Po raz kolejny dałaś się oszukać, spaliłaś żelazko, zakończyłaś związek... Mądra Polka po szkodzie? Dobrze by było. Nie chcesz znów pluć sobie w brodę? Przeanalizuj najczęstsze błędy i powiedz: "Skoro ta metoda nie działa, zrobię to inaczej".
Ile razy zdarzyło ci się zostawić samochód z włączonymi światłami? Mnie ostatnio trzy razy, a właściwie cztery. Za czwartym wróciłam po godzinie, dzięki pacjentce, która przyszła do mnie z problemem wybierania niewłaściwych partnerów (o tym za chwilę). Mąż, który ratując mnie z opresji, gnał z drugiego końca miasta, by uruchomić mój nieczynny samochód, kiwał głową i mówił: „Rób tak dalej, a za chwilę akumulator odmówi współpracy”. No cóż, mężczyźni rzadko bywają wyrozumiali w tych sprawach, a my, kobiety, za dużo mamy na głowie. A przecież błędy to rzecz ludzka.
Zabiegani, zajęci tysiącem spraw, coraz więcej czynności robimy nawykowo, żeby nie zaprzątać zbytnio uwagi. Nawykowo wracasz do domu stale tą samą drogą, bo w międzyczasie układasz w głowie plan jutrzejszego wystąpienia u szefa albo w myślach kłócisz się z koleżanką z pokoju: „Powinnam tej małpie odpowiedzieć…”. Nawyk prowadzenia samochodu opanowałaś po sześciu tygodniach od momentu, gdy pierwszy raz usiadłaś za kierownicą (tyle czasu zajmuje przekształcenie nowej czynności w nawyk). Nie pamiętasz jednak, że na twojej stałej trasie od tygodnia trwają roboty drogowe i zdarza ci się wjechać na długie skrzyżowanie na pomarańczowym świetle – kiedy kamera cyknęła zdjęcie, było już czerwone, co kosztuje 500 zł i 6 punktów karnych (przerobiłam to ostatnio dwa razy). Nawykowo palisz garnki, grzanki w tosterze, wkładasz szczotkę do włosów do lodówki, a potem szukasz jej przez godzinę. Nawykowo słuchasz partnera i potakujesz głową, kiedy informuje cię, żebyś dziś nie czekała na niego z kolacją, a potem wściekasz się, że kolejny raz wstawiasz zapiekankę do piekarnika, a jego ciągle nie ma.
Nawyki to woda na młyn popełnianych przez nas błędów. Gdybyś choć raz usiadła spokojnie i wypisała wszystkie straty, które ponosisz z powodu zachowań, nad którymi nawet się nie zastanawiasz, może przestałabyś działać jak pluszowy królik na baterię.
Wróćmy do mojej pacjentki, tej od „niewłaściwych” facetów. Ta piękna, samodzielna, mądra i przemiła kobieta trafiła do mnie po kolejnym rozstaniu. Ostatni partner okazał się znów niewłaściwym. – Każdy odchodzi tuż po trzech miesiącach – tłumaczyła mi z oczami pełnymi łez. – Co ja robię nie tak?
Jeśli miałabym być szczera, musiałabym jej powiedzieć, że robi wszystko, aby tak właśnie się stało. Jeżeli chcesz stracić mężczyznę, dopytuj go o jego „byłe”, ośmieszaj przy kumplach, krytycznie wyrażaj się o jego matce, rób mu awantury w stylu: „bo ty nigdy…, bo ty zawsze…”, zachwycaj się facetami przyjaciółek, którzy „są tacy zaradni, podczas gdy on…”, notorycznie nie miej czasu na seks, czyli rób wszystko, co robiłaś do tej pory w stosunku do swoich „eks” i… licz na to, że ten egzemplarz to wytrzyma, skoro cię kocha. Nie rozumiesz, o czym mówię? To kolejny scenariusz nieuczenia się na własnych błędach.
Gdy w pracy, przyjaźni czy miłości postępujemy tak samo od lat (forma bardziej rozbudowanego nawyku), to nie dziwmy się, że kolejny związek czy kolejna praca nie wypalają, bo czemu nagle miałyby? Narzekasz, że partner dominuje, jednak to ty sama od początku relacji wchodzisz w rolę uległej gejszy. Wściekasz się, że w pracy cię wykorzystują, lecz to ty nie potrafisz stawiać granic i odmawiać albo przynajmniej negocjować. Przykro ci, że ludzie cię wykorzystują, ale to ty pierwsza oferujesz pomoc, dajesz nadmiarowo, licząc, że świat odwdzięczy się tym samym. Ciągle masz budżet na minusie, ale dalej wydajesz wirtualne pieniądze, wierząc, że twoja pensja cudem się rozmnoży.
A gdybyś tak spróbowała zrobić coś inaczej niż do tej pory, wróciła do domu inną drogą niż zwykle albo umyła zęby lewą ręką? Głupota? Spróbuj. Dzięki temu wyjdziesz z nawyku, stworzysz w mózgu inną ścieżkę, odkryjesz nowy sposób działania.
„Co ja mam zrobić, żeby on przestał pić?”, „Jak mam wpłynąć na przyjaciółkę, żeby była bardziej lojalna?”, „Co zrobić, żeby szef mnie docenił?”, „Czy jest jakiś sposób na toksycznych rodziców?”. 90 proc. moich pacjentów przychodzi z oczekiwaniem, że odmienię ich świat. I choć tłumaczę, że nie jestem magikiem i nie mam takiej mocy, nie słuchają mnie albo raczej nie słyszą. Bardziej opornym proponuję następujące ćwiczenie: na pustym krześle kładę poduszkę i mówię:
– To jest twój partner, przyjaciółka, szef, matka. Spróbujmy nakłonić go/ją do zmiany.
– Ale ja mu/jej mówiłam to już tysiąc razy.
– I co?
– Bez rezultatu.
– Myślisz, że mnie się to uda, zwłaszcza że jej/jego tu nie ma? Jeśli chcesz, możemy kolejną sesję przeznaczyć na rozmowę o tym, jak zmienić drugiego człowieka, ale skutek jest do przewidzenia.
Jeśli wierzysz, że świat się zmieni dla ciebie – twoja sprawa. Możesz stracić czas, pieniądze, energię i w rezultacie zdrowie, ale świat ani drgnie. Lecz jeśli ty, wyciągając cenne lekcje z własnych błędów albo wychodząc z nawyków, zmienisz się choć trochę, świat odpowie na twoją zmianę. Bo relacje są jak system naczyń połączonych – jeśli zmienia się jeden element, drugi, w odpowiedzi, robi to samo. W starym, mądrym zdaniu: „Ucz się na własnych błędach” jest wielka prawda, niezmienna od początku świata.