Steve Kowit urodził się na Brooklynie w 1938 roku. W czasie wojny wietnamskiej nie chciał służyć w armii, uważał że ta wojna jest zbrodnią polityczną, w czym akurat się z nim nie zgadzam.
I uciekł na kilka lat do Meksyku. Potem wrócił do kraju i zamieszkał w San Diego, gdzie nauczał literatury i sztuki pisania. Wiersz „Ostrzeżenie” odkrył Czesław Miłosz, przełożył go i umieścił w swojej „Antologii osobistej”, gdzie zgromadził ulubione utwory. Przejmujący w tym wierszu jest kontrast między ostatecznością tematu a ironią i humorem. I to, jak banalny fakt, że przetarły się spodnie, może stać się pretekstem do pisania o śmierci. Wiersz mówi o tym, o czym wszyscy wiemy – że nasze życie może się w każdej chwili skończyć. Wiemy i nie wiemy zarazem, bo staramy się o tym nie myśleć, by nie psuć sobie humoru i nie żyć w lęku. „Ostrzeżenie” jest dla mnie kultowym wierszem, więc sam Kowit zdawał mi się postacią mityczną.
Jako poeta nie jest powszechnie znany. Tym większe było moje poruszenie, gdy w Internecie znalazłem adres mailowy Mary Kowit; okazało się, że to jego żona. Odpowiedziała mi w pięć minut i tak zaczęła się nasza korespondencja. Jest szczęśliwa, że dzięki naszemu pismu wiersz trafi do tysięcy polskich czytelników. Kiedy ją zapytałem, jaki był Steve, napisała: „Był najsympatyczniejszym człowiekiem, jakiego znałam. Miał umysł ostry jak brzytwa i wisielcze poczuciu humoru. Wykładał na uniwersytecie i w szkołach. Utworzył pierwszą w San Diego organizację broniącą praw zwierząt”. Steve Kowit zmarł w 2015 roku na atak serca, w czasie snu. Trochę mu zazdroszczę, taka śmierć zawsze wydawała mi się luksusem. A w kontekście tego wiersza jest paradoksem. Jego drugą niezwykłą puentą.
Ostrzeżenie
Dziś wieczór mocne dżinsy,
które noszę co dzień ponad rok
i które wydawały się w doskonałym stanie
nagle pękły.
Jak i dlaczego nie pojmuję,
ale stało się – duże pęknięcie w kroku.
Miesiąc temu mój przyjaciel Nick
zszedł z tenisowego kortu,
wziął prysznic, przebrał się
i na ulicy przewrócił się i umarł.
Pamiętajcie, którzy to czytacie,
padać od czasu do czasu na kolana
jak poeta Christopher Smart,
i całować ziemię, i radować się,
i dobrze wykorzystywać czas,
i okazywać życzliwość wszystkim,
nawet tym, którzy na to nie zasługują.
Bo choćbyście nie wierzyli, to nastąpi,
was też któregoś dnia nie będzie.
Ja, któremu dżinsy pękły w kroku
bez żadnego powodu,
zapewniam was, że to prawda.
Podaj dalej
Przełożył Czesław Miłosz, „Antologia osobista”, wyd. Znak, 1998.