Nosimy w sobie traumy i głęboko ukryte lęki. Nie zawsze ich źródłem jest wielka katastrofa. Często prowadzą do niej codzienne niepowodzenia, o których dawno już nie pamiętamy, ale ciało oraz psychika wciąż je przechowują. Jak więc rozpoznać traumę? Kiedy się zaczyna? Czy da się oswoić lęk? Czy mimo trudnych doświadczeń w przeszłości można zacząć oddychać pełną piersią oraz z nadzieją patrzeć w przyszłość. I najważniejsza sprawa – czy mimo wszystko można być szczęśliwym? Na te i inne pytania Martyny Harland odpowiada psycholożka i psychoterapeutka dr Ewa Woydyłło.
Fragment książki „Ukoić siebie. Czyli jak oswoić lęk i traumę”, Ewa Woydyłło, Martyna Harland, wydawnictwo Mando
Czym właściwie jest trauma? Nawet dla mnie, choć jestem psycholożką, nie jest to do końca jasne. Definicja rozmywa się w mowie potocznej…
Samo słowo trauma oznacza uraz lub szok; istnieje dziedzina medycyny zwana traumatologią, która zajmuje się leczeniem urazów kości i ciała. Może oznaczać również ranę albo klęskę. To słowo ma zatem kilka znaczeń, ale to, które nas interesuje najbardziej, nadała mu nasza współczesność.
Termin ten trafił do amerykańskiego podręcznika psychiatrii dopiero w 1980 roku jako „syndrom PTSD”, i odnosił się najpierw do objawów i szerokiego spektrum zaburzeń, z którymi wracali z frontu amerykańscy żołnierze podczas wojny w Wietnamie. Nie musieli zostać ranni na polu walki ani doznać jakichkolwiek fizycznych obrażeń. Przeżyli, wrócili do swoich rodzin, ale nie byli w stanie odnaleźć się w życiu codziennym. Zjawisko przybrało masowy charakter, a psychiatrzy zachodzili w głowę, co się stało, dlaczego ci ludzie nie są w stanie odnaleźć się w warunkach w pełni bezpiecznych, w życiu rodzinnym, w spokojnym kraju. Wówczas rozpoznano ten straszliwy problem. Bo trauma taka właśnie jest. Jeżeli nie jest straszliwa, to znaczy, że nie jest traumą. Ona wiąże się ze wstrząsającymi okolicznościami i o tym powinniśmy pamiętać. Dzisiaj zdarza się nam nadużywać tego terminu w rozmaitych sytuacjach; traumą staje się dla nas zgubiony długopis albo oczko w rajstopach. No, może trochę ironizuję, ale chcę podkreślić, że nie każde przykre zdarzenie jest traumą. Możemy mówić o zmartwieniach, trudnościach, problemach, kłopotach, przykrych wspomnieniach czy cierpieniach. Trauma to przeżycie graniczne. Często naprawdę stanowi zagrożenie życia.
Z drugiej strony, nikt nie może oceniać tego, czy coś mogło być dla nas traumatyczne, czy nie. Najważniejsze, jak odczuwa to dana osoba. Doświadczenie traumy jest subiektywne.
Oczywiście aspekt osobistego przeżycia traumy jest bardzo ważny, to bezdyskusyjne. A jednak trzeba na pewne zjawiska spojrzeć profesjonalnie i diagnozować je zgodnie ze stanem badań. Amerykański psycholog Peter A. Levine to znany autorytet, który zjawisku traumy przygląda się z fotela terapeuty od ponad pięćdziesięciu lat. Posiada ogromny kapitał doświadczeń klinicznych, jest też badaczem i uczonym obdarzonym talentem pisarskim. O traumie pisze na przykład tak: „W przeciwieństwie do ‘zwyczajnych’ wspomnień (zarówno dobrych, jak i złych), które są dynamiczne i zmienne w czasie, traumatyczne wspomnienia są stałe i nie zmienne. Są śladami przytłaczających doświadczeń z przeszłości, głęboko wrytymi w umysł, ciało i psychikę cierpiącej osoby. Te bolesne, zamrożone ślady nie są podatne na zmianę, nie ulegają też wpływowi nowych informacji” (Trauma i pamięć, Warszawa 2017, s. 29). Levine jest twórcą metody Somatic Experiencing (doświadczanie somatyczne). Wyróżnia on dwa rodzaje traumy: oczywistą i nieoczywistą. Ta pierwsza może być skutkiem wojny, a także nadużyć i ciężkich krzywd doznanych w dzieciństwie, w tym również przemocy fizycznej. Gwałt seksualny również jest przemocą i drastycznym naruszeniem sfery intymnej, do której nikt nie powinien się siłą wdzierać. Takie przeżycie narusza tożsamość ofiary, uważaną za najgłębszą strukturę Ja, a więc fundamentalny składnik osobowości. Jeśli sprawcą gwałtu była bliska osoba, trauma jest głębsza, bo zostawia nie tylko ślad cielesny, ale również skomplikowany chaos emocjonalny.
Dzieci bywają też narażone na inne traumatyzujące nadużycia – np. zamykanie w odosobnieniu, gdy do starszego brata przychodzą koledzy, co u wykluczonego dziecka musi wzbudzić poczucie odtrącenia i może wpłynąć na obniżenie poczucia wartości. Podobnie, kiedy „nowy” uczeń poproszony w klasie o przedstawienie się, słyszy, jak rówieśnicy wybuchają śmiechem, a nauczyciel go nie obroni. Traumy dzieciństwa bywają mniej lub bardziej okrutne, zawsze jednak zakłócają procesy rozwojowe i mogą utrwalić się w formie różnych zahamowań i lęków.
Jak wygląda trauma nieoczywista?
Spotkałam się z takim przypadkiem w Ośrodku Terapii Uzależnień. Do mojej grupy trafiła dorosła kobieta, która przez lata zmagała się z alkoholizmem, i powiedziała: „Pamiętam jedno zdarzenie. Od tego wszystko się zaczęło. Potem już nigdy nie byłam sobą”. Pewne go dnia do jej taty przyszli koledzy. Z drugiego pokoju usłyszała rozmowę: „Skoro cię odwiedziliśmy, to pokaż nam tę swoją córcię, o której tak ciągle opowiadasz”.
A ojciec odpowiedział: „Nie no, córcią się chwalić nie będę. Jakbym miał syna, to co innego”.
Ten tata kochał swoją córkę, bawił się z nią, zabierał na mecze, uczył jeździć na rowerze i łyżwach. Jednak dziewczynka w tamtym momencie poczuła wstyd, może nawet rozpacz i złość, i te uczucia zostały z nią na całe życie. Uległo dewastacji jej poczucie własnej tożsamości. Odtąd już zawsze myślała: nie jestem tym, kim powinnam być. Nigdy potem nie założyła sukienki, zaprzeczyła swojej tożsamości, a innej nie miała. Znienawidziła siebie, wcześnie zaczęła pić, kilka razy próbowała odebrać sobie życie. A przecież ojciec mógł jedynie w żartach z kolegami powiedzieć to, co powiedział…
Trauma zależy od indywidualnej wrażliwości, a więc od tego, jak ktoś zareaguje na spadający płatek róży, niekoniecznie na cegłę. Można powiedzieć, że traumą nieoczywistą jest reakcja na jakieś zdarzenie, które u innych nie wywołuje ani wielkiego strachu, ani szoku. Ale jeżeli pod wpływem tego zdarzenia ktoś cierpi, to może przerodzić się w traumę. Obok może stanąć ktoś zdziwiony i powiedzieć: „Ale o co ci chodzi? Przecież nic takiego się nie stało!”.
Podział na traumę oczywistą i nieoczywistą otwiera przestrzeń do tego, żeby uszanować każdy ból, lęk lub bolesny ślad pozostawiony w pamięci przez dotkliwe i przykre doświadczenie. Ja, jako terapeutka, słysząc, że ktoś cierpi, przyjmuję, że naprawdę cierpi. Wtedy także, jak uczy Levine, trzeba postarać się pomóc tej osobie wydostać się z bolesnego miejsca i znaleźć się w miejscu bezpiecznym i niezagrażającym. Traumą nieoczywistą bywa ciężka choroba – moment, kiedy słyszymy od lekarza: „ma pani nowotwór”, „to stwardnienie rozsiane”… Wtedy ta osoba zaczyna wyobrażać sobie, co się z nią wkrótce będzie działo. W jaki sposób może to przerodzić się w traumę? Przez samą świadomość śmiertelnej choroby.
