Niegrzecznie jest wściubiać nos w cudze dzienniki, ale w przypadku Bridget Jones nie umiemy się powstrzymać. Jak zapowiadano, tak też zrobiono. Czwarta część z serii poczytnych książek została przeniesiona na wielki ekran. Premiera – a jakże – w walentynki, ale już teraz możemy zaspoilerować sobie fabułę zwiastunem.
Uwaga, dalej zdradzamy naprawdę sporo szczegółów! Nie jesteście za pan brat z twórczością Helen Fielding ani nie śledziliście obsadowych nowinek? W takim razie oglądając trailer „Bridget Jones: Szalejąc za facetem”, narażacie się na to, że zrzednie wam mina. Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że mężczyzną, który zawróci w głowie Bridget Jones, nie jest Mark Darcy. Sprawdźcie, co wiemy o najnowszej części przygód lubianej bohaterki.
W nadchodzącej komedii romantycznej zobaczymy zarówno znajome twarze, jak i zupełnie nowe postacie. Poza Renée Zellweger na plan zdjęciowy powrócili Gemma Jones, Jim Broadbent, Sally Phillips, James Callis i Shirley Henderson, czyli rodzice i wierne grono przyjaciół najpopularniejszej eks-singielki z Londynu. W epizodycznych rolach nie zabraknie też Colina Firtha, Emmy Thompson ani... Hugh Granta. Do dobrze znanego składu dołączył m.in. Leo Woodall z satyrycznego „Białego Lotosu” i wyciskacza łez „Jeden dzień”. To właśnie on stanie się nowym obiektem westchnień Bridget, choć po drodze będzie musiał zmierzyć się z konkurencją pod postacią Chiwetela Ejiofora („Zniewolony”, „Doktor Strange”).
No dobrze, ale finałowa scena „Bridget Jones 3” przedstawiała przecież wyczekiwany przez wielu ślub z Markiem Darcym. Gdzie więc podział się pan młody? Niestety kolejny rozdział dziennika zaczyna się cztery lata po śmierci poczciwego prawnika i obrońcy praw człowieka, który do tej pory był centralną postacią romantycznego uniwersum Bridget Jones. – Jesteś wdową, masz dwójkę wspaniałych dzieci – przypominają jej najbliżsi, zachęcając, aby w końcu ruszyła naprzód i założyła konto w aplikacji randkowej. Czy da się skusić na internetowy flirt? Pierwsze poszlaki znajdziecie w poniższym zwiastunie.
W ostatnim czasie Bridget Jones nie miała dobrej passy. Gdy po raz pierwszy zawitała w repertuarze w 2001 roku, nikt nie wychodził z kina z gorzką refleksją na temat bodyshamingu ani toksycznej presji na bycie w związku. Mimo krytycznych głosów, kiedy 14 lutego 2025 roku znów pojawi się w multipleksach (a w USA na platformie Peacock), frekwencja z pewnością dopisze. Hugh Grant napomknął, że widzowie powinni nastawić się na dużą porcję humoru, ale i wzruszeń. – Poza tym, że film jest niezwykle zabawny, jest też bardzo, bardzo smutny – zdradza aktor. Wybierzecie się na seans?