Już teraz, w tej chwili, możemy czuć się dobrze, pełni i szczęśliwi. To jest główny motyw duchowych nauk. Jednak nasz uzależniony, uwikłany w dramat i lęk umysł każe nam wierzyć, że tak nie jest. Trzymamy się fałszywego przekonania, że bez niektórych osób i rzeczy nie możemy być szczęśliwi. W jaki sposób porzucić to przekonanie, uwolnić się od uzależnienia i zacząć żyć?
Nikt z nas nie przychodzi na świat jako niekompletna układanka – pisze w swojej książce „Leczenie uzależnionej osobowości” Lee Jampolsky, międzynarodowy autorytet w dziedzinie uzależnień. Przez wiele lat był uzależniony od alkoholu i narkotyków. Odkrycie wewnętrznej pełni stało się celem jego życia. Rodzimy się jako pełne istoty, którym niczego nie brakuje, twierdzi. W procesie społecznej, kulturowej i religijnej edukacji zaczynamy jednak wierzyć, że jesteśmy wybrakowani. Z tego przekonania rodzi się właśnie uzależniona osobowość. „Ponowne odkrycie naszej wrodzonej wewnętrznej pełni może wymagać cierpliwości i wytrwałości, ale ona naprawdę w nas jest – pisze Jampolsky. – Staraj się żyć, pamiętając o tej wielkiej prawdzie, a zobaczysz, jak bardzo zmieni się twoje życie.
Uzależniona osobowość odgradza od miłości, kieruje w stronę lęku. Wierzymy, że nie możemy być szczęśliwi bez pieniędzy, władzy, sukcesu, bez miłości konkretnych osób, bez rzeczy, na których nam zależy. Jesteśmy przekonani, że nasz wewnętrzny dobrostan jest uzależniony od tego, co na zewnątrz. Jak dalej przebiega ten wewnętrzny proces uzależniania się? Staramy się zdobyć osobę czy rzecz, na której nam zależy. Gdy już zostanie zdobyta, przywiązujemy się do niej. Następnie przeciwdziałamy jakiejkolwiek możliwości utraty zdobytego skarbu, przez co stajemy się jego więźniami. Nie wyobrażamy sobie bez niego życia. Sama myśl o stracie budzi lęk. Wtedy właśnie zaczynamy walczyć z całych sił: kontrolujemy ludzi i sytuacje. Manipulujemy, posuwamy się do przemocy, byle tylko utrzymać zdobycz. Walka jest wyczerpująca, pozostaje już niewiele czasu na prawdziwe przeżywanie pełni życia. Nie przyjmujemy do wiadomości, że nie jesteśmy w stanie kontrolować ani ludzi, ani zjawisk, ponieważ życie podlega nieustannej przemianie. Każde negatywne uczucie, jakiego doświadczamy, ma swoje bezpośrednie źródło w uzależnionej osobowości. Dochodzimy do absurdalnego stanu; ludzie i rzeczy, od których jesteśmy uzależnieni, do których się nadmiernie przywiązaliśmy, stają się dla nas zagrożeniem. Desperacko walczymy o osiągnięcie szczęścia, trzymając się ciężaru, który nas przygniata.
Dramat polega na tym, że jesteśmy przekonani, iż jest to jedyny sposób osiągnięcia szczęścia, a tymczasem ten sposób prowadzi nas prostą drogą do niepokoju, rozczarowania i smutku. To dlatego od setek, a nawet tysięcy lat nauczyciele duchowi na Wschodzie i Zachodzie, a od dziesiątków lat także psychoterapeuci, dają nam tę ważną wskazówkę: uwolnij się od swoich nadmiernych przywiązań, pożegnaj uzależnioną osobowość, odkryj własną pełnię. Dopiero wtedy będziemy w stanie cieszyć się, afirmować istnienie, kochać ludzi i wszystko inne bez lęku, walki, kontroli i bólu. Czym jest pełnia? Świadomością, że wszystko, za czym tęsknię, jest już we mnie.
„Oderwij się” – pisze Melody Beattie w książce „Koniec współuzależnienia” sprzedanej w kilkunastu milionach egzemplarzy na całym świecie. Ten z pasją napisany psychologiczny poradnik odniósł niebywały sukces dlatego, że jego autorka dokonała rzeczy – dla wielu z nas niemal niemożliwej – wyzwoliła się z uzależnienia od wszelkich możliwych chemicznych substancji i współuzależnienia od ludzi, których niosła na swoich barkach.
Współuzależnieniem nazywa przesadne zaangażowanie, które wytwarza stan chaosu zarówno wewnątrz nas, jak i wokół nas. Zamartwianie się i obsesyjne zajmowanie się kimś lub czymś tak pochłania nasze myśli, że nie czujemy siebie. Nie interesujemy się sobą. Przestajemy się o siebie troszczyć. Opuszczamy siebie.
Oderwanie nie jest chłodnym i wrogim zerwaniem więzów łączących nas z ludźmi, nie jest obojętnością na innych i ich problemy, nie jest bezmyślnym oddawaniem się przyjemnościom, nie jest wreszcie zrzuceniem ze swych barków prawdziwych obowiązków wobec innych. Nie jest także, oczywiście, rezygnacją z miłości. Oderwanie się, jak je rozumie Melody, jest uwolnieniem się od problemu lub osoby w duchu miłości. Odrywamy się od bólu, który sprawia nam obsesja, uzależnienie, pochłonięcie naszego „ja”. Uwalniamy się od niezdrowych i często bolesnych ingerencji i uwikłań w życie i obowiązki innej osoby oraz od problemów, których nie jesteśmy w stanie rozwiązać. Pozwalamy innym być sobą. Dajemy im swobodę decydowania o sobie i ponoszenia konsekwencji własnych wyborów. Tę samą swobodę dajemy także sobie.
Oderwanie się oznacza życie chwilą obecną. Pozwalamy, by nasze życie płynęło swobodnie. Nie staramy się wtłaczać go w żadne sztywne formy. Nie używamy siły, aby wpływać na bieg wydarzeń. Zapominamy o przykrych wspomnieniach i obawach o przyszłość. Staramy się jak najlepiej wykorzystać każdy dzień.
Oderwanie się wymaga wiary – w siebie, w ludzi, w naturalny porządek rzeczy i przeznaczenie. Wierzymy, że każda chwila jest odpowiednia i właściwa. Przyznajemy sobie prawo do cieszenia się życiem mimo nierozwiązanych problemów. Na przekór konfliktom ufamy, że wszystko będzie dobrze. Ufamy, że wszystkie sprawy, nawet te najbardziej bolesne, ułożą się z pożytkiem dla wszystkich. Gdy przestajemy się miotać i niepokoić, gdy wyzwalamy się spod przymusu ustawicznego martwienia się i kontrolowania, odzyskujemy zdolność rozwiązywania problemów i okazywania miłości bez ranienia siebie i innych.
Lee Jampolsky proponuje, abyśmy zadali sobie pytanie: W jaki sposób zmieni się moje postrzeganie świata i samego siebie, jeżeli dokładnie w tej chwili całą swoją energię skieruję na to, aby otworzyć się na miłość i okazać innym swoje współczucie i życzliwość? To ważne pytanie, bo w odpowiedzi na nie kryje się klucz do uzdrowienia naszej uzależnionej osobowości. W chwili gdy otwieramy się na miłość, zostają zasiane ziarna uzdrowienia. Rozwiązaniem jest zawsze miłość. Najpierw do siebie. Zmieniamy się, ucząc się kochać samych siebie. Nauczyciele duchowi proponują zazwyczaj uważne przyglądanie się, medytowanie nad źródłami uwikłania.
Filozof i mistyk Anthony de Mello w swoich słynnych książkach „Przebudzenie” i „Wezwanie do miłości” proponuje, aby wyobrazić sobie osobę, od której jesteśmy uzależnieni, i powiedzieć do niej: „Pozwalam ci być w pełni sobą, mieć własne myśli, zachowywać się w sposób odpowiadający twoim gustom. Nie chcę cię zmieniać. Jesteś wolny i ja jestem wolna”. Jeśli nasze serce oprze się tym słowom, to znaczy, że nadszedł czas, by poddać próbie fałszywe przekonanie, że bez tej osoby nie możemy żyć i nie możemy być szczęśliwi. Jeśli nasze serce szczerze wypowie te słowa, w tym samym momencie wszelka kontrola, manipulacja, poczucie bycia wyzyskiwanym, uczucie zależności i zazdrości przestanie istnieć. Staniemy się wolni i zdolni do miłości. Jesteśmy w stanie uwolnić się z najbardziej zależnej, toksycznej relacji, ponieważ naszym podstawowym ludzkim wyposażeniem jest potencjał przemiany. Siły życia, rozwoju i pełni w sposób naturalny kierują nas właśnie w tę stronę.