Przecież ta świadomość jest w stanie nam również pomóc. Może skłonić do podjęcia leczenia i przez to uchronić nas przed traumą.
Mam pacjentkę, która nigdy nie chce siadać pod światło, ponieważ wtedy widać, że ma bardzo niewiele włosów. Kobieta choruje na łysienie plackowate. Chociaż przypadłość ta nie boli, dla niej jest jednak swoistym piętnem. Patrząc na tę osobę z zewnątrz, można nie zdawać sobie sprawy, jak wielki dramat przeżywa. Dla tej kobiety to coś strasznego, może stać się nie oczywistą traumą, jeżeli nie zdoła tego zaakceptować. Ten przykład pokazuje, że traumą mogą być dla nas sytuacje, zdarzenia lub ograniczenia, z którymi nie umiemy się pogodzić. Często też nie chcemy, uważając, że spotkała nas jakaś potworna niesprawiedliwość.
Dlatego kwestia, czy potrafimy się godzić z tym, co przynosi nam życie, jest bardzo ważna.
Chrześcijaństwo ma dla nas pewne podpowiedzi pomocne w trudnych okolicznościach, a więc także w sytuacjach traumatycznych. Może być nią na przykład pokora. Pogodzenie się z tym, że świat jest taki, a nie inny. Chrześcijanin powie: „Dobrze, widocznie tak miało być. Muszę to przyjąć”. Ktoś może nawet dodać: „Bóg tak chciał”. Jeżeli komuś to pomaga podchodzić do świata z większą wyrozumiałością dla jego wad, to z pewnością łatwiej będzie umiał zachować pogodę ducha i równowagę w obliczu nawet trudnych doświadczeń. Może niektóre traumy dzięki temu by także zmalały?
Czy traumą może być rozwód, rozstanie, utrata pracy albo śmierć kota? Opowiedzmy jeszcze o różnych przypadkach z gabinetu psychologa.
Są rany, które łatwo się goją, oraz takie, które nie chcą się zabliźnić. Zagojona rana to ślad po traumie „małej” lub „lekkiej”, która została uleczona. Może się jednak zdarzyć, że to ja podejmę decyzję o niedomykaniu rany. Może z jakiegoś powodu nie chcę, żeby się zagoiła. Wtedy ogłoszę po doznanej krzywdzie: „W życiu mu tego nie wybaczę i nigdy nie zapomnę!”. Wówczas, mocą tej decyzji, skrzywdzona osoba wybiera dla siebie rolę wiecznej ofiary. Rana będąca wspomnieniem doznanej krzywdy nie zabliźnia się, gdyż jest ustawicznie jątrzona, rozdzierana na nowo i na nowo, stając się w ten sposób nieuleczalną traumą. Uleczenie traumy czy ukojenie traumy wymaga – jak każdy proces uzdrawiania – nie tylko zgody i poddania się procesowi leczenia, lecz także gotowości do współpracy, zaangażowania i aktywnego udziału w tym procesie.
Odżałowanie krzywdy wiąże się w sensie duchowym z uwolnieniem od urazy i uporczywej potrzeby odwetu – ten najgłębszy moralny aspekt traumy i wszelkiej krzyw dy wymaga przebaczenia. W ciężkich przypadkach nie dokonuje się ono automatycznie, tylko z upływem czasu. Przebaczenie jest procesem, czasem mozolnym i długo trwałym. Zawsze jednak potrzebna jest świadoma decyzja: „Mimo że wciąż cierpię, chcę uwolnić się od urazy i mściwości – chcę przebaczyć”.
