1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Czy szczerość zawsze popłaca?

Budowanie relacji na kłamstwie i udawaniu nie ma sensu, bo wtedy to nie relacja, lecz gra, układ. Nawet gdy oszustwo wydaje się konieczne dla czyjegoś dobra, ma tylko pozorną wartość. (Fot. iStock)
Budowanie relacji na kłamstwie i udawaniu nie ma sensu, bo wtedy to nie relacja, lecz gra, układ. Nawet gdy oszustwo wydaje się konieczne dla czyjegoś dobra, ma tylko pozorną wartość. (Fot. iStock)
Biblia głosi, że prawda wyzwala. Życie pokazuje, że potrafi być kłopotliwa i raniąca. Stare porzekadło przestrzega: prawda bywa matką nienawiści! 

Wiele dyscyplin duchowych stawia na prawdę i zaleca marsz w jej kierunku, przebijanie się przez pokłady różnych życiowych oszustw, złudzeń i zafałszowań. To piękna, ale nieco utopijna tendencja, bo gdy tak uważnie przyjrzeć się codziennemu życiu, łatwo odkryć,  że każdy człowiek to mniejszy lub większy kłamczuch.

Po co kłamstwo?

Kłamiemy z różnych powodów – z lęku, z lenistwa, by uniknąć odpowiedzialności, dla wygody, by nie zrobić komuś przykrości… Kłamstwo jest pierwszą z wyboru metodą ochrony ludzkiego dobrostanu, bo jest skuteczne, łatwe, wygodne i zawsze pod ręką. Ten mechanizm poznajemy już w dzieciństwie. Rodzice starają się wpoić zamiłowanie do uczciwości, przekonują, że kłamstwo jest złe, i zachęcają do mówienia prawdy, ale dzieci są bystrymi obserwatorami. Słyszą, jak tata mówi do mamy: „kochanie, wiatr otworzył okno i dlatego spadł ten wazon z parapetu”, choć sam go stłukł. Szybko też zauważają, że szczerość nie popłaca. Bo gdy uczciwie się do czegoś przyznasz, to najpewniej dostaniesz karę.

Po co prawda?

Z drugiej strony trening do bycia uczciwym robi swoje. Dobrze wychowany człowiek, kłamiąc, czuje się niekomfortowo. To głos superego, które spieszy z karą za kłamstwo: poczuciem winy i wyrzutami sumienia. Do szczerości skłania też lęk przed konsekwencjami. Od małego, przyłapani na przeinaczaniu prawdy, bywamy przecież karani: zawstydzani czy odsuwani od życia rodzinnego.

A przy tym oszustwo to... spory wysiłek psychiczny: wyobraźni, precyzji, pamiętania tego, co się powiedziało i... ciągłej czujności. Bo kłamstwo tworzy historię, którą trzeba ciągnąć. I dobrze reżyserować, by nie wypaść z roli. Dlatego mówienie prawdy jest zwyczajnie łatwiejsze.

Dla twojego dobra kochany

Kłamstwo w związkach ułatwia niektóre kwestie, ale rzadko jest rozwojowe. Budowanie relacji na kłamstwie i udawaniu nie ma sensu, bo wtedy to nie relacja, lecz gra, układ. Nawet gdy oszustwo wydaje się konieczne dla czyjegoś dobra, ma tylko pozorną wartość. Po pierwsze większość energii pochłonie gra, utrzymanie masek, po drugie – nieprawda skutkuje dojmującym poczuciem samotności, bo w związku pojawia się trzecia osoba, ta, którą odgrywamy. A taka naprawdę nie istnieje. Mówienie trudnej prawdy partnerowi nie jest łatwe, gdyż większość wiedzy, która ma wyzwolić, jest jednocześnie tą, której nikt nie ma ochoty słyszeć. Ale trzeba ją wyjawić, by się z nią zmierzyć, wiedzieć, nad czym musimy popracować. Ucieczka w kłamstwo na dłuższą metę oddala od ludzi i skazuje na samotność.

Oto przykład literacki. Słynne kłamstwo utrzymywane w dobrej wierze jest kanwą „Kamizelki” Bolesława Prusa. Umierający na gruźlicę mąż chudł, a że nie chciał martwić ukochanej żony, codziennie dopasowywał kamizelkę tak, by nie było widać, że staje się za duża. Żona z kolei nocami zwężała jej pasek, by mąż nie widział, jak szybko chudnie i jak bardzo uchodzi z niego życie. Chronili się nawzajem przed cierpieniem i zetknięciem z prawdą, że on niebawem odejdzie. Mąż myślał, że chroni żonę. Ona, że chroni jego. To plus tej sytuacji. Ale jest i minus: oboje nie mieli szansy tak naprawdę się spotkać. Ostatnie miesiące, choć razem, spędzili osobno w swoim, chcąc nie chcąc, oszustwie. Nie pożegnali się, bo do końca grali w „nic się nie dzieje”. Kochali się, ale na odległość.

Niepotrzebne kłamstwo

Czy wszystko trzeba koniecznie wiedzieć? Nie. Często ukrywamy fakty nawet przed sobą. Mowa o tendencji do samooszukiwania, przymykania oka, zaprzeczania, wypierania, racjonalizowania czy fantazjowania. To mechanizmy obronne, często nieuświadomione, ale wiernie służące ludzkości i chroniące przed przykrą prawdą, np. że wszyscy umrzemy albo że przysięga wierności składana przed ołtarzem – według głosu statystyki – ma małe szanse na dotrzymanie…

Świadoma konfrontacja z rzeczywistością odebrałaby pewnie wielu osobom optymizm i poczucie bezpieczeństwa, a egzystencja stałaby się nieznośnym ciężarem.

Istnieją sytuacje, w których nie warto mówić prawdy, bo jest raniąca i tak naprawdę nikt jej nie oczekuje. Po co mówić rudemu, że rudy, a garbatemu, że garbaty?  Lepiej też unikać zbytniej szczerości, jeśli niczego nie wnosi, a może być trudna do przyjęcia. Po co nowemu partnerowi opowiadać o poprzednich kochankach, nawet jeśli pyta o szczegóły przeszłości seksualnej? To nie dotyczy przecież jego, to moja przeszłość, mam prawo milczeć. Tym bardziej, że mało kto – a już zwłaszcza nowy mężczyzna – jest w stanie udźwignąć prawdę o tabunach dawnych  kochanków.

Albo zdrada: załóżmy, że zdarzyła się raz, przypadkowo, pod wpływem alkoholu. Nie ma sensu mówić o niej partnerowi. Po co? Taka prawda może tylko zranić, zburzyć związek. Dlaczego zatem ujawnienie zdrady jest tak kuszące? Najczęściej chodzi o rozgrzeszenie, usprawiedliwienie, o to, by pozbyć się napięcia i poczucia winy albo zrzucić ciężar sytuacji i odpowiedzialność za decyzję na drugą osobę – teraz to ona musi coś z tym zrobić. Może zrozumie i wybaczy, a może powie: „musimy się rozstać”. W każdym razie to ona musi rozstrzygnąć. Tak, tylko... takie zachowanie przestaje być szlachetne.

Kiedyś w „Sensie” pojawiło się pytanie zrozpaczonej matki, czy powinna powiedzieć prawdę swojemu dziecku o tym, że jest poczęte z gwałtu. Choć to inna sytuacja, to jednak podobny problem. Znowu trzeba postawić pytanie, czemu miałaby służyć ta informacja, a zwłaszcza, czy służyłaby dobru dziecka. Takie pytanie powinna zadać sobie matka. I jeśli ma uzasadnione podejrzenia, że dziecko na tym nie skorzysta, śmiało może zrezygnować z objawienia tej prawdy. Lepiej powiedzieć, że ojciec zniknął lub wyjechał i dotąd się nie odezwał. A być może trzeba będzie zweryfikować sytuację w przyszłości. Bo zdać sobie sprawę z tego, że nie jest się owocem miłości, lecz przemocy, to trudne przeżycie. Jednak dla niektórych, zwłaszcza jeśli są już dorosłymi i zrównoważonymi osobami, może to być wiedza bardzo oczyszczająca, tłumacząca wiele zdarzeń, także tych z dzieciństwa. Może więc, gdy dziecko podrośnie, zdarzy się okazja, by powrócić do tego tematu. Matka z pewnością wyczuje taką potrzebę ze strony dorosłego już potomka, a może on sam wprost ją zasygnalizuje.

