1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Uchodźcy i osoby transpłciowe to ludzie. Dwa polskie filmy walczą o Złotego Lwa w Wenecji

Uchodźcy i osoby transpłciowe to ludzie. Dwa polskie filmy walczą o Złotego Lwa w Wenecji

80. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji trwa. Na zdjęciu: Małgorzata Szumowska, Agnieszka Holland i Michał Englert (Fot. Tiziana Fabi/AFP/East News)
80. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji trwa. Na zdjęciu: Małgorzata Szumowska, Agnieszka Holland i Michał Englert (Fot. Tiziana Fabi/AFP/East News)
Nie pamiętam, a przyjeżdżam do Wenecji regularnie od ponad 20 lat takiego konkursu, w którym jednocześnie o Złotego Lwa walczą dwa polskie filmy. W dodatku zrealizowane przez kobiety.

Chodzi o „Zieloną granicę” Agnieszki Holland (polska premiera już 22 września) oraz o „Kobietę z…” duetu Małgorzata Szumowska i Maciej Englert. Obie, zwłaszcza Agnieszka Holland, to wielkie i cenione nazwisko w światowym kinie, przewodnicząca Europejskiej Akademii Filmowej, nominowana do Oscara za film „Europa, Europa”, pracująca w wielu krajach. Małgorzata Szumowska także doskonale radzi sobie na zagranicznych festiwalach filmowych, odbiera nagrody i jest już rozpoznawalną marką. Filmy obu reżyserek dobrze sprzedają się w międzynarodowej dystrybucji i mają już swoją europejską publiczność. Ich kolejne nowe projekty są z ciekawością wyczekiwane. Nie inaczej było także w tym roku na Lido.

Agnieszka Holland w „Zielonej granicy” koncentruje się na dramatach i tragediach ludzi, które rozgrywały się w październiku 2021 roku na polsko-białoruskiej granicy. Reżyserka wbrew posądzeniu przez prawicowe media i polityków o stronniczość (swoją drogą ciekawe na jakiej podstawie ocenia się film, którego się nie widziało?) – przygląda się wydarzeniom z kilku punktów widzenia. Oglądamy wielopokoleniową rodzinę uchodźców z Syrii, aktywistów i aktywistki z grupy „Granica”, psychoterapeutkę, która przyłącza się do nich, pogranicznikowi i jego rodzinie, a nawet kobiecie, która boi się zaangażować po stronie potrzebujących pomocy. Całe szerokie spektrum bardzo różnych ludzi i postaw. Wszystkich łączy to, że stają przed dylematami i wyborami, które mogą wywrócić ich życie (i czasem wywracają) do góry nogami. Wszyscy, prędzej czy później stają w obliczu sytuacji ekstremalnych, granicznych, które często ich przerastają i za które płaci się bardzo wysoką cenę. I o tym przede wszystkim jest ten film. Uniwersalny, uczciwie pokazujący emocje.

Kiedy więc czytam hejt, który wylewa się na reżyserkę, oskarżając ją o stronniczość, antypolskość, kalanie własnego gniazda, ba a nawet o faszyzm to trudno o większe bzdury. Raczej dostrzegam w tym lęk polityków i środowisk, które obawiają się nagłośnienia w świecie ich haniebnej polityki wobec uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Chodzi o łamanie praw człowieka, zakazane praktyki push-backow, utrudnianie pracy aktywistom z grupy „Granica”, wreszcie o przyzwolenie na umieranie dzieci, kobiet, starszych ludzi w lasach i na bagnach w przygranicznym pasie. I nie jest to w filmie Holland atak na pograniczników, wypełniających przecież polecenia swoich zwierzchników, ale na tych, którzy wydają bezduszne rozkazy. Straż graniczna to też ludzie, którzy mają własne rodziny, duszą w sobie empatie i humanitarne odruchy, zmagają się z poczuciem obowiązku. Oczywiście trudno jest odbierać ten film bez kontekstów politycznych. Kiedy słyszymy słowa jednego z szefów strażników, która wmawia im, że uchodźcy z Bliskiego Wschodu to nie ludzie, ale… żywe pociski i terroryści, to jako żywo przypominają się słowa pewnego prawicowego polityka o tym, że osoby LGBT to nie ludzie, ale ideologia. Albo skandaliczne w najwyższym stopniu spotkanie z mediami dwóch ministrów, na którym padają słowa o tym, że migranci to „osoby seksualnie zwichrowane o pedofilskich i zoofilskich zachowaniach”.

Na konferencji prasowej w Wenecji zagranicznych dziennikarzy najbardziej zainteresował wątek europejski, szerszy całego problemu. I trudno się dziwić. Włosi, Grecy, Hiszpanie już wcześniej musieli mierzyć się z masową migracją uchodźców politycznych, wojennych i ekonomicznych do UE, a przecież już wkrótce dołączy do ich emigracja klimatyczna, której skutków trudno na razie przewidzieć. Tym bardziej więc „Zielona granica” to film niezwykle ważny, potrzebny, wielowymiarowy, aktualny, a problemy, które eksploruje wciąż nie rozwiązane. Kiedy jeden z greckich dziennikarzy zapytał Agnieszkę Holland o to, jak jawi się jej nowa twarz Europy po kryzysie migracyjnym z 2014 roku odpowiedziała:

„Sądzę, że Europa boi dramatycznych zmian, jakie mogą nastąpić, a wiążą się z koniecznością opuszczenia wygodnego dotychczasowego trybu życia. Dla wielu ludzi na świecie Unia Europejska to marzenie, a przecież, co pokazałam już 30 lat temu w moim filmie „Europa, Europa” to właśnie na tym kontynencie zdarzyły się w XX wieku najpotworniejsze zbrodnie. Wszystko dziś może się powtórzyć. Putin doskonale rozumie lęki Europejczyków, nasze słabe punkty myślenia i tym strachem wspiera niepokojąco silne dziś ruchy populistyczne i nacjonalistyczne w wielu krajach UE. Budowanie strachu przed uchodźcami to czuły punkt”.

W wywiadzie dla RFM FM reżyserka dodała: „Wiedziałam, że ten film potrzebuje wsparcia jakiegoś dużego festiwalu, żeby mógł zaistnieć w świecie i obronić się w kraju”. I nic dziwnego, bowiem „lewackie, filmowe, fejsbukowe kłamstwa” to najłagodniejsze określenia, jakie padły pod adresem „Zielonej granicy” ze strony prawicowych posłanek Krystyny Pawłowicz i Marianny Schrebieber. Wszystko przebił jednak sam Minister Zbigniew Ziobro, porównując reżyserkę do… nazistów.

„W III Rzeszy Niemcy produkowali propagandowe filmy pokazujące Polaków jako bandytów i morderców. Dziś mają od tego Agnieszkę Holland” – napisał Ziobro. I doprawdy trudno to nawet komentować. Bezbrzeżnego zdumienia nie ukrywają moi koledzy zagraniczni dziennikarze i krytycy, którzy, w przeciwieństwie do osądzających reżyserkę, widzieli na Lido film Holland. Jestem nieustannie pytana, czy to prawda?

W obsadzie najnowszego filmu Agnieszki Holland, zrealizowanego bez wsparcia PISFU w koprodukcji zagranicznej są m.in. Maja Ostaszewska, Tomasz Włosok, Piotr Stramowski, Jaśmina Polak, Marta Stalmierska, Agata Kulesza, Maciej Stuhr i Magdalena Popławska oraz zagraniczni aktorzy – Jalal Altawil, Behi Djanati Atai, Mohamad Al Rashi, Dalia Naous i Joely Mbundu. Scenariusz filmu Agnieszka Holland napisała wspólnie z Gabrielą Łazarkiewicz-Sieczko oraz Maciejem Pisukiem. Za zdjęcia odpowiada Tomasz Naumiuk. Do polskich kin „Zielona granica” trafi 22 września.

Polskiego dystrybutora Next Film ma drugi polski film konkursowy prezentowany w Wenecji. To „Kobieta z…” w reż. duetu Małgorzata Szumowska i Michał Englert, pokazywana w przedostatnim dniu festiwalu. Bohaterka filmu Aniela Wesoły mieszka w małym prowincjonalnym miasteczku. Połowę swojego życia, a dokładnie 45 lat przeżyła jako mężczyzna Andrzej, choć od młodzieńczych lat czuła, że nie pasuje do swojego ciała. Nawet wtedy, kiedy założyła rodzinę, została ojcem.

„Kobieta z…” to dla nas naprawdę ważny film, wynik wielu lat pracy, niezliczonych spotkań z osobami transpłciowymi, osobami w różnym wieku, które żyły w Polsce przez dekady” – powiedzieli Małgorzata Szumowska i Michał Englert, dodając: „Mamy nadzieję, że nasz film pomoże zrozumieć innym, co to znaczy być osobą transpłciową, i jednocześnie da odwagę setkom młodych ludzi, którzy identyfikują się jako osoby trans, ale obawiają się podzielić tym z innymi. Ponad wszystko mamy nadzieję, że dzięki niemu wzrośnie poparcie dla zmian w prawie, które będą gwarantować życie bez zagrożenia”.

W roli Anieli zobaczyliśmy Małgorzatę Hajewską i Mateusza Więcławka (jako młodą Anielę), w filmie zagrały również Joanna Kulig i Bogumiła Bajor. „Tytuł >>Kobieta z…<< nawiązuje do naszego polskiego mistrza i mentora Andrzeja Wajdy i jego >>Człowieka z żelaza<< i >>Człowieka z marmuru<< – wyjaśniła mi Małgorzata Szumowska.

„Tamte filmy powstały w okresie wielkich zmian politycznych w naszym kraju” – dodał Michał Englert. – Odwołują się do mitu Solidarności i wolnej Polski. My nie chcieliśmy robić filmu politycznego, dlatego ubraliśmy go w formę melodramatu, bliskiego ludziom love story. Zależało nam, by pokazać zmiany w świadomości ludzi. Wydaje nam się, że dziś też mamy do czynienia z nowym myśleniem, nowymi wyzwaniami i warto zrobić o tym film. Ważna jest edukacja, zrozumienie czym jest traspłciowość

Szumowska i Englert pokazują, że polska prowincja to nie jest już średniowieczny zaścianek, który obrzuca osoby transpłciowe najgorszymi obelgami, wyklucza ich ze swojej społeczności i nie daje żyć. Widać, że w tej sferze nastąpił progres, zwiększyła się tolerancja, że lokalsi, choć nie są do końca przekonani co do mniejszości seksualnych i transów, starają się przynajmniej zrozumieć zjawisko, przepracować go, zaakceptować. Problem przenosi się w filmie raczej w stronę autocenzury samej głównej bohaterki, która musi przede wszystkim wykonać walkę wewnętrzną sama ze sobą, aby w końcu odnaleźć w sobie drogę do osobistej wolności. Ciekawy wątek to także bliscy i rodziny osób transpłciowych.

„Byłam zdumiona, że w terapii w ogóle nie uwzględnia się partnerów transów” – powiedziała mi Joanna Kulig, która zagrała Izę, żonę Andrzeja. „Nikogo nie interesują uczucia odrzuconej kobiety, to jak ma sobie poradzić z pustką, gniewem, poczuciem winy i jak znaleźć drogę do akceptacji. Jak przejść przez to wszystko. To była także wielka lekcja tolerancji dla mnie”.

Mimo, iż Polacy są w tych kwestiach nadal mocno podzieleni, to problem jak zdają się sugerować twórcy filmu leży już nie tyle w ludziach, ale bardziej w systemie, instytucjach, decyzjach polityków, którzy używają instrumentalnie zwłaszcza dziś w kampanii wyborczej osób LGBT jako straszaka, wrogów, które zagrażają chrześcijańskiej (negatywna rola Kościoła) i narodowej Polsce. Polskie prawo jest dość kuriozalne na tle europejskiego. Zgodnie z nim osoba, które zdecyduje się na korektę płci musi zaskarżyć do sądu swoich rodziców, a ta która pozostaje w związku małżeńskim zmuszona jest przeprowadzić rozwód. W Polsce niestety osoby LGBT nadal traktowane są w świetle prawa jako ludzie inne, gorszej kategorii. Twórcy „Kobiety z…” wierzą, że ich film wreszcie coś zmieni. A przynajmniej skłoni do refleksji i wywoła dyskusje, które nie przejdą bez echa.

W rankingach dziennikarzy w Wenecji „Zielona granica” jest w czołówce kandydatów do Złotego Lwa i innych nagród. „Kobieta z…” także została dobrze na Lido przyjęta. Konkurencja jest wprawdzie duża i świetna, ale nikt nie wątpi, że nagrody w przypadku polskich filmów, niezależnie od ich artystycznej wartości, zyskałyby także wymiar polityczny. Przekonamy się o tym już w sobotę 9 września wieczorem.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze