Tak zachowują się dorośli nie tylko w stosunku do swoich dzieci, ale również do partnerów. Jak się chronić przed taką manipulacją i dlaczego warto powstrzymać się przed uszczęśliwianiem bliskiej osoby wbrew jej woli? – wyjaśnia psychoterapeuta Piotr Sarnowski.
Widziałam ostatnio film, w którym zakochana w rajdach samochodowych dziewczyna słucha zdziwiona oświadczyn swojego chłopaka, który obiecuje jej dom i dzieci. Kobieta przypomina mu, że wyścigi to sens jej życia, a on znów swoje: kocham cię, chcę mieć z tobą dom i dzieci.
Przywołany przez ciebie bohater ma prawdopodobnie tak wdrukowane w umyśle to, czym dla kobiety powinno być szczęście, że zachowuje się tak, jakby jej nie znał. Ale kobiety też mogą ulec sile tego kulturowego wdruku. A więc w takiej sytuacji, kiedy słyszą o miłości, dzieciach i domu – mogą zapomnieć o swoich prawdziwych pragnieniach i powiedzieć: „tak!”.
I przesiąść się z wyścigówki do rodzinnego auta?
Niewiele osób staje po stronie swoich prawdziwych potrzeb, nie ulega siłom, które odbierają nam wolną wolę i prawo do bycia tym, kim pragniemy. A koszty są ogromne. Bo gdyby ta kobieta powiedziała „tak!”, zgodziłaby się na to, żeby narzeczony, a potem mąż układał jej życie. Mówił, ile ma mieć dzieci, a potem – że dzieci potrzebują matki, więc nie powinna pracować, a już na pewno brać udziału w rajdach.
A może nawet nie prowadzić samochodu...
Właśnie, on wszystko do domu przywiezie i zawiezie ją i dzieciaki, gdzie będzie trzeba. Kiedy kupujemy wdruk o szczęściu i udajemy, że to nam pasuje, oddajemy siebie. Gubimy tożsamość, świadomość, kim jesteśmy.
I po jakimś czasie trafiamy na psychoterapię...
Jeśli mamy szczęście! Bo tam małymi kroczkami odbudujemy – lub zbudujemy – siebie, swoje cele i poczucie wartości. Będziemy pracować nad tym, żebyśmy zaczęli widzieć w sobie tego, kim byliśmy albo kim chcemy być. W związku dochodzi wtedy zwykle do kryzysu. Ale bez kryzysu nie ma zmiany. To zresztą też jest szansa dla naszego partnera, by i on poddał refleksji swoje życie.
Znam mężczyznę, który przeprosił żonę za to, że przekonał ją do zrezygnowania z pisania doktoratu. Myślał, że postępuje dobrze, ale kiedy wpadła w depresję, otworzyły mu się oczy.
Zazwyczaj partner, który domaga się, żeby było tak, jak on uważa, tak naprawdę nie interesuje się tym, czy jego partnerka będzie dzięki temu szczęśliwsza. Nie myśli, co jest dla niej ważne, nie słucha jej, nie próbuje zrozumieć. Zapewne ma też średni kontakt sam ze sobą i swoimi prawdziwymi pragnieniami. Działa jak zaprogramowany, bo realizuje model związku, który mu zaszczepiono.
Dlaczego tak myślisz?
Osoba świadoma siebie, wolna nie manipuluje i nie używa innych. Nie potrzebuje kontroli nad nimi, by poczuć się lepiej czy bezpieczniej. Czerpie radość z rozwoju i realizacji siebie, a nie z podporządkowania sobie bliskich.
Są tacy, którzy za plecami partnera sterują jego życiem. Przywołam jeszcze jedną wymyśloną historię, z serialu „Sposób na morderstwo”, gdzie bohater włamuje się na stronę uniwersytetu i usuwa z bazy danych informację o tym, że jego partner zdał egzamin. Ta uczelnia jest po drugiej stronie kraju, musieliby wyjechać, a on uważa, że tu, gdzie mieszkają, będą szczęśliwsi.
Jeśli nie chcę jechać na drugi koniec kontynentu i zakładam, że lepiej zostać tu, gdzie jesteśmy, mówię o tym człowiekowi, z którym żyję. Wspólnie podejmujemy decyzję, co dalej. Ale wzór, jak być razem i rozwiązywać konflikty – podobnie jak ten, czym jest miłość, szczęście moje i mojej rodziny – realizujemy często bezrefleksyjnie, kopiując to, co widzieliśmy w rodzinnym domu. Jeśli matka manipulowała ojcem albo ojciec matką – to myślimy, że inaczej się nie da. Nie zastanawiamy się, czy to ma sens i co tak naprawdę dzięki temu osiągniemy.
Nie chciałabym być z kimś, kto za moimi plecami steruje moim życiem. Ale tamten bohater zostaje z manipulatorem.
Aby zrozumieć, co tak naprawdę decyduje o tym, że porywamy się na pełnienie roli Pana Boga wobec bliskich, ale też dlaczego sami zgadzamy się, aby odebrano nam prawo do podjęcia własnej decyzji, przywołam trzy kategorie: konformizm, uległość i posłuszeństwo.
Konformizm polega na dostosowaniu swoich wyborów, zachowań, postaw i norm do tego, co widzimy na YouTubie, Facebooku czy w mediach. Kobieta, która wierzy w popularny w konsumpcyjnej kulturze ideał rodziny, szuka partnera, który będzie przystojny, wykształcony i bogaty.
A taki wybór nie gwarantuje jej szczęścia?
Znam przykład kobiety po trzydziestce, wrażliwej i emocjonalnej, która poślubiła bardzo zamożnego mężczyznę. Po kilku latach małżeństwa przyszła do mnie na terapię, bo choć mąż dał jej więcej niż chciała w sensie materialnym, to nie zbudował z nią relacji. Na wspólnym spacerze byli trzy lata wcześniej, a kochali się jeszcze dawniej. On uważał, że ona powinna spoważnieć, skończyć MBA, a ona chciała iść na ASP.
I poszła na MBA?
Tak! Jej konformizm polegał na tym, że zgodziła się na tę atrapę związku i bycie z kimś, kto uważał, że jest nie do końca taka, jaka powinna być. Znalazła sobie wreszcie kochanka, z którym mogła rozmawiać o sztuce, być blisko, kochać się i bawić. Bo to było dla niej równie ważne jak poczucie komfortu finansowego.
Mogłabym przywołać wiele przykładów osób, które żyją w taki sposób i uważają, że inaczej się nie da.
Właśnie: zakładają, że inaczej się nie da. Oddają swoją wolność. Dopasowują się do relacji z człowiekiem, który nie daje im tego, czego potrzebują, i jednocześnie krzywdzą go, oszukując, że kochają. Pozbawiają możliwości stworzenia dobrego związku z kimś innym. Oszukują również dzieci, bo uczą je, że tak wygląda życie. Płacą jednak wysoką cenę za manipulację, bo odczuwają konflikt wewnętrzny. Często tak dotkliwy, że muszą zagłuszać go na przykład alkoholem.
Ta kobieta przyszła do mnie, bo nie wiedziała, którego mężczyznę wybrać. Trudno jej było uwolnić się od fałszywego obrazu szczęścia, zresztą tak samo jak jej matce.
Jej matka też tak żyła?
Przez 20 lat była w związku z żonatym mężczyzną, ojcem mojej pacjentki. Tata był więc dla mojej pacjentki jak św. Mikołaj: pojawiał się rzadko, dawał prezenty i prawił komplementy. Kiedy matka się na coś takiego godzi, uczy córkę, że mężczyzna to ktoś, od kogo można oczekiwać tylko prezentów i komplementów. Prawdziwej relacji się z nim nie buduje. Tak moja pacjentka traktowała męża.
Druga kategoria, o której wspomniałeś, to uległość.
Jeśli ktoś nalega, żebyś coś robiła albo czegoś nie robiła, i ty bez słowa godzisz się na to, choć tego wcale nie chcesz – jesteś uległa! Miałem wiele takich pacjentek, jedną z nich była pewna 37-latka, która akceptowała to, że mąż po powrocie z pracy wypijał butelkę wina, a potem do późna grał na komputerze. Zgadzała się, żeby zaniedbywał jej potrzebę bliskości, kontaktu, szacunku.
Na jej przykładzie mogę opowiedzieć też o posłuszeństwie. To rodzaj uległości, ale nie spontanicznej, tylko wynikającej z polecenia wydanego przez drugiego człowieka. „Masz oddać psa do schroniska, nie mamy czasu ani środków, żeby się nim zajmować” – powiedział mąż i ona psa oddała. Dlaczego? Bo w zamian za uległość i posłuszeństwo miała męża i poczucie, że jest dobrą matką, zgodnie z zasadą, że dzieci muszą mieć ojca.
No to po co przyszła na terapię?
Miała stany depresyjne. Nie mogła pracować, była na zwolnieniu lekarskim. Taką cenę zapłaciła za życie w niezgodzie ze sobą. W głębi serca chciała czegoś innego, ale się bała. Racjonalizowała więc trwanie w tej opresji szczytnymi ideami. Mąż uważał, że on nie musi nic zmieniać, bo to ona jest chora. Przyznał, że pije za dużo, ale to dlatego, że ona nie pracuje. Czyli „To twoja wina! To ty masz się zmienić, nie ja!”. Pracowaliśmy więc nad tym, żeby poczuła swoją wartość i siłę, znalazła pracę i zaczęła stawiać granice.
Co zrobić w sytuacji, kiedy partner manipulował w imię naszego dobra, a teraz obiecuje, że już nie będzie? Uwierzyć mu czy sprawdzać?
Nie sprawdzać, mówić wprost, co czujemy i jaka będzie sankcja, kiedy sytuacja się powtórzy. Bo dlaczego właściwie partner uważa, że ma do tego prawo? Jest mądrzejszy? Starszy? To on finansuje wspólne życie? Niezależnie, jaki to powód, nie tworzy partnerskiego związku i nie ma na uwadze drugiej osoby. Nie patrzy na to, że bliski człowiek cierpi, kiedy ma zrezygnować z rajdów, ze studiów, z psa czy z czułości i wierności.
Nie warto więc ani zabierać, ani oddawać prawa do decydowania o sobie?
Właśnie! Od zawsze nie znosiłem manipulacji. Podobnie jak węży... i Britney Spears. I jestem pewien, że jeśli nic nie daje stawianie granic, mówienie o swoich uczuciach i oczekiwaniach, bo partner dalej swoje, to trzeba uciekać. Na toksycznych ludzi to jedyny sposób.
- Powtarzaj w kółko to samo, np. „nie zgadzam się na wyjazd do twojej matki na miesiąc”.
- Negocjuj sposób prowadzenia rozmów. Kiedy czujesz, że to manipulacja, przerwij i poinformuj o swoich odczuciach: „Czuję się manipulowana/manipulowany…” i nie kontynuuj rozmowy.
- Zmieniaj oceny na opinie. Jeśli usłyszysz, że jesteś taka/taki czy inna/inny, że zrobiłaś/zrobiłeś to czy owo, potraktuj to jako opinię. „Twoim zdaniem…”.
- Demaskuj toksyczne aluzje. Mów, jak rozumiesz słowa partnera. Jeśli powie: „nie najlepiej to zrobiłaś/zrobiłeś” zapytaj: „Czy uważasz, że źle to zrobiłam/zrobiłem?”. „Gdzie tam, jesteś przewrażliwiona/przewrażliwiony”. Odpowiedz: „Ale czuję się źle z tym, co powiedziałaś/powiedziałeś”.
- Zmień aluzje w opinie i zadawaj pytania wprost: „Czy dobrze cię zrozumiałam/zrozumiałem?”
- Stosuj zasłonę mgły, a więc przyjmuj spokojnie krytyczne zarzuty tak jakby cię w ogóle nie ruszały. „Znowu wydałaś/wydałeś za dużo, przez ciebie nie starczy na wakacje”. „No tak…”. Nie daj się sprowokować.
- Przyznawaj się do błędów i uprzedzeń: „Wiem, że popełniłam/popełniłem błąd i proponuję takie rozwiązanie tej sprawy…”.
- Przyjmuj komplementy prawdziwe i fałszywe w naturalny sposób: nie neguj, nie zaprzeczaj – mów: dziękuję, i już. To rozbroi manipulatora.
Piotr Sarnowski, psychoterapeuta, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień i współuzależnienia, trener grupowy, pedagog resocjalizacji. Wykładowca na UKSW.