Moralne niepokoje

„Mówić czy nie?” – takie pytanie pada w sytuacji, gdy ktoś bliski zapada na poważną chorobę. Uważamy często, że prawda może być zbyt okrutna, załamać, fatalnie wpłynąć na stan zdrowia chorego. Tak, istnieje takie ryzyko, ale prawdą jest też to, że osoby chore mają pełne prawo do wiedzy na temat swojego życia, ciała i zdrowia.

Każdą informację można przekazać na tysiąc sposobów. Zawsze trzeba zadbać o rzetelny przekaz choremu, a także udzielić mu mocnego wsparcia: mówić o nadziei, metodach leczenia, a przede wszystkim być z nim.

Dylemat pojawia się również, gdy mamy o kimś kompromitujące lub niepokojące informacje. Czy przekazywać je jego bliskim, by – jak to się mówi – „przejrzeli na oczy”?

Nie ma tu jednego słusznego rozwiązania. Wiele zależy od relacji z osobami, o których prywatnym życiu coś wiemy. Powstaje pytanie, czy jest to relacja wystarczająco bliska, żeby czuć się uprawnionym do podzielenia się posiadaną wiedzą? Warto spytać siebie również: „czemu ma to służyć?”. Czy chcę przekazać prawdę, bo boję się o tego kogoś, pragnę go przed czymś ustrzec, czy zależy mi raczej na wywołaniu sensacji, zasianiu zamętu?

Dylemat niejednej kobiety: czy powiedzieć koleżance, że jej partner ma romans z inną, czy lepiej sprawę przemilczeć? Jeśli nie powiem, a ona się dowie, może mieć pretensje, że przemilczałam. A gdy powiem, może zarzucić, że szkaluję go w jej oczach, bo jestem zazdrosna o ich miłość. Co robić?

Najbardziej trafnym wyjściem z takiej sytuacji byłoby przeprowadzenie rozmowy z niewiernym partnerem i szczery komunikat: „Wiem o twoim romansie i jeśli ty jej sam o tym nie powiesz, to ja to zrobię”.

Dylemat męża

Dla niektórych mężów równie poważnym wyborem jest kwestia tego, jak odpowiedzieć na pytanie żony: „Powiedz mi proszę, czy podobam ci się w tej sukience? Nie wyglądam w niej za grubo?”. Otóż, panowie, żonie zawsze należy mówić, że się nam podoba, bo przecież to prawda: patrzymy na nią oczami miłości. Dopiero po takiej deklaracji można dodać, że w innej sukience podoba nam się jeszcze bardziej.

 Jak mówić trudną prawdę?

Vaclav Havel powiedział kiedyś, że prawda jest nie tylko tym, czym jest, ale też okolicznościami, w jakich jest mówiona, do kogo, jak i dlaczego. Bo możemy ją podać tak, by kogoś zabolała, albo w intencji poprawy relacji. Dlatego mówiąc komuś trudną do przyjęcia prawdę:
  • róbmy to życzliwie i delikatnie, zwracając uwagę na uczucia tej osoby. Obserwujmy jej reakcje, bo czasem trzeba dostosować poziom prawdy do wrażliwości osoby, z którą rozmawiamy, i podawać ją w dwóch, a nawet trzech porcjach, dając czas na stopniowe oswajanie się z trudną wiedzą. Ciężko bywa przyjąć niełatwą prawdę, która spada jak grom z jasnego nieba;
  • warunki rozmowy niech będą spokojne i bezpieczne. Nie wykrzykujmy zaskakujących prawd w trakcie awantury. Nie powinny być kolejnym argumentem, który ma zaważyć na wyniku dyskusji;
  • ostrożnie dobierajmy słowa. Im trudniejsza informacja do przekazania, tym większa powinna być dbałość o formę;
  • prawdy drobne, codzienne, nawet jeśli niezbyt miłe najlepiej przekazywać, odwołując się do poczucia humoru. Ubrane w żart bywają łatwiejsze do przełknięcia.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze