1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Gdy ciało jest źródłem wstydu

Gdy ciało jest źródłem wstydu

(Fot. iStock)
(Fot. iStock)
Niepokój, lęk, wstyd to zdecydowanie nieproszeni goście w naszym życiu. Gdy dojdzie do tragedii lub problemów, mogą stać się naszymi stałymi towarzyszami. Warto więc nauczyć się z nimi żyć. Lęk może przyjść znienacka lub niezauważalnie wkroczyć do naszego życia. Harriet Lerner autorka książki „Niepokój, lęk, wstyd. Jak oswoić trudne emocje”, dzieląc się życiowymi przypadkami, uświadamia, jak niepokój i strach odbiera radość życia i co możemy zrobić, aby sobie z tym poradzić.

Fragment książki „Niepokój, lęk, wstyd. Jak oswoić trudne emocje”, Harriet Lerner

Gdy mowa o lęku, niepokoju i wstydzie, centralne miejsce zajmuje ciało – jego wygląd, funkcjonowanie, odczuwanie, czy i jak „właściciel” o nie dbał, jak się zmienia i jak długo pozostanie w dobrej formie. Każdy z nas ma ciało, a dokładniej mówiąc, każdy z nas jest ciałem. W żadnej rozmowie o strachu i wstydzie nie można pominąć tego tematu, ponieważ ten temat to my.

Oczywiście są ludzie z niezmiennym pozytywnym nastawieniem. – Kocham swoje ciało! – mawia moja przyjaciółka Lorraine. – Jest takie piękne. I jest niewyczerpanym źródłem radości!

Lorraine jest po trzydziestce, kocha biwakowanie i wspinanie się po skałach, jest pełną wigoru, zwinną, silną, po prostu wspaniałą kobietą. Uwielbiam patrzeć, jak się rusza. Choroby i ból się jej nie imają. Lorraine twierdzi też, że jej życie seksualne jest fantastyczne. Jest młoda i szczęście jej sprzyja – przynajmniej tak się czuje w chwilach, gdy składa te entuzjastyczne deklaracje.

Ciało jest bezsprzecznie czymś niesamowitym. Niedawno miałam okazję podziwiać to w pełnej krasie, gdy oglądałam występy grupy akrobatycznej Cirque de Soleil w Las Vegas. Ten pokaz możliwości ducha i ciała, które zdają się nie mieć granic, był zachwycający. Również zwykłe, niedoskonałe ciała, jakie większość z nas ma, są zupełnie niezwykłe w swojej złożoności i funkcjonalności, nawet gdy są do- tknięte chorobą lub niepełnosprawnością.

Jednak ciało nie zawsze jest piękne, tak jak nie zawsze jest źródłem radości. I zdecydowanie bywa zawodne. Koleżanka z pracy, o kilkadziesiąt lat starsza od Lorraine, określa to trafnie słowami: „Ciało nie jest miejscem, w którym można żyć”.

Forma, w jakiej jesteśmy: nauki płynące ze wstydu na temat ciała

Rysunek przytwierdzony taśmą do ściany w moim gabinecie przed- stawia dziecko, które siedzi przed dużym lustrem i myśli: „Przez tę pieluchę wyglądam, jakbym miała wielką pupę”. Nad obrazkiem widnieją słowa: „Zaczyna się”.

Zawstydzające komunikaty dotyczące ciała nie zaczynają się na tak wczesnym etapie życia, jednak kobiety są szczególnie boleśnie atakowane przekazami, że nie wyglądają tak, jak powinny. Presja na temat wyglądu jest wszechobecna, a my te krytyczne opinie tak skutecznie internalizujemy, że w końcu wróg na dobre zadomawia się w naszych umysłach. Przyjrzyjmy się dokładniej kwestii wyglądu – jak czujemy się z tym, jak się prezentujemy, oraz z tym, jak widzą nas inni.

Bóg stworzył słonia szarym

Kiedy moja koleżanka Mary chodziła do gimnazjum, nauczycielka zajęć z gospodarstwa domowego objaśniała jej żeńskiej klasie tajniki zakupu materiału na sukienkę, którą będą szyć w ramach zajęć.

– Dziewczęta, gdy pójdziecie do sklepu tekstylnego, miejcie w pamięci, że Bóg stworzył kanarka, żółtym, a słonia szarym – powiedziała. Następnie dodała, że boska mądrość w zwierzęcym świecie oznacza, że „miarowe” dziewczęta powinny wybrać materiał w żywszych kolorach cechujących naszych upierzonych przyjaciół, natomiast te większe muszą pamiętać, że zgodnie z bożą koncepcją słonia i jego szarości im przynależą ciemne, stonowane barwy.

Za jednym zamachem nauczycielka porównała grubsze dziewczynki do słoni (oraz przez analogię do innych, ociężałych szarych zwierząt, jak hipopotamy i nosorożce), oraz poinstruowała je, że mają nie przyciągać niczyjej uwagi. Jej recepta, będąca jednocześnie lekcją wstydu, to ukrywanie się w szarości. Koleżanka opowiadała mi, że słowa nauczycielki wciąż brzmią jej w uszach, gdy kupuje ubrania.

Boney Maroney

Chude dziewczęta także nie są odporne na zawstydzające komunikaty. Choć nigdy nie narzekałam na brak apetytu, w latach dorastania za nic nie mogłam nabrać choć trochę ciała. Byłam fizycznie „niedorozwinięta”, a rówieśnicy prześladowali mnie słowami popularnej wówczas piosenki:

„I got a girl name of Boney Maroney, she’s as skinny as a stick of macaroni” („Mam dziewczynę imieniem Boney Maroney, jest chuda jak nitka makaronu”).

Jeszcze boleśniejsze były dla mnie przejawy braku wrażliwości ze strony dorosłych. Pewnego dnia, kiedy dopiero wchodziłam w okres pokwitania, mój wujek przypadkiem wszedł do sypialni w jego mieszkaniu, gdzie właśnie przebierałam się w kostium kąpielowy. Zastał mnie kompletnie nagą. Złożyłam ramiona, żeby zakryć piersi, których jeszcze nie miałam i wrzasnęłam: Wyjdź!

Bez wątpienia nie było to grzeczne, ale bardzo się zdenerwowałam. Wujek przez chwilę stał bez ruchu, patrząc prosto na mnie, a potem powiedział chłodno: Nie przejmuj się, Nie masz czego zakrywać.

W kulturze, w której tłuszcz zdaje się największym wrogiem, a kobiety są gotowe na wszystko, byle tylko mieć jak najszczuplejszą sylwetkę, aż trudno uwierzyć, że chude dziewczyny mogą również odbierać zawstydzające przekazy. Jednak to wcale nie jest takie rzadkie zjawisko, nawet w okresie dorosłości. Nieraz docierają do mnie takie sygnały od pań ze znaczącą niedowagą, które jedzą dużo, ale nie są w stanie przytyć choćby odrobinę. Chuda kobieta może czuć się bardzo skrępowana swoim wyglądem, ponieważ ludzie czasami zakładają, że ma zaburzenia odżywiania lub bzika na punkcie diet. Na siłowni czy w szatni może usłyszeć takie komentarze, jak:

„Sama skóra i kości!” lub „Założę się, że ważysz mniej niż mój owczarek niemiecki!”.

Podobne uwagi sprawiają duży dyskomfort, nawet jeśli osoba je wypowiadająca ma jak najlepsze intencje. Wielu ludzi sądzi, że chudość jest stanem doskonałym i zakłada, że – podobnie jak w przypadku pieniędzy – tego, co dobre, nie można mieć za dużo. Jednak każdy znaczący odchył od „normy”, każda istotna różnica mogą stać się celem zawstydzania. Przypomina mi się pewien mężczyzna, który przychodził do mnie na terapię i charakteryzował się ponadprzeciętnym wzrostem. Nieustająco słyszał takie uwagi, jak: „Jaka tam jest u ciebie pogoda?” albo „Czy od naszego ostatniego spotkania przypadkiem jeszcze nie urosłeś?”. Nikomu najwyraźniej nie przychodziło do głowy, że dla niego kwestia wzrostu i uwagi na jego temat mogą być bolesne, i takie właśnie były. Większość bez wątpienia powstrzymałaby się od jakichkolwiek komentarzy, gdyby ten mężczyzna był ponadprzeciętnie niski.

„Wyciągnij swoją tłustą dupę z samochodu i zacznij się ruszać!”

Osoby z nadwagą są w szczególności narażone na zawstydzanie i wyszydzanie. