Zeszły weekend spędziłem w Kutnej Horze. Lubię atmosferę zaspanej prowincji. Lubię ludzi poruszających się wolnej, żyjących wolniej, rozmawiających bez pośpiechu.
Mieścina otulona była śnieżnym kożuchem. Z rzadka pojawiali się jacyś zabłąkani turyści. Kutna Hora leży 65km na wschód od stolicy i jest Pragą w pigułce. Niektórym to wystarcza. Ja też zaliczam się do tych niektórych.
W sobotę zajrzałem do tamtejszego antykwariatu i przekartkowałem gazetę z 1984 roku. Natknąłem się na duży artykuł. Komunistyczne pismo musiało nie tylko wspomnieć, ale też coś grubszego wydrukować, z powodu przyznania Literackiej Nagrody Nobla Jarosławowi Seifertowi. Seifert niedługo cieszył się wyróżnieniem. Śmierć bywa okrutna. Zabrała go w roku 1986.
Kiedy wyszedłem z antykwariatu, pomyślałem o tych wszystkich nagrodach, medalach, pieniądzach i czasie. Tamta sobota była predestynowana do takich rozważań, bo czterdziesty i szósty krzyżyk naznaczył mnie tego dnia. Trochę zmarzłem, więc wszedłem do kawiarni. Zamówiłem filiżankę gorącej czekolady. Dwunasty stycznia, to nie czas na kufel zimnego piwa. Czas. Czas. Czas...
Po drugiej stronie ulicy była księgarnia. Pomyślałem o Seifercie, o sobie i znowu o czasie. Resztki czekolady zostawiły we wnętrzu filiżanki trudne do rozszyfrowania znaki. Gdybym potrafił wróżyć z czekoladowych fusów... Czy jest ktoś, kto potrafi to robić? Słyszałem o specjalistach od wróżenia z innych fusów... Może dlatego, że czekolada jest słodka - nie nadaje się? Życie w przeważającej części jest gorzkie. Więc kawa...
Dobra, zapłaciłem i poszedłem do księgarni. Szyld na drzwiach informował, że w soboty nie pracują. Ale zauważyłem w środku postać i nacisnąłem klamkę. Wszedłem. Szczupła kobieta w okularach przywitała mnie ciepłym głosem. Normalka. Tak jak wszędzie. Kryminały i poradniki. Przypomniał mi się pewien kolega, który napisał poradnik o tym, jak znaleźć pracę, choć sam był bezrobotny i pracy do tej pory nie znalazł. Z tego co wiem, poradnik też się nie sprzedał na tyle dobrze, żeby kolega mógł z tego żyć.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Wtedy pani zapytała, czy mogłaby mi w czymś pomóc. Miałem w głowie Seiferta. Po chwili położyła na biurku dwie książki. Jedna była opasła i były to jakieś listy, a druga mała, ślicznie wydana. Tomik wierszy zatytułowany „Kamienny most”. Pani przeprosiła, że nie dysponuje polskim przekładem. Może i takie cuda mają miejsce w kraju nad Wisłą? Może i tam w księgarniach przepraszają Czechów za brak Szymborskiej po czesku? Książeczkę kupiłem. 168 koron. Nówka. Z końca roku 2012, nakładem praskiego Vysehradu, z ilustracjami Pavla Sukdolaka. Wieczorem, leżąc w hotelowym łóżku i czytając powoli, doszedłem do słów ostatniego wiersza. Poeta napisał w nim między innymi: Czas ma klucz do radości i smutku. I otwiera nam oba. Panie Jarosławie - dziękuję.