Samolot leci na wysokości trzech tysięcy metrów, tuż obok dostępnych tylko dla alpinistów grani i lodowców. Widok zimowych Alp zapiera dech w piersi. Oszałamia nawet pasażerów cierpiących na lęk wysokości, na zawsze zapisując się w ich pamięci.
Uzbrojone w narty samoloty czekają na lot nad Alpami na pokrytym śniegiem pasie startowym aeroklubu w Megève. (fot. Anna Janowska)
O świcie senna mgła unosi się nad modnym kurortem Megève. Wszyscy jeszcze śpią, tylko w tutejszym aeroklubie praca wre. Samoloty wytaczają się z szarych hangarów wprost na śnieg, który pokrywa lotnisko i pas startowy. Śnieg pokrywa też świat wokół, ostatecznie jesteśmy we francuskich Alpach na wysokości 1472 m n.p.m. i tu zima ciągle jest prawdziwą zimą. Maszyny, które noszą nazwę na cześć muszkieterów (Mousquetaire D140), mają obłe kadłuby malowane w czerwono-czarne pasy. Do kół przymocowane są narty, to pozwala lądować i startować zarówno na pasie startowym, jak i na śniegu, ba, mogą wylądować nawet na lodowcu!
Piloci latający w aeroklubie w Megève mają specjalne uprawnienia pozwalające na start i lądowanie na śniegu. (fot. Anna Janowska)
By dostać się do wnętrza samolotu, trzeba się wspiąć po skrzydle. W środku ciasno jak w maluchu, za to całkowicie przeszklona kabina nie ogranicza widoku. Gdy pilot odpala silnik, maszyna wpada w drgawki. Od tej chwili rozmawiać można tylko przez mikrofon podłączony do wielkich słuchawek. Start odbywa się po pochyłym zboczu, na którym samolot – trochę niczym narciarz – dodatkowo nabiera prędkości. Gdy tak pędzimy w dół, w stronę gór, spod nart strzela śnieg. W końcu samolot zadziera nos w górę. I lecimy!
Nazwane na cześć muszkieterów (Mousquetaire D140) samoloty są niezwykle zwrotne i wytrzymałe, więc świetnie nadają się do lotów w zmiennych górskich warunkach. Panorama alpejskich szczytów z największym, majestatycznym „dachem Europy”. W słońcu góry wyglądają jak pałac Królowej Śniegu. (fot. Anna Janowska)
Pod nami szerokie, wytyczone wśród świerkowych lasów trasy narciarskie oraz skośne dachy kosztujących fortunę chalets w Megève. Pilot skręca w prawo, ku Chamonix-Mont-Blanc, aż w końcu przed dziobem, pomiędzy wirnikami, pojawia się cała panorama alpejskich szczytów i ten najwyższy, majestatyczny, przykryty białą czapą Mont Blanc (4810 m n.p.m.). Gdy zbliżamy się do jego zboczy, jak na dłoni widać garb, do którego przyklejone jest srebrne, supernowoczesne i przyjazne środowisku schronisko Refuge du Goûter na 3835 m n.p.m. – to w nim chcieliby zanocować ci, którzy marzą o zdobyciu „dachu Europy”, by rano przypuścić atak na szczyt.
Ośnieżone igły Aiquilles de Chamonix, charakteryzującej się poszarpanymi graniami grupy górskiej leżącej w masywie Mont Blanc. (fot. Anna Janowska)
Tuż obok strzelają w niebo skaliste igły grani Aiguille du Midi. Nazwano je tak, bo kiedy w południe patrzy się na góry z Chamonix-Mont-Blanc, słońce świeci dokładnie za nimi. Skały sięgają 3842 m n.p.m., my lecimy zaledwie 800 metrów niżej. Widoki oszałamiają. Poprzedniego dnia był mróz i spadł świeży śnieg, teraz granie wyglądają jak pałac Królowej Śniegu. Chwilę później jest jeszcze piękniej, oto w pełnej krasie pokazuje się monumentalne Mer de Glace, czyli Lodowe Morze, najdłuższy, liczący aż siedem kilometrów, lodowiec we Francji.
Charakterystyczne, strzeliste granie sąsiadującego z Mont Blanc Aiguille du Midi. (fot. Anna Janowska)
Jego jęzor liże skały, zaskakuje zmiennością kolorów – od szarości po biel, oraz faktur – od gładkiego błysku po poszarpaną głębię szczelin. – Widzisz tamto schronisko? – pilot wskazuje na pokaźny kamienny budynek z biało-czerwonymi okiennicami. To Refuge du Montenvers, wzniesione w 1880 roku dokładnie na skraju Mer de Glace. – Jest takie słynne czarno-białe zdjęcie, z 1910 roku, na którym lód piętrzy się dosłownie za drzwiami schroniska, a dziś dzieli je od lodowca dobre 200 metrów! – dodaje. – To widoczny jak na dłoni efekt ocieplenia klimatu. 110 lat i 200 metrów lodowca zniknęło. W Chamonix-Mont-Blanc, stolicy francuskich sportów zimowych, ten temat jest szczególnie ważny. Choć miejscowość znajduje się tuż pod nami, zupełnie jej nie widać, spowija ją gęsta szara mgła smogu, która z góry prezentuje się jak puchowa kołdra. Tym, którzy patrzą na nią od dołu, nie jest do śmiechu, a walka miejscowych władz ze spalinami tirów i samochodów jadących autostradą ku tunelowi pod Mont Blanc przypomina walkę z wiatrakami. Ostatnio, by ratować sytuację, dofinansowują bardziej efektywne zamknięte kominki. W Chamonix ocieplenie klimatu przyprawia wszystkich o dreszcz, odkąd zaczęło je być widać gołym okiem. Naukowcy potwierdzili, że topi się wieczna zmarzlina, od tysiącleci niczym klej spajająca skały w Alpach. Bez niej zaczynają się one kruszyć, a chyba najbardziej spektakularnym tego przykładem są widoczne z Chamonix poszarpane granie Aiguille Verte, z których cztery lata temu osunął się z hukiem fragment zbocza, tworząc widoczną wyrwę.
Ośnieżony pas startowy w leżącym na 1700 m n.p.m. wysokości i słynącym z lotów nad Alpami aeroklubie w Megève. (fot. Anna Janowska)
Po półgodzinnym locie wśród szczytów samolot wraca do Megève. Wysiadamy oszołomieni widokami i wrażeniami. Tu, na lotnisku, zima i jej piękno wydają się niczym niezagrożone. Ale jeszcze przed chwilą, kiedy patrzyliśmy na groźne szczeliny i lodowe kaskady potężnego jęzora Glacier des Bossons, pilot znający je od lat mówił, że gołym okiem widzi, jak lodowiec się cofa. Trudno sobie wyobrazić, że mogłoby tej zimy śniegu i piękna nie być. Ale też trudno przestać o tej groźbie myśleć.
Hangar na samoloty w leżącym na 1700 m n.p.m. wysokości aeroklubie w Megève. (fot. Anna Janowska)