Dlaczego w słoneczny dzień do obozu przychodzą zakochane pary albo matki z dziećmi? Dlaczego ludzie robią sobie selfie na tle bramy z napisem „Arbeit macht frei” – zastanawia się reżyser Siergiej Łoźnica w rozmowie z Mariolą Wiktor. Pyta też o to w dokumencie „Austerlitz”, który mogliśmy obejrzeć podczas tegorocznego Millennium Docs Against Gravity.
Pierwsze skojarzenie z Austerlitz odsyła do Napoleona, ale to fałszywy trop. Czemu więc twój najnowszy dokument o masowej „turystyce” do obozu zagłady nosi tytuł „Austerlitz”?
Zainspirowała mnie powieść W.G. Sebalda pod tytułem „Austerlitz”. Sebald zadał w niej te same pytania, które ja zawarłem w moim filmie. To opowieść o pamięci, o skutkach jej wymazania i o tym, jakie piętno na życiu człowieka pozostawia takie wykorzenienie. Mój film bardzo luźno związany jest z opisaną przez Sebalda historią żydowskiego chłopca, który przez całe dorosłe życie szuka śladów rodziców zaginionych w czasie wojny. Jeden z tropów wiedzie do obozu koncentracyjnego. W filmie portretuję obóz Sachsenhausen, położony 30 kilometrów od Berlina. Przetrzymywano tam ludzi wszystkich narodowości: najpierw Niemców, wrogów nazizmu, potem Żydów, Rosjan, Ukraińców, Cyganów, Polaków. Kiedy przygotowywałem się do pracy, miałem także w głowie inne lektury, takie jak „Kolonia karna” Kafki i „Don Kichot” Cervantesa. Chodziło mi o dziwaczne, czasem śmieszne, czasem straszne, sytuacje, które zdarzają się nam, kiedy trafiamy do miejsc prowokujących do pytania o to, kim jesteśmy i co robimy.
Nie myślałeś o Auschwitz?
Nie. Chciałem nakręcić film w obozie w Niemczech. Sachsenhausen stworzono, zanim powstał Auschwitz, jeszcze przed wojną, w 1936 roku. Wprawdzie pierwszy był Dachau, ale to Sachsenhausen był wzorcowym obozem pod względem konstrukcji i szkoleń dla przyszłych komendantów, m.in. Rudolfa Hoessa, który stał potem na czele Auschwitz. Tutaj opracowywano pionierskie strategie eksterminacji więźniów. Zdjęcia kręciliśmy także w Buchenwaldzie, Bergen-Belsen, Mittelbau-Dora, ale głównie w obozie Sachsenhausen, ponieważ jest on najliczniej odwiedzany.