1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia

Hormony społeczne – dobre relacje międzyludzkie to jeden z sekretów długowieczności

W trosce o długowieczność warto nie tylko jeść organiczny groszek czy monitorować dzienne wyniki krokomierza, ale też mocno koncentrować się na życiu towarzyskim oraz rodzinnym. (Fot. iStock)
W trosce o długowieczność warto nie tylko jeść organiczny groszek czy monitorować dzienne wyniki krokomierza, ale też mocno koncentrować się na życiu towarzyskim oraz rodzinnym. (Fot. iStock)
Katalizatorem eliksiru młodości są głębokie więzi społeczne.To dzięki nim „uaktywniają się” takie jego składniki, jak zdrowa dieta czy aktywność fizyczna. To jeden z wniosków płynących z lektury badań i niezliczonych rozmów z naukowcami, które przedstawia w książce „Tajemnice długowieczności” dziennikarka Marta Zaraska.

Ciało i umysł są ze sobą połączone. Dzięki zaawansowanym badaniom naukowym – mamy wreszcie na to dowody. Zjednoczone układy: nerwowy, hormonalny i odpornościowy sprawiają, że skoszenie trawnika u starszego sąsiada czy zrobienie zakupów sąsiadce może być lepsze dla stanu naszych tętnic niż chodzenie na siłownię.

„Nie zdajemy sobie sprawy, że wolontariat lub nawiązywanie przyjaźni może zwiększyć długość życia. Zamiast tego przejmujemy się glutenem albo mamy obsesję na punkcie pestycydów i rtęci w rybach” – pisze Marta Zaraska, dziennikarka specjalizująca się w publikacjach naukowych. I jak zwierza się we wstępie do książki „Tajemnice długowieczności. Jak przyjaźń, życzliwość i optymizm pomagają dożyć stu lat", po przewertowaniu setek prac badawczych rocznie oraz rozmów z dziesiątkami naukowców stanęła przed całkiem nową perspektywą odpowiedzi na pytanie, co wpływa na długowieczność. Okazuje się bowiem, że same jagody goji, sok z jarmużu czy przysiady – choć niewątpliwie korzystne dla organizmu – nie są tak istotne dla naszego dobrostanu jak stworzenie silnej sieci wsparcia złożonej z rodziny i przyjaciół. Taka sieć obniża ryzyko śmiertelności o około 42 proc.

Zatem w trosce o naszą długowieczność warto nie tylko jeść organiczny groszek czy monitorować dzienne wyniki krokomierza, ale też mocno koncentrować się na życiu towarzyskim oraz rodzinnym. A zwłaszcza przestać się zamartwiać!

Francuski przykład

Autorka wraz z rodziną mieszka we Francji, której mieszkańcy żyją przeciętnie cztery razy dłużej niż na przykład Amerykanie czy Brytyjczycy. Życie Francuzów i Francuzek, owszem, kręci się wokół jedzenia, ale nie wynika to z obsesji na punkcie zdrowego odżywiania, a przyjemności z biesiadowania w towarzystwie. Według badań aż 61 proc. 30- i 40-latków codziennie je kolację z rodziną. Francuzi kochają wypady do restauracji z przyjaciółmi lub całymi rodzinami, w tym dziećmi, dziadkami, a nawet z psem. Dziennikarka była świadkiem sytuacji, kiedy grupa osób przyprowadziła do restauracji... konia. A że działo się to latem, więc przyjaciele bez trudu zjedli posiłek na świeżym powietrzu.

„Być może aspektem diety śródziemnomorskiej, który przedłuża życie, jest nie ilość warzyw i oliwy z oliwek, lecz sposób, w jaki są spożywane te pokarmy – czyli wspólnie” – zastanawia się Marta Zaraska.

W jednym z paryskich laboratoriów przechowywana jest fiolka z krwią Jeanne Calment, Francuzki, która ustanowiła udokumentowany rekord długowieczności. Żyła 122 lata i 164 dni, do końca ciesząc się stosunkowo dobrym zdrowiem. Jej małżeństwo trwało prawie pół wieku, a Jeanne twierdziła, że z tego czasu zachowała jedynie dobre wspomnienia. Po śmierci męża (relatywnie dość szybkiej, bo w chwili śmierci miał 73 lata), nadal zachowała pogodę ducha, wrodzoną ciekawość świata i była aktywna. Dopiero jako 110-latka zamieszkała w domu opieki, stawiając jednak warunki: personel miał jej ścielić łóżko jak w hotelu i budzić ją 15 minut przed innymi, żeby mogła się wystroić. Do końca przyjmowała gości, odwiedzało ją też wielu turystów. Była apodyktyczna, ale optymistyczna. Nie wydatkowała swojej energii niepotrzebnie: kiedy czuła, że ma wpływ na wydarzenia, działała natychmiast, jednak o rzeczach, których nie mogła zmienić, zapominała równie szybko. W ten sposób nie pozwalała, żeby stres rujnował jej zdrowie.
Warto wziąć z niej przykład, bo to, jakie emocje przeżywamy, wprost proporcjonalnie przekłada się na datę, z jaką ktoś kiedyś wystawi nasz akt zgonu.

Emocje i spółka

Najbardziej szkodzi nam stres, który wzbudzają tzw. negatywne emocje, zwłaszcza długotrwały strach. Marta Zaraska przekonuje na przykład, że stres związany z kredytem hipotecznym aktywuje oś podwzgórzowo-przysadkowo-nadnerczową w taki sposób, jak widok czającej się do ataku na nas pantery, która robi to non stop przez dziesięciolecia. Podobnie destrukcyjną moc mają emocje odczuwane z powodu samotności albo te, które towarzyszą nam, kiedy mamy zbyt wiele zadań do wykonania. Jeśli aktywacja wspomnianej osi staje się chroniczna, mamy kłopoty – naukowcy sprawdzili, że podwzgórze mózgowe się kurczy, rośnie za to brzuch i wtedy jest całkiem prawdopodobne, że przy kolejnych badaniach kontrolnych lekarz zdiagnozuje u nas cukrzycę lub nadciśnienie.

Dziennikarka powołuje się na opinie naukowe, z których wynika, że stan umysłu zmienia nasze ciało aż do poziomu DNA, co wpływa na ekspresję genów, również tych związanych z odpornością. Nie tylko zaczynamy poważnie i przewlekle chorować, ale czujemy się coraz gorzej również psychicznie. To dlatego, że przewlekły stres podnosi poziom cytokin prozapalnych, a to zdaniem badaczy odpowiada za depresję. Okazuje się, że te maleńkie białka krążące w krwi są w stanie wpływać na myśli i emocje. Specjaliści są zdania, że przenikają one bezpośrednio do mózgu za pomocą najdłuższego nerwu w naszym organizmie, zwanego błędnym. Jego zadaniem jest przynosić odprężenie po stresującym i podnoszącym poziom adrenaliny zdarzeniu. Nadmierna i nagła stymulacja nerwu błędnego bywa dla organizmu wręcz zabójcza, bo – doprowadzając do zatrzymania akcji serca – może nawet stać się przyczyną śmierci psychogennej, czyli wywołanej nagłym wrażeniem psychicznym. Jednocześnie nerw błędny w stanie łagodnej aktywności utrzymuje ciało w stanie relaksu i w optymalnej formie. To, jak on pracuje, pokazuje badanie zmienności rytmu serca. Jego zapis to dowód na powiązanie umysłu z ciałem.

Nerw błędny łączący mózg i serce działa optymalnie, jeśli człowiek jest w stanie kontrolować strach, tłumić niechciane myśli i mobilizować wewnętrzne zasoby. Chroniczne zestresowanie powoduje, że reakcja „walcz lub uciekaj” zatrzymuje się na najwyższym biegu i nerw błędny nie może uruchomić procesu relaksacji. Zmienność rytmu serca pozostaje wówczas na niskim poziomie, ciśnienie jest podniesione, a my zmierzamy prosto do zatkanych tętnic i insulinooporności. Co można zrobić, żeby poprawić ten wskaźnik? Nie czuć się samotnym i nie żyć pod presją oraz w chaosie – powtarza zalecenia ekspertów Marta Zaraska.
Na szczęście możemy wpłynąć na fizjologiczne procesy, które decydują o długości naszego życia, dbając o odpowiedni poziom hormonów społecznych, takich jak oksytocyna, wazopresyna, dopamina i serotonina oraz endorfiny. To one warunkują nasze relacje oraz stan zdrowia.