„To było straszne. Nie spodziewałam się po nim cze goś takiego. Zdradził mnie. Ale chciałabym mu wybaczyć” – takie podejście oznacza, że weszłam na ścieżkę poszukiwania uspokojenia. Mogę zadać przyjaciółce pytanie: „Słuchaj, ty też go znasz. Powiedz mi, co ja mam o tym wszystkim myśleć, bo nic z tego nie rozumiem”. Czy jeśli odpowie: „On taki był, tylko tego nie widziałaś”, to pomoże mi to w wybaczeniu? Oczywiście!
W jaki sposób? Druga osoba odgrywa tu rolę mediatora, koi, jakby przykładała balsam. Mówi, że ten, który zdradził, nie stał się nagle kimś okropnym, zawsze taki był, tylko ja go idealizowałam. Jeżeli faktycznie chciałabym mu wybaczyć, to im więcej otrzymam wsparcia na tej drodze, czyli ku umniejszeniu przyczyny własnej traumy, tym łatwiej mi będzie.
Czy pomaganie straumatyzowanym może stać się traumą dla nas?
Właśnie ostatnio czujemy to najlepiej, kiedy tuż za naszą granicą trwa wojna, do nas ciągną tysiące uchodźców z Ukrainy. Uważam, że świadkowie przemocy, a nawet ratownicy, też narażeni są na traumę. Nie tylko ci na oczni, również tacy, którzy siedzą przed ekranem telewizora i oglądają wstrząsające wojenne obrazy. Nawet teraz, gdy o tym myślę, to nie mogę powstrzymać łez… Kiedy w trzecim tygodniu wojny zobaczyłam na Rynku we Lwowie sto dziewięć wózków dziecięcych ustawionych równo w szeregach… Wszystkie były puste. To był manifest żałobny, symboliczne przedstawienie najmłodszych ofiar wojny. Dziś ta liczba jest znacznie większa. Nie byłam przecież świadkiem zabijania żadnego z tych dzieci. Zobaczyłam tylko obraz, a jednak trudno mi opanować łzy, ucisk w gardle i impuls współczucia dla ofiar.
W jaki sposób powstaje trauma w tym przypadku? Je żeli założymy, że pozostawia ona ślad w pamięci, pewne piętno, dreszcz, który stale będzie przenikał nas na nowo, to owszem, traumą może być nawet zobaczony w telewizorze rząd pustych wózeczków. A to znowu poszerza nam pojęcie traumy i trochę przeczy twierdzeniu, jakobyśmy z tą traumą przesadzali. Skłaniam się do przekonania, że także w tym wypadku można mówić o przeżyciu granicznym. Bo u kogoś widok czarnego dymu nad Lwowem, o którym myśli emocjonalnie jako o rodzinnym mieście dziadków, może wywołać traumę. To są ślady przemocy, ale nie tej, która dotknęła nas bezpośrednio, lecz pośredniej, doznawanej w wyobraźni i skojarzeniach. Dotyczy to zwłaszcza osób o wysokiej wrażliwości, podatnych na odczuwanie ekstremalnych emocji.
Niektórzy psychologowie nazywają to „wtórnym stresem traumatycznym”. Czym on się różni od innych traum?
Myślę, że wiedza wymaga otwartej głowy i nie zamyka się w jednej definicji, opiera się na obserwacji tego, jak dalece ramy pojęciowe muszą się poszerzyć, żeby objąć nowe zjawiska. Moim zdaniem to nie są wcale jakieś inne, mniejsze traumy.
Czy źródłem traumy może być widok ptaka ze złamanym skrzydłem? Tak, bo wszystko zależy od tego, w jaki sposób nasza wrażliwość reaguje na bodźce i jak nasz umysł przetwarza informacje. Trauma nie dotknie osoby, której wyobraźnia nie uruchamia się w żaden abstrakcyjny sposób, tylko zostaje na poziomie bodźca. Wiele zależy od naszych wcześniejszych doświadczeń. Jeśli zobaczymy zapaloną zapałkę, która spada na kartkę papieru, to możemy uznać tę sytuację za zupełnie niegroźną, szybko zgasić zapałkę i po sprawie. Ten sam widok może jednak błyskawicznie skojarzyć się komuś z pożarem na obozie harcerskim, co było dla niego wstrząsem. Zapalona zapałka może być wyzwalaczem traumy, uruchamiają cym jakieś bolesne skojarzenia. Zjawisko to łączy obecne zdarzenie z dawnym przeżyciem w sposób odczuwalny tylko dla osoby, którą kiedyś spotkało coś przerażającego w okolicznościach przypominających obecną sytuację…
Chciałabym nawiązać do obrazów masakry w Buczy. Jak sobie radzić z takimi bodźcami wizualnymi i emocjami? Ja odwracam głowę, bo nie jestem w stanie na nie patrzeć. Niektórzy mówią nawet, że na samo ich wspomnienie doznają uczucia duszenia się. To zmora, która nie chce zejść z piersi.
Odwracanie głowy czy zamykanie oczu to najlepszy dowód, jak mocne jest oddziaływanie tych obrazów. Napisałam kiedyś książkę Dobra pamięć, zła pamięć, w której chciałam pokazać, że mimo wszystko mamy wybór tego, co zapamiętujemy. Trauma właśnie uniemożliwia nam wybór, ponieważ przekracza wytrzymałość psychiczną danej osoby.
Badania niemieckiej psycholog Aileen Oeberst nad pamięcią wskazują na ciekawą prawidłowość – nasze wspomnienia nie są zapisywane i przechowywane w niezmienionej formie. Kiedy otwierasz szufladę swoich wspomnień, to za każdym razem wyjmiesz trochę inną zawartość. Coś wchodzi do naszego umysłu, ale potem zmienia się, gdy po to sięgamy. Nasza aktualna dyspozycja, stan emocjonalny wpływają na to, w jaki sposób pamiętamy naszą przeszłość. Gdy wspominamy jakieś zdarzenie, obecny moment zabarwia nasze wspomnienie. W ten sposób zmieniamy neuronalny zapis wspomnienia, które nie jest z kamienia, a raczej z plastycznego wosku. Nasza pamięć modyfikuje wspomnienia. Zawsze wspominamy coś w kontekście. Na przykład myślę sobie:
„Moje życie było bardzo szczęśliwe i dzisiaj też mam ładne życie. Kiedy myślę o dzieciństwie, to może raz nie dostałam prezentu na gwiazdkę, ale już tego nie pamiętam”. Zdarza nam się mówić, że przeszłość warunkuje naszą przyszłość, ale również przyszłość warunkuje przeszłość.
Tyle że nie możemy tego odnieść do pamięci traumy. Ona pozostaje niezmienna, niezależnie od tego, co dzieje się „tu i teraz”.
Tak, trauma może zmienić nasze DNA, co prawda nie zawsze, ale jest w stanie. Tym zajmuje się epigenetyka. W początkach badań nad traumą sądzono, że trauma przenosi się na kolejne pokolenia tylko przez oddziaływania wychowawcze rodziców. Jednak wnikliwsze badania neurofizjologiczne wykazały, że zachodzą biologiczne regulacje na poziomie komórkowym warunkujące przekazywanie potomstwu zmian związanych ze skrajnie trudnymi doświadczeniami. Trauma to w pewnym sensie pamięć materialna, głęboki zapis wyryty w naszym ciele. Czary mary możemy sobie robić z naszym umysłem, ciała nie da się oszukać.
Dawniej dominowało przekonanie, że w leczeniu traumy wystarczy stworzyć dobre warunki, a wtedy uspokoimy swoje neuroreakcje i zapomnimy, co złego nas spotkało. Tyle że ofiara gwałtu, nawet gdy ma troskliwego męża i kochającą rodzinę, kiedy zobaczy z daleka pana w okularach podobnego do gwałciciela, znów poczuje tamten lęk i trauma wróci. Traumę poznajemy po tym, że nie mija. Traumatyczne wspomnienia są stałe i niezmienne. Zła przeszłość nigdy się nie odmieni. Jedyne, co można zmienić, to dzisiejsze myślenie o przeszłości. Zawsze już będziesz „ocalałym”, ale możesz swoje cierpienie ukoić tak, aby trauma nie niszczyła ci życia.
Więcej w książce „Ukoić siebie. Czyli jak oswoić lęk i traumę”, Ewa Woydyłło, Martyna Harland, wydawnictwo Mando