Głęboko wierzę, że to, co się nam przydarza w życiu, dzieje się w służbie naszego rozwoju. Musimy tylko odnaleźć w tym lekcję. Na rozwój mamy szansę zawsze, choć nie zawsze z niej korzystamy, albo przynajmniej nie za pierwszym razem.
Fragment książki „To nawet lepiej. Jak obracać trudności w szanse”, Joanna Chmura, wyd. Agora
Wybieramy sobie w życiu takie relacje, dzięki którym możemy wzrastać. Wybieramy więc sobie towarzyszy przemiany, których można by nawet nazwać nauczycielami, bo ich obecność w naszym życiu zawsze nas czegoś uczy. Dzięki jednym nauka odbywa się w sposób przyjemny, a z drugimi potrafi boleć. Czasem są to jednorazowe spotkania, a czasem dłuższe chwile spędzone w szkole życia. A w szkole, jak to w szkole – dostajemy do odrobienia lekcje. Jeśli odrobimy daną lekcję, to mamy zaliczone i przechodzimy do kolejnej. Ale jeśli nie odrobimy danej lekcji w relacji z osobą X, to pewnie wróci ona z osobą Y w dalszej części naszego życia. Oczywiście kolejnym razem ta lekcja może wyglądać nieco inaczej.
Brzmi to skomplikowanie? Przejdźmy do przykładów. Zacznijmy od jednorazowych spotkań. Czasem na wakacjach poznajemy tzw. przypadkową osobę, która opowiada, jak to wybrała się właśnie w samotną podroż dookoła świata. Ta rozmowa przez jakiś czas nie daje nam spokoju i ostatecznie staje się dla nas inspiracją, żeby też coś zrobić samodzielnie. Może niekoniecznie od razu ruszamy z plecakiem w podróż w nieznane, ale robimy coś, co da nam podobne poczucie wolności i spełnienia i o czym marzymy od lat. Na przykład, mając 50 lat, zapisujemy się na lekcje tanga. Może też tak być, że w urzędzie, w którym akurat jesteśmy, usłyszymy, jak w kolejce osoba przed nami w sposób spokojny, ale jednak stanowczy składa reklamację, i my dzięki temu widzimy, jak można zadbać o swoje potrzeby, nie raniąc drugiej osoby. „Dziękuję, że pani to sprawdziła i doceniam wysiłek. Dla mnie jednak to było bardzo stresujące, i na przyszłość budzi duży niepokój, że otrzymałam ten dokument zbyt późno, by zareagować w terminie. Dlatego chciałabym ustalić teraz, co możemy zrobić, żeby dokumenty przychodziły do mnie przed terminem płatności, a nie po jego upływie”. Korzystamy potem z tej wiedzy, kiedy ustalamy ze znajomymi szczegóły wyjazdu wakacyjnego. „Dzięki, że sprawdziliście hotele i wycieczki. Dla mnie jednak intensywność wyjazdów jest stresująca i chciałabym też część naszego wyjazdu spędzić na basenie, po prostu leżąc i się opalając. Co możemy w takim razie zrobić, żeby pogodzić nasze potrzeby?”. To chwilowe spotkanie, o którym druga osoba nawet nie wie, staje się inspiracją do nauki stanowczej i jednocześnie czułej komunikacji.
Nasi nauczyciele mogą przychodzić do nas na chwilę, ale mogą też się rozgaszczać w naszym życiu na dłużej. Tak jak na przykład nasz pracodawca. Wyobraźmy sobie taką sytuację, w której szef namawia nas, żeby unikać tematu przedłużonej gwarancji na sprzęt, bo jeśli klient przedłuży, to firma nie zarobi tyle, ile by chciała. To dla nas konflikt wartości – zysk vs. uczciwość – a być może właśnie obszarem do rozwoju jest dla nas życie zgodne z wartościami. To by oznaczało, że dzięki tej sytuacji mam szansę odrobić tę lekcję. Mogę powiedzieć na przykład, że się nie zgadzam na takie zachowanie albo że „potrzebuję to robić inaczej”, czyli poinformować klientów o możliwości przedłużenia gwarancji i zostawić im wolność wyboru. Może będzie to wymagało odwagi zabrania głosu na forum, bycia w kontrze do polityki firmy – albo właśnie odwrotnie: może po raz pierwszy w życiu się nie odezwę i wyjdę z takiego środowiska. Jakakolwiek by ta lekcja była, nieodrobiona wróci za jakiś czas, a odrobiona nas wzbogaci i rozwinie. Może w postaci nowej relacji, w której notorycznie będzie miał miejsce konflikt wartości: praca vs. rodzina. A może ktoś w mojej rodzinie zachoruje i wybór ścieżki leczenia będzie pomiędzy zachodnią a wschodnią medycyną.
Zarówno w przypadku jednorazowych spotkań, jak i tych długofalowych relacji staje przed nami pytanie, które cytuję za Alanem Seale’em, twórcą bardzo ciekawej koncepcji rozwoju wewnętrznego, zwanej transformującą obecnością. W swojej pracy często pyta: „Do czego zaprasza cię ta sytuacja?” i „Kim się dzięki niej stajesz?”. To potężne pytania, które mogą stać się początkiem naszej głębokiej transformacji. Odrabiając kolejne lekcje, mamy okazję stać się kimś lepszym, pełniejszym, mądrzejszym – nie dlatego, że nam czegoś wcześniej brakowało, tylko dlatego, że już jesteśmy gotowi i gotowe wejść poziom wyżej. Innymi słowy: trudna relacja, każde zdarzenie, każda interakcja czy spotkanie może dla nas być szansą na wzrost, rozwój, zmianę. To trochę tak, jakby taka sytuacja była zasianym ziarnem, które ma potencjał wzrostu. Jeśli o nie dbamy, doglądamy je, pielęgnujemy, to będzie z tego piękny owoc. Zaniedbane ziarna nie tylko nie owocują, ale przede wszystkim obumierają.
Więc wracając do przykładu z firmą, to jeśli to ma być lekcja o wartościach i nie podejmę żadnego działania, choćby minimalnej próby zmiany, na przykład zaprotestowania przeciw nieetycznej sprzedaży, to jest spore prawdopodobieństwo, że mimo zmiany szefa albo nawet firmy pojawi się w moim życiu podobny problem. Może tym razem będzie trochę inaczej „ubrany”, na przykład jako podział premii dla pracowników, ale ponownie zaprosi mnie do zweryfikowania tego, co dla mnie ważne. Jeśli zaś odrobię tę lekcję za pierwszym razem, jest duża szansa, że nauczę się czegoś nowego o sobie albo świecie, rozwinę w sobie coś, co już ze mną zostanie, i nie trzeba będzie ponownie do tego wracać, jak na przykład umiejętność stawiania granic, czyli mówienia, co jest okej, a co nie jest.
Co ciekawe, takie momenty rozwoju otwierają drogę, której wcześniej w ogóle nie było widać. A to czyni nasze życie pełniejszym, ciekawszym i daje szansę na poczucie spełnienia. Dla mnie takim przykładem były wizyty w restauracji. Jakieś 15 lat temu w związku z podejrzeniem reumatoidalnego zapalenia stawów musiałam drastycznie zmienić sposób odżywiania się. W związku z tym każda wizyta w restauracji wymagała ode mnie zadawania miliona pytań dotyczących dań, które chciałam zamówić. Gdyby nie to, że wiedziałam, jak poważne szkody może spowodować zjedzenie tego, co musiałam wykluczyć z diety, pewnie wstydziłabym się tak szczegółowo dopytywać. Konflikt zdrowie vs. bycie bezproblemowym był dla mnie dużym wyzwaniem. Jednak nauczyłam się wtedy spokojnego i cierpliwego dowiadywania się o skład potraw – mając w sercu myśl, że to dla mnie bardzo ważne. Teraz kiedy już moja dieta jest dużo bardziej zróżnicowana i właściwie jem wszystko, dzięki tamtym doświadczeniom zupełnie nie sprawia mi kłopotu poproszenie o modyfikację w jakiejś potrawie albo zwrot jakiegoś dania, które ma w sobie składnik, którego prosiłam, żeby nie było.
Głęboko wierzę, że to, co się nam przydarza w życiu, dzieje się w służbie naszego rozwoju. Musimy tylko odnaleźć w tym lekcję. Na rozwój mamy szansę zawsze, choć nie zawsze z niej korzystamy, albo przynajmniej nie za pierwszym razem. Osoba wierząca, religijna mogłaby powiedzieć, że chodzi o dążenie do najpełniejszej wersji siebie, najbliższe boga czy bogini. Psychologicznie można by to ująć tak, że chodzi o wyzwalanie się ze skryptów i schematów, w których utknęliśmy. A tak po ludzku rzecz ujmując, to po prostu stajemy się lepszymi ludźmi.
Weźmy inny przykład. Powiedzmy, że mamy do odrobienia lekcję z budowania zaufania, bo nam akurat w tym obszarze jakoś trudno – na przykład ktoś nas w poprzedniej relacji zdradził albo zawiódł, bo nie zrobił tego, o co prosiliśmy. Może być tak, że do trenowania się w tym zakresie wybierzemy osoby, przy których nauka odbywa się swobodnie, radośnie i lekko. Innymi słowy: rozwijamy się i jest nam przyjemnie. Relacja przyjaźni, którą mamy z przyjaciółką czy przyjacielem, pozwala stopniowo rozwijać zaufanie, bo wiele sytuacji i zdarzeń pokazuje nam, że na tej osobie możemy polegać. Czasem jednak nauczycielami będą osoby, które wyzwalają w nas trudne emocje i obcowanie z nimi jest nie lada wyzwaniem. Może tak być, że przydarza się nam dokładnie taka sama sytuacja, na przykład ktoś nas znowu oszukał finansowo. Wtedy będziemy wzrastać przez trudności, pracując na przykład z tzw. własnym cieniem. Cień czy ciemna strona to te jakości w nas, które nie są „ładne”, które stanowią jakąś naszą skazę, są częścią nas, której nie lubimy i którą próbujemy ukryć. Cieniem może być na przykład konieczność kontrolowania wszystkiego, katastrofizowanie albo plotkowanie.
W pierwszym przypadku, kiedy uczymy się przez przyjemność, wpuszczamy do naszego życia kogoś, z kim nam jest po drodze, i w toku wspólnych doświadczeń widzimy, że na tej osobie można polegać, że jest słowna, że dochowuje tajemnicy itd. Uczymy się w bezpiecznych warunkach, że są osoby na tym świecie, którym możemy zaufać, i zaczynamy to robić. To między innymi lekcja o odpuszczaniu lęku przed wpuszczeniem kogoś blisko do siebie. W drugim przypadku wybieramy, świadomie albo nie, osobę, której trudno nam zaufać, która nas zawodzi i sprawia, że czujemy się niepewnie. Tutaj nauka odbywa się przez nieprzyjemność, przez ból. W tym przypadku lekcje do odrobienia mogą być przeróżne. Może to będzie lekcja o tym, jak już na początku relacji stawiamy granicę i stopniowo się przed kimś otwieramy. A może będziemy egzekwowali z większą łatwością ewentualne przekroczenia tych granic. Czyli trochę w niewygodzie, ale będziemy szlifować umiejętność prowadzenia trudnych rozmów, precyzyjnych ustaleń czy konfrontowania się z nieprawdą. To może też być lekcja o dawaniu komuś drugiej szansy – czyli na przykład zdecydujemy, że zależy nam na tej relacji, ale jeśli nie nastąpi poprawa w kwestii dotrzymywania obietnic, to nie będzie w nas chęci utrzymywania kontaktu. Albo właśnie nie o próbowaniu, tylko o odchodzeniu, bo akurat do odrobienia mamy lekcję mówienia: taka relacja nie jest już dla mnie i nie chcę w niej być, wychodzę. Czyli część z nas potrzebuje wyrobić w sobie umiejętność zamykania i wychodzenia z jakiejś relacji, która nam nie służy i w której nie czujemy się pewnie i bezpiecznie.
Fot. materiały prasowe