Sposób w jaki rozwiązujemy konflikty z naszymi dziećmi tak naprawdę decyduje o jakości naszej relacji z nimi. Każdy rodzić doskonale wie jak trudno czasem powstrzymać się od krzyku na dziecko, kiedy robi coś czego nie akceptujemy.
Mamy prawo przeżywać gniewne emocje i dawać im wyraz. Jednak jeśli chcemy kształtować poczucie własnej wartości swojego dziecka, musimy posiąść trudną sztukę wyrażania złości w sposób dojrzały, który nie zadaje bólu. Gdy wybucha wulkan gniewnych emocji zwykle jest już za późno na stanowcze lecz łagodne komunikaty.
Kiedy dziecko sprawia nam przykrość, ostatnią rzeczą, którą powinniśmy robić to odwzajemniać się mu pięknym za nadobne. Niestety, wielu rodziców to robi: poprzez oskarżenia, krytykę, obwinianie, pretensje. To, czego potrzebuje dziecko najbardziej, bez względu na to, co przeżywa, to uprawomocnienia jego uczuć. Każdy człowiek w głębi serca za tym tęskni: za przyjęciem tego co czuje z akceptacją i życzliwością; informacji, że jego emocje mają prawo tu być, takie a nie inne. Tymczasem dzieci zbyt często słyszą: „nic się takiego nie stało”, „histeryzujesz”, „nie płacz”, „nie ma powodu byś się smucił”, „coś ty taki niezadowolony”. Gdy rodzice reagują złością na złość dziecka, tak naprawdę mówią mu: „gdy się gniewasz, to budzisz moją niechęć. Nie lubię cię gdy okazujesz złość. Nie chcę cię takiego”. Nie można winić dziecka za przeżywane przez niego emocje. I - co równie istotne - nie można też winić kilkuletniego dziecka za jego zachowanie. Kiedy krytykujemy dziecko za to jak się zachowuje, ono nie pojmuje, że w ten sposób chcemy mu tylko uświadomić, że robi coś niewłaściwie. Odbiera to jako komunikat: „jesteś zły, nie akceptuję cię, coś z tobą jest nie w porządku”. Shefali Tsabary, w swojej książce „Bez kontroli” pisze, że gdy pokazujemy dziecku, że jego zachowanie jest ważniejsze od jego uczuć, to tak naprawdę komunikujemy: „to co czujesz nie ma znaczenia, nie liczysz się. Znaczenie ma tylko to co przez ciebie ludzie pomyślą.”
Dzieci nie potrafią odróżniać samego siebie od swojego zachowania. Kiedy krytykujemy postępowanie dziecka, ono odbiera to tak jakbyśmy odrzucali jego istotę. To w porządku, kiedy chcemy pokazać dziecku, że można zrobić coś inaczej, na przykład, gdy wyraża swoją złość na kolegę w sposób agresywny. Jeśli jednak spojrzymy na jego zachowanie, jako niedoskonały sposób radzenia sobie z daną (zapewne trudną dla niego) sytuacją i emocjami jakie ona wyzwala, to nasza reakcja – choć stawiająca granice i dyscyplinująca – będzie wolna od surowości i krytyki, a także pozwoli dziecku dokonać refleksji nad swoim zachowaniem. Dziecko powinno ponosić konsekwencje swojego zachowania, znać zasady na które się umówiliście i starać się ich przestrzegać, jednak konsekwencją jego nieodpowiedniego zachowania nie powinna być kara w postaci krytyki, odrzucenia, wyśmiewania, deprecjonowania.
Emocjonalny feedback, który dziecko otrzymuje od swoich rodziców, zarówno werbalny jak i niewerbalny uczy je w określony sposób myśleć o sobie. Surowa krytyka jest agresją wymierzoną w dziecko i jego kruche, dopiero kształtujące się poczucie własnej wartości. Aby mogło wzrastać i umacniać się w nim zdrowe poczucie własnej wartości potrzebuje zrozumienia i pełnej akceptacji dla tego kim jest, jakie jest oraz jak wyraża siebie. Najsilniejsza toksyna w psychice dziecka to poczucie winy. Dziecko zwykle automatycznie bierze winę na siebie, nawet jeśli jego zachowanie wskazuje, że jest odwrotnie. Jeśli całą winę za swoją furię zrzucimy na dziecko, mówiąc mu jakie jest niedobre i robi wszystko źle, z pewnością sprawimy, że poczuje się mało warte, beznadziejne, sprawiające zawód i ból rodzicom. Jak trafnie zauważa Jesper Juul, dziecko może rozwinąć w sobie zdrowe poczucie własnej wartości tylko wtedy, gdy czuje się kimś wartościowym dla swoich rodziców. Wielu rodziców może się sprzeciwić: „przecież kocham swoje dziecko, jest dla mnie najważniejsze na świecie. Co w tym złego, że czasem podniosę na nie głos i skrytykuję, gdy zachowuje się nieodpowiednio, jeśli jednocześnie o tym, że je kocham mówię mu codziennie.” Wszyscy pragniemy czuć się wartościowi dla innych. Agresja budzi się w nas i eskaluje przede wszystkim wtedy, gdy czujemy się zbyt mało ważni. Problemem nie jest brak miłości – to jasne, że jako rodzice chcemy dla naszych dzieci jak najlepiej. Jednak miłość to nie tylko uczucie wyrażane poprzez słowa. Każdy z nas doskonale wie o tym, że miłość przejawia się przede wszystkim poprzez działanie, czyny. Wielu z nas, rodziców, tej miłości w działaniu po prostu musi się nauczyć, jak jazdy na rowerze, pływania, albo asertywności. Niektórzy z nas mieli to szczęście, że nauczyli się tego dawno temu, od swoich własnych rodziców. Pozostali muszą wejść na drogę żmudnej praktyki i ćwiczyć, oduczając się wzorców takiego postępowania, które niszczą samoocenę naszej pociechy.
Dzieci mają prawo złościć się na nas. I wyrażać tę złość w sposób niedojrzały, w przeciwieństwie do nas, rodziców. Jeśli tylko damy dziecku prawo buntować się, wyrażać swoją niezgodę na coś, swój ból i gniew – jego integralność psychiczna nie zostanie naruszona. Jeśli jednak zabronimy mu reagować „na swój sposób”, nie mogąc znieść jego krzyku, sprzeciwu, rozżalenia, dziecko nauczy się, że ma siedzieć cicho. Być może będzie pokorne i grzeczne. Krzywda psychiczna jednak prawdopodobnie będzie większa niż nam się wydaje. „Jego milczenie zdaje się potwierdzać skuteczność metod wychowawczych – niesie jednak ze sobą zagrożenie dla jego dalszego rozwoju” – jak wiele lat temu pisała Alice Miller. Jeśli pozbawia się dziecko prawa do reakcji na krytykę, odrzucenie, upokorzenie, lekceważenie, to jego uczucia, które potrzebowały wyrażenia zostaną stłumione, a jego ważne potrzeby, o których one informowały – nie doczekają się zaspokojenia. Jeśli tak się stanie, nasza córka lub syn, jako dorośli ludzie, nie będą mieli kontaktu ze sobą; z tym co naprawdę czują, a co za tym idzie, czego potrzebują. Nie znając swoich potrzeb, albo je lekceważąc, trudno im będzie dbać o siebie, chronić, dokonywać mądrych wyborów i wieść szczęśliwe życie. Zatem to, czego dziecko potrzebuje najbardziej, to nie ostrego dyscyplinowania, surowości, bezwzględnych norm i zasad, ale głębokiego zrozumienia i uznania dla tego kim jest. Szacunku, serdeczności, zrozumienia.
Wszyscy jednak popełniamy błędy i czasem emocje po prostu biorą górę. Gdy już zdarzyło się nam zachować w ten sposób że gorąca lawa popłynęła z wulkanu uczuć, parząc dziecko - możemy zwrócić się do niego: „przepraszam, poniosło mnie. Zacznijmy raz jeszcze”. Sama nasza złość nie zrani dziecka. Ale zadać ból może sposób w jaki ją zakomunikujemy. Każdą emocję, jako rodzicom, wolno nam (a nawet trzeba) przeżywać - tak jak wolno dziecku. Właśnie tego przecież chcemy je nauczyć: uznania i szacunku do tego co czuje. Przeżywając gniew na dziecko jako rodzic, nie możemy jednak zachowywać się… jak dziecko. Wyrażanie tej emocji w zdrowy, dorosły sposób jest wolne od ubliżania, krytykowania, obwiniania poniżania czy zastraszania drugiego człowieka. Kiedy zalewa nas fala emocji, przestajemy panować nad swoim zachowaniem. Erupcja wulkanu. Zniszczenie. Skoro tak się czasem dzieje (chociaż jesteśmy dorosłymi ludźmi ) to dlaczego tak trudno nam zaakceptować, że dzieci zachowują się i przeżywają złość podobnie? Nic dziwnego, że dziecko nie potrafi wówczas zrozumieć, dlaczego rodzice mają dwa rodzaje reguł: jedne dla siebie drugie dla niego.
Dzieci kontaktują nas z naszym Wewnętrznym Dzieckiem, wrażliwą częścią naszego Ja. Z naszą stłumioną złością i innymi emocjami, które były przez lata chowane w zakamarkach naszej psychiki, z naszymi niezaspokojonymi potrzebami. Wzorce zachowań, których byliśmy świadkami w dzieciństwie, stają się często szablonem naszego własnego sposobu wychowywania dzieci. Większość naszych automatycznych reakcji to wynik nieświadomych uwarunkowań. Przeszłe doświadczenia z okresu gdy sami byliśmy dziećmi są wciąż w nas żywe, nawet jeśli wydają się zamierzchłą przeszłością. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, ale emocjonalnie często wciąż uwięzieni w dzieciństwie, a echo dawnej złości, krytyki naszych własnych rodziców, ich kontroli albo nadopiekuńczości nadal w nas pracują. Tak naprawdę, w pewnym sensie, każdy konflikt w naszym obecnym życiu, czy to z dzieckiem, czy z partnerem, jest odtwarzaniem sytuacji z naszego dzieciństwa. Nie będzie przesadą jeśli uznamy, że każda dzisiejsza relacja, interakcja z innymi oparta jest na naszej osobistej matrycy emocjonalnych schematów z tamtego okresu. Na przykład dzieci, które w dzieciństwie były zdominowane przez rodziców, albo same stają się apodyktycznymi dorosłymi, albo pozwalają innym górować nad sobą. Na emocjonalnym poziomie, jeśli reagujemy wściekłością wobec własnego dziecka – zachowujemy się w pewnym sensie jak rozwścieczone dzieci. Jak więc być dla swojego dziecka zdrowym, wspierającym, mądrym dorosłym? Potrzeba nam z pewnością większej uważności na siebie, świadomości tego co przeżywamy, myślimy. Skierowania się do wewnątrz, by zająć się własnymi emocjami i potrzebami, aby nieuświadomione, nie zagrażały więzi z naszym dzieckiem.
- Twoje słowa mają moc. Mogą wpierać, wzmacniać dziecko, albo je tłamsić, gasić, ranić. Łagodny ton głosu, nie zneutralizuje toksyny słów o krytycznej treści.
- Zwracaj się do dziecka w sposób osobisty, mów o sobie. Powiedz raczej: nie podoba mi się, niż „ absolutnie ci nie wolno! ”. Nasze emocje – złość czy smutek nie ranią dziecka, ale może ranić sposób w jaki je komunikujemy.
- Jeśli chcesz ocalić poczucie wartości własnego dziecka, weź całą odpowiedzialność za swój wybuch złości na siebie. Możesz powiedzieć potem: „Byłam tak wściekła, wiem, że Cię przeraziłam. Bardzo mi przykro”.
- Kiedy dziecko zachowuje się agresywnie, zamiast robić to samo i również wrzeszczeć: ( Natychmiast przestań! Jesteś okropny! ) Weź głęboki oddech i powiedz: „Chciałabym cię dobrze zrozumieć, ale nie wiem o co może ci chodzić. Proszę, powiedz mi czego ci potrzeba, czego chciałbyś, czego potrzebował?” Albo: “Nie podoba mi się, kiedy mnie bijesz, chciałabym żebyś przestał. Chciałabym także zrozumieć co cię tak rozwścieczyło.” Bądź przyjazny.
- Dziecko wrzeszczy? Nie rywalizuj z nim kto głośniej. To nie uspokoi ani ciebie ani dziecka. Tylko sprawi, że poczujesz, że emocje naprawdę wymykają się spod kontroli i doświadczysz bezsilności. Możesz uznać, że nie radzisz sobie jako rodzic. To może nakręcić poczucie winy, eskalować złość na siebie lub na dziecko. Zaprzestań. Zrób sobie przerwę: wyjdź z pokoju, oddal się na moment, pooddychaj. Kiedy emocje opadną, możesz wrócić do rozmowy z dzieckiem z nowym nastawieniem, pod warunkiem gdy i ono jest spokojne. Jeśli dziecko nadal się złości, możesz powiedzieć: „Chciałabym ci pomóc, ale widzę, że nadal się złościsz. Porozmawiamy na spokojnie trochę później. Wyjdę teraz do pokoju obok, jeśli tylko będziesz chciał, możesz przyjść do mnie. Jestem dla ciebie.”
- A co jeśli to tobie nie mija złość? Jeśli czujesz, że wszystko w tobie buzuje, i żadne techniki relaksacyjne nie pomagają, po prostu uznaj to. Możesz powiedzieć: „ Jestem naprawdę sfrustrowana, potrzebuję przerwy” albo „Nie mogę teraz z tobą rozmawiać, jestem zła i potrzebuję pobyć trochę sama by się uspokoić. Dam ci znać jak mi przejdzie, porozmawiamy trochę później.” Oczywiście, z bardzo małymi dziećmi może to nie zadziałać! Pamiętajmy, że przyznanie się do swojej złości i potrzeby czasu żeby się uspokoić, nie jest okazaniem dziecku słabości. Wręcz przeciwnie. Wymaga wiele siły aby powiedzieć o tym dziecku. To my dorośli, uczymy dzieci jak radzić sobie ze złością. Chyba nie byłoby źle, gdyby nauczyło się od nas właśnie tego.
Anna Czarnecka - psychoterapeuta, coach ACC ICF, arteterapeuta, trener rozwoju osobistego, magister sztuki. Prowadzi terapię indywidualną osób dorosłych i młodych dorosłych. Stworzyła autorskie warsztaty opierające się na pracy z Krytykiem Wewnętrznym i Wewnętrznym Dzieckiem. Współzałożycielka Ośrodka Psychoterapii i Coachingu INNER GARDEN. Prywatnie mama bliźniaczek, wielbicielka jazzu, śpiewania, sztuki konceptualnej i Carla Gustava Junga.