z ludźmi niż tworzy solowe projekty. Wykładając na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, zauważam, jak młodzi ludzie wtłaczani są w schemat artysty indywidualisty. We współczesnej kulturze nakręcane jest myślenie „to jest mój pomysł, moje dzieło”. Mnie podoba się właśnie zacieranie tego autorstwa na rzecz współtworzenia. Bo dla mnie cały świat jest inspiracją. I równie dobrze mogłabym mówić, że drzewa, krzewy czy ptaki są współautorami moich prac, bo dzięki nim je tworzę.
Lubisz przyglądać się relacjom: człowiek – środowisko?
Tak. Na przykład ostatnio w podwarszawskiej wsi Jaktorów odkryłam głaz upamiętniający ostatnią turzycę – samicę tura, która zmarła w 1627 roku.Wieki temu dzisiejsze województwo mazowieckie pokrywała Puszcza Jaktorowska, w której żyły ostatnie tury w Europie. Wyginęły, ponieważ były bardzo wrażliwe na zmiany w środowisku – na wycinkę lasów, a przez to fragmentację ich siedlisk. A teraz pojawiają się pomysły, żeby odtworzyć ich populację.
Zaczęłam się zastanawiać, co stoi za tym, że ludzie chcą to zrobić, i co się stanie, jeśli odtworzy się takiego tura. Można sobie wyobrazić, że skoro już w XVII wieku było mu źle, to zwierzę nie dostosuje się do obecnie panujących warunków klimatycznych i środowiskowych. W najlepszym wypadku taki tur stanie się zwierzęciem-eksponatem. Przyglądam się też emocjom, które stoją u podstaw takich wizji. I nie ma w tym czystej krytyki, a raczej uważne rozważania, bo niektórzy myślą, że to jest dobre – chcą odkupić swoje winy za to, że ludzkość doprowadziła do wyginięcia tych zwierząt, oddać im ich utraconą godność. Choć ja uważam, że znacznie lepiej byłoby się zająć tymi, którzy żyją wciąż na Ziemi. Nie tylko wielkimi, charyzmatycznymi ssakami, ale też owadami, które giną na masową skalę, a są niezbędne dla naszego przetrwania.
I tu wyłania się wizja świata złożonego z szeregu różnorodnych relacji. Dbajmy o relacje z innymi gatunkami, gdyż łączą nas z nimi więzy silniejsze niż krew.
Anna Siekierska, absolwentka warszawskiej ASP, rzeźbiarka, wykładowczyni, członkini Wspólnoty Międzygatunkowej. Jest czynną artystką i aktywistką działającą na rzecz przyrody. Jej prace były wystawiane m.in. w Wielkiej Brytanii, Ukrainie oraz we Francji; dwie z nich są w kolekcji Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku.