1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Felietony
  4. >
  5. Ładny rzeźbiarz

Ładny rzeźbiarz

Sonia Kisza (Fot. Krzysztof Opaliński)
Sonia Kisza (Fot. Krzysztof Opaliński)
Podobno najlepiej pamiętamy to, czego nauczymy się przed 25. Rokiem życia. Żadna ze mnie specjalistka od mózgu, więc trudno mi to potwierdzić, ale zadziałało, kiedy redaktorka naczelna spytała mnie o najbardziej erotyczny obraz, jaki znam. Automatycznie, ku własnemu zaskoczeniu, otworzyłam szufladę pod tytułem „Kobiece akty Akademików”.

Akademicy jak nikt inny przedstawiali piękne, nagie kobiety. A że wtedy (między XVII a XIX wiekiem) nie można było portretować nagich kobiet per se, pokazywano kompletnie odrealnione wizje damskiego ciała pod pretekstem eksponowania jakiejś sceny mitologicznej lub historycznej. Taka bowiem tematyka była najwyżej ceniona na Salonach, a ukrycie aktu w kontekście sprawiało, że nagość stawała się akceptowalna. Można było wtedy udawać, że wcale nie chodzi o gapienie się na gołe baby, tylko o wyższy cel – rozwój intelektualny.

Czemu pomyślałam o aktach akademików? Czy przez jakieś moje homoerotyczne upodobania? Śmiem wątpić. Winię tu jak zwykle patriarchat i określony kanon sztuki, który przyswoiłam w liceum i na studiach. Większość sztuki tworzyli mężczyźni dla mężczyzn, czyli większość sztuki powstawała ku uciesze męskiego spojrzenia (male gaze). W ramach tej estetyki kobiety są widokiem, tracą podmiotowość, nigdy nie wpływają na akcję, są bierne. Jak podają aktywistki grupy Guerrilla Girls, od lat 80. w największych muzeach sztuki akty kobiet stanowią od 65 do 85 procent wszystkich aktów.

No dobrze, ale można powiedzieć, że przecież to tylko sztuka… Problem w tym, że tak samo jest w filmach, fotografii, literaturze i każdej innej dziedzinie. Kultura tworzy nas. Dzieła, jakimi się otaczamy, to, na co patrzymy, wpływa na to, jacy jesteśmy. Nic więc dziwnego, że przyzwyczajone do męskiego spojrzenia w sztuce, zaczynamy same nim patrzeć. Nie tylko na inne kobiety, ale także na siebie. Ponieważ jako widzki sztuki jesteśmy niemal zmuszone utożsamiać się z rozseksualizownymi i biernymi postaciami kobiecymi, prowadzi to do ciągłej samoobserwacji i obsesji na temat swojego wyglądu. Postrzegania ciała nie jako integralnej części nas, skafandra duszy, ale czegoś, co cały czas trzeba estetyzować – tu przyciąć, tam zakryć, tu znowu odkryć, ścisnąć, ujędrnić, spłaszczyć i uwypuklić – i tak na okrągło.

Na przekór męskiemu spojrzeniu zaproponuję więc jako najbardziej sexy dzieło – obraz polskiej malarki Anny Bilińskiej-Bohdanowicz, przedstawiający rzeźbiarza George’a Greya Barnarda. Bilińska to jedna z najsłynniejszych polskich malarek. Odnosiła spektakularne sukcesy na arenie międzynarodowej, otrzymywała liczne nagrody (złote i srebrne medale najważniejszych instytucji w Europie), była znaną i cenioną portrecistką. Stąd też u niej amerykański milioner Alfred Corning Clark (partner biznesowy Isaaca Singera, tego od maszyn do szycia) zamówił wizerunek swojego protegowanego – Barnarda.

Anna Bilińska „Portret rzeźbiarza George’a  Greya Barnarda w pracowni” (1890). (Fot. Zoom Historical/Alamy Photo/BEW) Anna Bilińska „Portret rzeźbiarza George’a Greya Barnarda w pracowni” (1890). (Fot. Zoom Historical/Alamy Photo/BEW)

Portret jest wyjątkowy z wielu względów, między innymi z powodu rozmiaru: jego wysokość to ponad 2,5 metra! Miałam przyjemność widzieć go na żywo podczas wystawy monograficznej Anny Bilińskiej w Muzeum Narodowym w Warszawie w 2021 roku. Na co dzień, niestety, wystawiany jest daleko od Polski, w State Museum of Pennsylvania w Harrisburgu w USA.

Barnard siedzi na rogu drewnianego cokołu, na którym widzimy fragment modelu jego rzeźby. Ubrudzone w glinie dłonie opiera na kolanach, w jednej z nich trzyma bryłę gliny. Ubrany jest w strój roboczy, ma rozpiętą koszulę z podwinięty[1]mi wysoko rękawami, czarne spodnie i związane rzemieniem buty. Wybór autentycznego stroju to złamanie pewnej konwencji takich reprezentacyjnych portretów artystów – kolejny dowód na wyjątkowość pomysłu Bilińskiej.

Mamy wrażenie, że artysta zrobił sobie przerwę w pracy. Jest w jego postawie pewna nonszalancja, ale też duma! Wzrok ma utkwiony w patrzącej (lub patrzącym), można by nawet pomyśleć, że mu przeszkadzamy, odciągamy od roboty. Wiemy, jak Barnard wyglądał, bo zachowały się jego zdjęcia, więc można powiedzieć, że portret jest nieco wyidealizowany. Barnard jest przedstawiony jako bardzo atrakcyjny mężczyzna dzięki muskularnemu ciału, otwartej i wskazującej na pewność siebie pozie, ciemnym, wnikliwie patrzącym oczom. A znajdujące się za nim wielkie umięśnione plecy glinianej rzeźby pokazują, że to wcale nie jest przypadek.

Ładnych panów oczywiście w sztuce nie brakuje – każdy szanujący się artysta (kobiety prawie do końca XIX wieku oficjalnie nie miały takiej możliwości) musiał mieć wyuczone na pamięć męskie ciało – właśnie po to, by z łatwością malować wszelkie historyczne i mitologiczne sceny. Na akademiach zajęcia z anatomii z nagim modelem były więc podstawą, co sprawia, że dzisiejsze zbiory muzealne obfitują w męskie akty, niekiedy kipiące homoerotyzmem.

Powstaje pytanie, czy magnetyzm rzeźbiarza jest efektem wizji Bilińskiej, czyli jest to wreszcie mężczyzna w spojrzeniu kobiecym (female gaze), czy może wynika z preferencji zamawiającego portret, mecenasa Barnarda, Alfreda Corninga Clarka, który miał wieść podwójne życie – z jednej strony jako głowa tradycyjnej rodziny, z drugiej patron wielu artystów płci męskiej i prawdopodobnie gej.

Zauważcie, że chociaż Bilińska celowo zwraca naszą uwagę na ciało Barnarda, podkreślając pewne jego elementy, które uznajemy za atrakcyjne – silne ręce, ciemne oczy i włosy, szelmowski uśmiech (zawsze chciałam użyć tego wyświechtanego określenia) – bynajmniej nie odbiera swojemu modelowi podmiotowości. Jest rzeźbiarzem, a dopiero potem ładnym chłopcem. I niech to będzie dowód na to, że spojrzenie widzki (lub widza) może być pożądliwe, ale nie musi być uprzedmiotawiające.

Ale nie oszukujmy się, moja motywacja wyboru tego obrazu jest podobna do motywacji odwiedzających paryskie Salony sztuki... Po prostu chciałam paniom pokazać ładnego pana. Nie samymi gołymi babami muzea stoją!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze