Jesteśmy w teatrze Ateneum, w którym niesłabnącym powodzeniem cieszy się wyreżyserowany i zagrany przez pana spektakl „Ja, Feuerbach” Tankreda Dorsta. Ćwierć wieku temu po tę sztukę sięgnął Tadeusz Łomnicki. W 1990 roku on i Zbigniew Zapasiewicz uznali, że wśród studentów z rocznika 1965 należy pan, obok Wojciecha Pszoniaka i Andrzeja Seweryna, do trójki najwybitniejszych aktorów teatralnych w Polsce.
Tadzio tak mówił? Może był troszkę znietrzeźwiony?
Tego nie wiem. A robi na panu wrażenie, jak wielki mistrz, którym był Łomnicki, mówi o panu w ten sposób?
Jestem raczej naturą nieufną, podejrzliwą…
i skromną…
…która coraz bardziej doskwiera i przeszkadza. Jeżeli tak było, jak pani mówi, to miło. Ale ja mam w sobie mechanizm obronny i swoje wiem.
Ale też Tadeusz Konwicki nazwał pana „aktorem intelektualnym”, a Gustaw Holoubek – „aktorem gombrowiczowskiej formy”. To nie są komplementy, to są konkrety.
To powoduje, że się zawstydzam i peszę. Oczywiście, przyjemne jest słyszeć miłe słowa. Ale potem przychodzi taki moment, otrzeźwienie i refleksja, czy na pewno to o mnie i czy przypadkiem mnie z kimś nie mylą.
Wróćmy do spektaklu „Ja, Feuerbach” – mimo że jest opowieścią o losie aktora, pana właściwie nie dotyczy.
Ależ bardzo!
Więcej w Zwierciadle 01/2015. Kup teraz!Zwierciadło także w wersji elektronicznej