Do serca przytul przyjaciela

Niektórzy naukowcy są zdania, że to hormony społeczne uczyniły nas ludźmi. Dopamina i serotonina sprawiają, że jesteśmy mniej agresywni, za to bardziej skłonni do współpracy i milsi. Oksytocyna, nazywana przez naukowców eliksirem młodości, czyni nas lojalnymi i bardziej empatycznymi. Serotonina – okrzyknięta hormonem dobrego samopoczucia – towarzyskimi, serdecznymi, ugodowymi. Dzięki niej odnosimy randkowe sukcesy. Oksytocyna i serotonina w duecie są odpowiedzialne za spokojniejszy temperament. A wazopresyna, wchodząc w reakcje z oksytocyną, pogłębia poczucie przynależności.

O poziom hormonów społecznych trzeba dbać. Dobrze na nie wpływa już samo spędzanie czasu z innymi, a fatalnie – izolacja społeczna. „Samotność zabija – i nie tylko dlatego, że może doprowadzić człowieka do samobójstwa. Unicestwia powoli, zaburzając reakcję na stres i zamieniając funkcjonowanie genów” – czytamy w „Tajemnicach długowieczności”. W efekcie rośnie ryzyko zachorowania na raka i choroby serca, a prognozowana długość życia maleje. I to w większym stopniu niż z powodu otyłości czy kanapowego stylu życia – przekonuje autorka.

Faktem jest, że to ekstrawertycy żyją dłużej – ryzyko śmiertelności jest u nich niższe o 24 proc. Czas spędzony na zabawie z rówieśnikami podnosi poziom oksytocyny u dzieci, a w wypadku dorosłych działają tak spotkania z przyjaciółmi. Ale i introwertycy mogą dożyć setki! Mimo że dłuższe przebywanie wśród ludzi okrada ich z energii, dzięki swojej wrażliwości tworzą bliższe relacje, a te również są czynnikiem wydłużającym życie. „Utrzymujcie różnorodne przyjaźnie. Przytulajcie się do swoich wesołych i wyluzowanych przyjaciół, a dzięki wymianie mikroorganizmów ich nastawienie do życia może przenieść się również na was. Korzystajcie z efektu placebo – może zdziałać cuda, nawet jeśli zdajecie sobie sprawę, że takie leczenie jest pozorne” – apeluje Marta Zaraska.

Altruizm i czułe spojrzenie w oczy

Według przytaczanych w książce badań czułość skuteczniej przedłuża życie niż łykanie tryptofanu, unikanie białka zwierzęcego czy inwestycja w karnet do fitness klubu. Co więcej, już długie wpatrywanie się w oczy ukochanego psa podnosi poziom oksytocyny zarówno u pupila, jak i jego opiekuna.

Wyjątkowo dobrze na naszą fizyczną kondycję wpływa też altruizm. Uznani naukowcy twierdzą, że taka postawa występuje u wielu gatunków zwierząt, od kapucynek po wrony. Są przykłady choćby na to, że szczury laboratoryjne pomagają swoim kolegom wydostać się z klatek, nawet jeśli oznacza to rezygnację ze smakołyku, a hipopotamy w zoo ratują tonące zebry. Z neurologicznego punktu widzenia troska o innych zdaje się mieć wpływ na te sam układy nagrody co nikotyna. Aktywuje je przekazywanie pieniędzy na cele charytatywne, opieka nad dziećmi i innymi potrzebującymi. Gdy troszczymy się o innych, uaktywniają się jeszcze inne przestrzenie mózgu związane z przyjemnością otrzymania nagrody: pole przegrodowe i brzuszne prążkowie, związane z mechanizmami, które rozładowują stres. Natura sprytnie wymyśliła ten mechanizm jako zapłatę za to, że świeżo upieczeni rodzice wstają w nocy do niemowlęcia. Reasumując – pomaganie uspokaja. I jest to uwarunkowane biologicznie – żeby odpowiednio się kimś zaopiekować, trzeba wziąć głęboki oddech i zapomnieć o swoich problemach. Nie można też za bardzo wczuwać się w jego sytuację, by nie stracić trzeźwości myślenia. W efekcie – bardzo nam to służy. Ludzie, którzy angażują się w wolontariat, mają niższy poziom białka C-reaktywnego – markera stanu zapalnego. Wyewoluowaliśmy, żeby troszczyć się o innych...
„Rzecz jasna – zastrzega autorka – prozdrowotne efekty spontanicznej życzliwości czy wolontariatu nie oznaczają, że można zrezygnować z leków na nadciśnienie lub zajadać się śmieciowym żarciem tak często, jak ma się na to ochotę”.

Pochwała sumienności

O długości życia decyduje również nasza osobowość, a dokładniej zachowania, jakie za nią stoją. I znowu okazuje się, że nie jesteśmy na tym świecie kimś wyjątkowym, bo typy osobowości wyróżnia się i u hien plamistych, i szczurów, nawet u pstrągów. U tych ostatnich zaobserwowano, że dłuższym życiem cieszą się osobniki łagodne, natomiast odważne i agresywne szybciej odchodzą. U ludzi cechą osobowości korelującą z długowiecznością jest sumienność. Niechlujność, impulsywność, ułańska fantazja i zawadiackość nie popłacają, za to bycie zorganizowanym i pracowitym – jak najbardziej. Osoby zrównoważone dłużej żyją, bo to one nawiązują trwałe przyjaźnie, żyją w stałych związkach, nie objadają się wysokoprzetworzonym jedzeniem, nie zarywają nocy, odnoszą sukcesy w pracy, regularnie stawiają się na badaniach kontrolnych i zapinają pasy bezpieczeństwa. Zwykle mają też cel w życiu, czują jego sens, dlatego podświadomie je chronią.

Niski poziom sumienności jest szczególnie groźny w połączeniu z neurotycznością, której towarzyszą obniżony nastrój, zamartwianie się, niepokój, napięcie oraz cała gama negatywnych emocji: gniewu, poczucia winy, smutku. U neurotyków ryzyko śmiertelności może wzrosnąć nawet o 33 proc. Zauważmy, że to neurotycy częściej ulegają nałogom, a także mają problemy w budowaniu więzi i z utrzymywaniem kontaktów towarzyskich.

Wyjątkowo źle na ludzki organizm wpływa ruminacja, czyli ciągłe rozpamiętywanie zdarzeń i emocji, bliska krewna zamartwiania. Ruminacja trzyma w przeszłości, a martwienie się zatruwa przyszłość. Wtedy autonomiczny układ nerwowy jest chronicznie aktywowany, co prowadzi do niefortunnych konsekwencji zdrowotnych, bo mniej w naszej krwi jest limfocytów zwalczających infekcje czy guzy nowotworowe. Krócej żyje też osoba przygnębiona, która zazwyczaj jest drażliwa, często odczuwa lęk, a jednocześnie nie chce lub nie potrafi dzielić się tymi emocjami z innymi. Jej organizm starzeje się szybciej, ponieważ poziom białek wskazujący na stan zapalny jest tak podwyższony, jakby była dziesięć razy starsza niż w rzeczywistości.

Nie warto zatem być niezorganizowanym pesymistą, a do tego samotnikiem. Żyjemy dłużej, kiedy mamy pracę (zwiększa naszą sumienność), partnera, który nas dotyka i przytula (serotonina!), podopiecznych (zapewniają nam dopływ oksytocyny, a jednocześnie odwracają uwagę od zmartwień), a także licznych przyjaciół (wzmagają ekstrawersję).

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze