Wygląda na to, że kończę książkę rumuńską, co potwierdzają szybujące do góry wskaźniki stresu i czerwona lampka: "nie, jeszcze nie, nie zabierajcie mi jej, zaraz to wszystko lepiej napiszę".
Teraz, kiedy tekst jest prawie skończony, a nikt go jeszcze nie czytał, bardzo mi szkoda tego rumuńskiego maleństwa, tego, że w końcu wyjdzie w świat i wiele rzeczy przykrych może go spotkać. Mam ochotę pomachać mu białą chusteczką i zawołać: "Idź, idź i nie wracaj, nie oglądaj się na mnie, żyj swoim życiem i mnie do tego nie mieszaj". Zamknąć za nim drzwi i już ich nie otwierać.
Z okazji ukończenia książki rumuńskiej, czas na podsumowania:
- liczba miejsc, w których na stałe mieszkałam w Rumunii: trzy
- liczba poddaszy, na których mieszkałam lub miałam zamieszkać: trzy
- liczba sytuacji, gdy myślałam że śmierć puszcza do mnie oczko: trzy. Pierwsza, gdy taksówkarz, jadąc sto na godzinę, zasypiał za kierownicą i bił się po twarzy. Druga, gdy otoczyło mnie czterdzieści rozwścieczonych psów i trzecia - gdy wyciągałam bezdomnego spod kół pociągu
- liczba osób, które chciały mnie pobić: dwie - mój pierwszy współlokator, z zawodu ochroniarz, i bezdomny przy Sala Palatului, za co został na moich oczach pobity przez policjantów
- liczba osób, które chciały mi pomóc: wszystkie. Nie pamiętam, by ktoś kiedykolwiek odmówił mi pomocy
- poziom mojego rumuńskiego po 2,5 roku nauki: bełkotliwy stabilny, idealny do rozmów pociągowo-autobusowych z wyrozumiałymi ludźmi
- liczba sytuacji, gdy doszłam do wniosku, że musiałam postradać zmysły, sądząc, że uda mi się zrozumieć Rumunię: niepoliczalna
- liczba sytuacji, gdy będąc w Polsce sprawdzałam ceny biletów do Bukaresztu: kilkadziesiąt
- liczba kotów, za którymi tęsknię, gdy jestem w Polsce: jeden
- liczba kotów, za którymi tęsknię, gdy jestem w Rumunii: jeden
- liczba spacerów, na które zabrał mnie mój kolega Tomek, żeby pokazać mi Bukareszt: kilkanaście
- liczba sytuacji, kiedy powiedziałam mu, że za nic w świecie nie wyjdę z domu, bo nienawidzę Bukaresztu: kilkanaście
- moje ulubione rumuńskie przekleństwo: "będę dymał wszystkich świętych twojej matki na lodzie"
- moje ulubione miejsce w Bukareszcie: okolice Foisorul de Foc i ulica Pache Protopopescu, i ogród w domu, w którym mieszkałam
- ulubione sytuacje: wszystkie, kiedy mój przyjaciel Stefan ratował mnie z jakiejś opresji i kiedy po wyjściu z teatru lub kina szliśmy jeszcze na nocny spacer. I gdy uświadamiałam sobie, że udało mi się zbudować w Bukareszcie rzeczywistość równoległą do polskiej
- liczba napisanych początków książki: cztery
- liczba napisanych rozdziałów: trzydzieści
- liczba osób, którym jestem wdzięczna za pomoc: bardzo duża
- liczba trwałych znamion na ciele po pobycie w Rumunii: jeden. To blizna na kolanie, wielkości jednozłotówki albo 50 bani rumuńskich. Zostanie ze mną do końca, to różowe znamię po stalowym pręcie, moja miła blizna rumuńska.