1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Moda i uroda

Tajemnice Coco Chanel

Coco Chanel (fot. Getty Images)
Coco Chanel (fot. Getty Images)
Zobacz galerię 5 zdjęć
Jej legenda rodziła się w czasach wojny, biedy i społecznej ruiny. Coco Chanel nie miała łatwego życia, mimo to przetrwała i osiągnęła ogromny sukces. Była absolutnym geniuszem swojej epoki – nie tyle zrewolucjonizowała modę, co praktycznie wymyśliła ją od nowa. Podobnie jak siebie.

Znamy ją jako tę, która powołała na świat „małą czarną” i tweedowe żakieciki. Sznury pereł – sztucznych! – noszonych na co dzień do białej bluzki. No i ponadczasowe perfumy. Współczesnym kobietom dodała elegancji, dystynkcji i klasy. Ale też swobody. Była ucieleśnieniem niezależności i projektowała dla kobiet takich jak ona – pracujących, uprawiających sport, kochających życie. Mężczyznę kochała tylko jednego, choć miała wielu kochanków. Czy była kochana? Podobno od dziecka jedynie tego pragnęła. Miała jedną jedyną przyjaciółkę, ale tabuny klientek, naśladowczyń i wpatrzonych w nią fanek. Była drobna i smagła, zawsze wyglądała na co najmniej 10 lat mniej i regularnie zaniżała swój wiek. Paliła jak smok – trudno znaleźć zdjecie, na którym jest bez papierosa. Była też wymagająca i surowa. Krytyczna aż do bólu, ironiczna, często wredna. Bezwzględna dla rywali biznesowych (kiedy podupadły już nieco projektant Paul Poiret spotkał ją na ulicy, ubraną w skromną czarną garsonkę, rzucił podobno sarkastycznie: „Po kim ta żałoba, Mademoiselle?”, „Po panu, Monsieur” – odpowiedziała); równie szorstka bywała dla przyjaciół. Miała specyficzny styl wręczania prezentów, niemal równoznaczny z policzkowaniem („Wysyłam ci tych sześć posągów weneckich Murzynów” – dzwoniła do znajomego –„nie mogę ich już ścierpieć”), jednego dnia nie potrafiła się bez kogoś obejść, drugiego już go nie trawiła. Choć arystokracja jadła jej z ręki, lubiła ją poniżać – regulowała rachunki hotelowe za księżne, zatrudniała u siebie ludzi z tzw. socjety, którzy byli jej chłopcami na posyłki. O jednej ze znajomych z wyższych sfer powiedziała: „bardzo lubię Aurelię, jest wielką kurtyzaną, spóźnioną o cztery stulecia”. Nie była łatwa we współżyciu, ale była wielka. I zawsze żyła według swoich zasad.

„Oto ciemna strona Chanel: jej cierpienie, pociąg do złych uczynków, potrzeba karcenia, jej duma, surowość, sarkazm, destrukcyjna pasja, bezwzględność charakteru tchnącego jednocześnie ciepłem i zimnem, jej dewastatorski geniusz twórczy” – pisze o niej przyjaciel Paul Morand we wstępie do książki „Czar Chanel”, będącej zapisem ich rozmów, a właściwie wyznań projektantki. Wspomina, że tym, co ją najbardziej cechowało, była precyzja – zarówno w projektach, jak i w zdaniach, które wygłaszała. Rzeczywiście to, co opowiedziała Morandowi w Saint-Moritz w 1946 roku (dokąd udała się na swoiste wygnanie, by schronić się przed złą sławą wojennej kolaborantki), to gotowe aforyzmy. Ostre jak brzytwa, trafne, błyskotliwe. Czy wszystkie prawdziwe? To jest właśnie największa jej tajemnica.

Sama o sobie

„Jestem sama już w wieku sześciu lat. Właśnie zmarła moja matka. Ojciec traktuje mnie jak balast i odstawia do ciotek, po czym wkrótce wyrusza do Ameryki, z której nigdy już nie wróci. Sierota… Od tamtego czasu sam dźwięk tego słowa przeszywa mnie dreszczem… Minęło pół wieku, ale ja – otoczona luksusem i radością ostatnich szczęśliwców tego nędznego świata – nadal jestem samotna, ciągle samotna”.  Chanel urodziła się 19 sierpnia 1883 roku w przytułku dla biednych w Saumur, miasteczku w środkowej Francji. Jej rodzice: Jeanne DeVolle i Henri Albert Chanel nie byli małżeństwem, co w tamtych czasach dla dziecka oznaczało bardzo zły start. Jej ojciec miał opinię, jak to określa jedna z biografek projektantki Karen Karbo, „charyzmatycznego krętacza”, zarabiał jako obwoźny sprzedawca na miejskich targowiskach Orwenii, rejonu w południowo-środkowej Francji, znanego z wygasłych wulkanów i śliwek. Jeanne była córką karczmarza, który wynajął pokój Albertowi (tego imienia używał). Dziewczynce nadano imiona Gabrielle Bonheur po zakonnicy, która odebrała poród. Była ich drugą córką – starsza Julie urodziła się rok wcześniej. Para doczekała się jeszcze synów Alphonse'a i Luciena oraz córki Antoinette. Ostatecznie Albert ożenił się z Jeanne 15 miesięcy po narodzinach Gabrielle. Po śmierci żony zostawił dzieci u swojej matki w Vichy i… zniknął. Ponieważ babcia Gabrielle sama miała  sporą gromadkę do wychowania, oddała chłopców do pracy na farmie, a dziewczęta do sierocińca prowadzonego przez siostry Najświętszego Serca Marii Panny w Aubazines.

„Moje dwie siostry oddano do klasztoru. Ja, najbardziej rozumna, zostałam powierzona dalekim ciotkom, dalszym kuzynkom mojej matki”. Chanel przez całe życie nie chciała przyznać, że jej stopa choć na chwilę postała w sierocińcu. Zamiast zakonnic wymyśliła więc ciotki surowe jak zakonnice. W jej opisach były srogie, ale w sumie rozsądne.

„Sprzeciwiam się wszystkiemu, z powodu intensywnego, zbyt intensywnego, zamiłowania do życia, z potrzeby bycia kochaną, ponieważ u ciotek wszystko mnie irytuje i wszystko rani. Wstrętne ciotki! Cudowne ciotki!”. Podobno to one nauczyły ją szycia i to one  wpoiły dyscyplinę i zamiłowanie do porządku.  Jak podkreśla Karen Karbo, przez lata nieistniejące ciotki okazywały się Chanel bardzo przydatne. Projektantka oczywiście miała prawdziwe ciotki, ale dzieciństwo spędziła w sierocińcu, nie u nich.

„Nienawidzę się uniżać, zginać kark, upokarzać się, skrywać, co myślę, podporządkowywać się, robić coś nie po swojemu. Zarówno dziś, jak i wtedy moje działania, gesty, surowość głosu, żar spojrzenia, moja napięta i udręczona twarz, cała moja niezależna osoba bucha dumą. Jestem jedynym wulkanem z Orwenii, który nie wygasł”.  Chanel chętnie przypisywała swój sukces – zupełnie słusznie zresztą – prowincjonalnym korzeniom. Stała się wręcz lokalną patriotką Orwenii, której mieszkańcy byli uważani za twardych i oszczędnych. Jak pisze Karen Karbo, pochodzić z Orwenii w tamtych czasach to jak pochodzić z Dzikiego Zachodu. Tak naprawdę z Orwenii pochodziła jedynie matka Chanel.

„Moja legenda opiera się na dwóch niezniszczalnych filarach: pierwszy to przekonanie, że pojawiłam się nie wiadomo skąd: z music-hallu, z opery albo z burdelu; żałuję, to byłoby zabawniejsze; drugi to opinia, że jestem żeńską wersją króla Midasa”. Chanel upierała się, że ojciec ją ubóstwiał, że to on we wczesnym dzieciństwie nadał jej przydomek Coco, choć biografowie zgadzają się, że pochodził on od dwóch największych jej przebojów z czasów, gdy śpiewała w caf'conc, czyli kawiarni koncertowej w Vichy „Qui qu'a vu Coco” oraz „Ko-ko-ri-ko”. Broniła ojca (a może samej siebie) w kwestii porzucenia dzieci – utrzymywała, że nie miał innego wyjścia i musiał wyjechać do Ameryki. Podobno w sierocińcu ciągle opowiadała, że lada dzień wróci zza oceanu.

„Lubiłam samotność, instynktownie uwielbiałam piękno, a nie znosiłam tego, co śliczne” – surowe klasztorne wychowanie wykształciło w niej surowy gust i tendencję do krytykowania: „Pani jest wiecznie niezadowolona – będą mi mówić. (…) Jestem wiecznie niezadowolona z samej siebie, dlaczego miałabym być z kogoś innego?”.  Nie tylko zdawała sobie sprawę z własnego krytykanctwa, ona się nim szczyciła.

„Najpiękniejszym darem, jakim obdarzył mnie Bóg, jest umiejętność niekochania tego, kto mnie nie kocha. I zdolność do niezapoznania się z najpowszechniejszą formą miłości, jaką jest zazdrość”. Chanel przez całe dzieciństwo tęskniła za tym, by być kochaną i bała się porzucenia. W dorosłym życiu zawsze (poza jednym tragicznym przypadkiem) to ona kończyła związki.

„Mam kilka zalet, całkiem uroczych; jestem pełna nieznośnych wad (...). Jestem chodząca dumą. Jeżeli tylko nie przesadzam i nie zamieniam się w chodzącą próżność”. Była mistrzynią kontrastów: z jednej strony miała do siebie dystans, z drugiej – była dumna do granic przyzwoitości. Nigdy nie zwątpiła w siebie ani w swój dobry gust. „Nie jestem ani inteligentna, ani durna, ale nie wydaje mi się, żebym była osobą tuzinkową”.

„Kiedy widzę, jak bardzo początkowe szczęście upośledza ludzi, nie żałuję tego, że ja sama najpierw byłam głęboko nieszczęśliwa. Trzeba być kimś naprawdę dobrym, by się oprzeć dobremu wychowaniu. Za nic w świecie nie chciałabym mieć innego losu niż mój własny”. Dzieciństwo utwardziło Chanel i z pewnością było jej motywacją do tego, by piąć się wyżej, ale z drugiej strony umieściło w jej sercu sopel lodu, który nigdy nie stajał.

 Coco Chanel koło 1959 roku w swoim apartamencie w Paryżu. (Fot. Getty Images) Coco Chanel koło 1959 roku w swoim apartamencie w Paryżu. (Fot. Getty Images)

Coco Chanel o pracy

„Tak więc narzuciłam kolor czarny; wciąż panuje, bo czarny detronizuje wszystko”. Oprócz czarnego Chanel wielbiła biele, beże i granaty. Była wielką entuzjastką i pionierką minimalizmu.

„Drażni mnie, kiedy słyszę, że miałam szczęście. Nikt nie pracował więcej ode mnie”. Praca była całym życiem Chanel, jej mężem i jej dzieckiem.

„Nie każda kobieta jest Wenus, nie należy jednak nic ukrywać; to, co staramy się zamaskować, będzie tylko jeszcze bardziej rzucać się w oczy”. Była autorką wielu maksym na temat zasad właściwego ubioru, które są aktualne i powtarzane do dziś.

„Żeby być wolnym, potrzeba pieniędzy” – mówiła.  „Zaczyna się od pożądania pieniędzy. Następnie ponosi nas zamiłowanie do pracy. Praca ma o wiele mocniejszy smak niż pieniądze. Pieniądze ostatecznie stają się niczym więcej, jak tylko symbolem niezależności. Mnie interesowały wyłącznie dlatego, że schlebiały mojej dumie. Nie chodziło o kupowanie przedmiotów, nigdy nie pożądałam niczego poza czułością”. Chanel było dane stworzyć imponujące imperium modowe, które do dziś istnieje i uchodzi za synonim dobrego smaku. Wychowana w biedzie i pogardzie, zafundowała sobie dorosłe życie w luksusie i  powszechnym uznaniu. Była kimś, kogo można by nazwać „self-made woman”, czyli kobietą, która sama siebie stworzyła.

„Jakie miałam pojęcie o moim zawodzie? Żadnego. Nie wiedziałam nawet, że istnieją krawcowe. Czy miałam wcześniej świadomość rewolucji, którą wywołam w garderobie? W żadnym razie. Jakiś świat się kończył, a inny miał nadejść. Byłam na miejscu; nadarzyła się okazja, skorzystałam z niej. Byłam prawie w tym samym wieku co nowe stulecie, a więc to do mnie zwróciło się ono, abym je wyraziła poprzez ubranie. Potrzeba było prostoty, wygody, schludności; oferowałam to wszystko całkiem nieświadomie. Prawdziwe sukcesy są kwestią przeznaczenia”. Trudno nam sobie dziś nawet wyobrazić, jakim szokiem dla ówczesnych kobiet, ubranych w wielkie jak stadion kapelusze, ściśniętych gorsetami i ozdobionych niezliczoną ilością wstążek, kwiatów i falbanek, był widok Chanel w jej prostych, pozbawionych ozdób  sukienkach, w jej słomkowych kapeluszach okolonych jedynie czarną wstążką. Kariera Chanel zaczęła się właśnie od sprzedaży minimalistycznych kapeluszy. Stały się hitem wśród francuskich arystokratek. „Surowość ciemnych barw, szacunek dla kolorów zapożyczanych z otaczającej natury, niemalże mnisi krój moich letnich ubrań z alpaki, moich zimowych ubrań z szewiotu, cały ten purytanizm, na którego punkcie oszaleją elegantki, pochodził z Mont-Dore” (Chanel wielokrotnie powoływała się na Mont-Dore jako miejsce, gdzie wychowywały ją ciotki).

„W 1914 roku nie było sukni sportowych. Kobiety brały udział w wydarzeniach sportowych tak jak damy w czepcach asystowały przy turniejach rycerskich. Były bardzo nisko spięte w talii, skrępowane w biodrach, nogach, wszędzie… Ponieważ jadły zbyt wiele, były solidne, a ponieważ były solidne i nie chciały takie być, ściskały się. Gorset wypychał tłuszcz na biust, a ukrywał go pod suknią. Wymyślając ubrania z dżerseju, uwalniałam ciało, porzucałam talię (do której wrócę dopiero w 1930 roku), kształtowałam nową sylwetkę i żeby się do tego przystosować, moje klientki stawały się szczupłe, «szczupłe jak Coco», czemu sprzyjała wojna”. Chanel zawsze projektowała dla siebie i sama była swoją najlepszą modelką. Jej styl pojawił się dlatego, że pojawiła się ona.

 Lady Pamela Smith (w czarnym kostiumie) stoi w otoczeniu modelek. Obok Coco Chanel - była jedną z pierwszych arystokratek, które zaczęły pojawiać się w roli modelek. (Fot. Getty Images) Lady Pamela Smith (w czarnym kostiumie) stoi w otoczeniu modelek. Obok Coco Chanel - była jedną z pierwszych arystokratek, które zaczęły pojawiać się w roli modelek. (Fot. Getty Images)

„Robiłam sukienki. Mogłabym równie dobrze robić coś innego. To był przypadek. To nie sukienki lubiłam, tylko pracę. Poświęciłam jej wszystko, nawet miłość”. Chanel nie miała biznesplanu, szła za tym, co ją pociągało i czego brak odczuwała w życiu. Wiele inspiracji czerpała od mężczyzn i z ich garderoby.

Coco Chanel o mężczyznach

„Zdarzyło się, że ciotki wysyłały mnie na lato do Vichy, do dziadka, który przebywał tam na kuracji. (...) Na herbatce, na którą zabrali mnie dziadkowie, poznałam młodego mężczyznę, pana B., właściciela stajni wyścigowej. Ależ z pana szczęściarz – powiedziałam mu z dziecinnym zapałem – że ma pan konie wyścigowe! – Chciałaby panienka przyjść na trening? – Pytanie!”. Etienne'owi Balsanowi świat zawdzięcza zatem bryczesy do jazdy konnej dla kobiet i krawatki z dzianiny. Był arystokratą hodującym konie czystej krwi, ale odrzucał konwenanse. Może spotkał Chanel w caf'conc w Vichy, a może rzeczywiście była to popołudniowa herbatka. Chanel została jego kochanką i zamieszkała z nim w Château de Royallieu, gdzie miał stadninę koni.

„W Pau spotkałam pewnego Anglika. Poznaliśmy się podczas jednej przejażdżki… Ten chłopiec był pięknym, uwodzicielskim brunetem. Zakochałam się w nim. Nigdy nie kochałam pana B. Między tym Anglikiem a mną nie padło ani słowo. Pewnego dnia dowiedziałam się, że opuszcza Pau. – Wyjeżdża pan? – spytałam. – Niestety tak – odpowiedział. – O której godzinie?”. Następnego dnia była na dworcu, spakowana. Capelowi zawdzięczamy kobiece blezery, kardigany, swetry zakładane przez głowę oraz przewiązywane w talii paskiem – jak twierdzi Chanel, odkąd go poznała, zaczęła z upodobaniem nosić męskie swetry.

„To jedyny mężczyzna, którego kochałam. Nigdy o nim nie zapomniałam”. „Po nastaniu pokoju (…). Capel zginął w wypadku samochodowym. Nie będę kolorować tego wspomnienia… Ta śmierć była dla mnie strasznym ciosem”. Z Capelem Chanel zamieszkała w Paryżu. Przez pierwszy rok oddając się miłości i – jak to ujmuje Karen Karbo w książce „Księga stylu Coco Chanel”– malowaniu paznokci. To za jego namową i dzięki jego pożyczce otworzyła wreszcie swój pierwszy butik przy rue Cambon. Capel był piękny i nietuzinkowy, Chanel mu imponowa i bardzo go ciekawiła. Ale nie na tyle, aby ją poślubić. Ponieważ chciał wejść w arystokratyczne środowisko, ożenił się z arystokratką. Nadal jednak spotykał się z Chanel. Zresztą nie tylko z nią, „Boy” był kobieciarzem, ale ona nigdy nie była zazdrosna. Po tym, jak kilka dni przed świętami 1919 roku Capel zginął w wypadku samochodowym, przez rok po jego śmierci Chanel nie mogła dość do siebie.

 Artur \ Artur "Boy" Capel w 1911 roku. (Fot. BEW PHOTO)

„Dlaczego Westminster dobrze się ze mną bawił? Przede wszystkim dlatego, że nie starałam się go usidlić. (…) Bo byłam Francuzką. Angielki są zaborcze i niewzruszone. Mężczyźni się z nimi zamęczają (…). Ale nie należy mnie oskarżać o obgadywanie Angielek. Po pierwsze, ja obgaduję wszystkich”. Drugi książę Westminsteru, najbogatszy wtedy mężczyzna na świecie, był z Chanel przez 10 lat. Rozpieszczał ją i bawił, mimo to odrzuciła jego propozycję zamknięcia interesu i zostania księżną. Podobno potężny szafir, który jej ofiarował, wyrzuciła za burtę. Za to dzięki niemu pokochała tweed.

 Coco Chanel z księciem Westminster na torze wyścigowym w Chester, maj 1924 roku. (Fot. Getty Images) Coco Chanel z księciem Westminster na torze wyścigowym w Chester, maj 1924 roku. (Fot. Getty Images)

„Zawsze wiedziałam, kiedy odejść”. Cóż, nie zawsze… Hansa Güntera von Dincklage vel Spatza, niemieckiego szpiega mówiącego po francusku, pół-Anglika, Chanel podobno poznała jeszcze przed wojną. Podczas wojny połączył ich romans, którego Chanel nie przerwała mimo zwycięstwa aliantów. Oskarżona o kolaborację, została aresztowana i postawiona przed Komitetem ds. Moralności. Podobno uniknęła kary dzięki przyjacielowi Winstonowi Churchillowi, który interweniował w jej sprawie. Na kilka lat wyjechała do Szwajcarii. Nigdy nie wracała do tamtych czasów, nigdy nie mówiła o wojnie. Uważała ją za coś wulgarnego i nieciekawego. Hal Vaughan w książce „Coco Chanel. Sypiając z wrogiem” dowodzi, że projektantka była agentką Abwehry, choć temu zaprzeczała. Paryż ostatecznie jej wybaczył, ale czy wybaczyła sobie… Co wtedy czuła, co myślała, czy żałowała – to też zostanie jej tajemnicą. Jak powiedziała Morandowi: „Byłam zbuntowanym dzieckiem, byłam zbuntowaną kochanką, zbuntowaną projektantką, prawdziwym Lucyferem”. Zmarła 10 stycznia 1971 roku w swoim apartamencie w hotelu Ritz, w Paryżu.

Wszystkie nieopisane inaczej cytaty pochodzą z książki Paula Moranda "Czar Chanel” (Wydawnictwo Literackie)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze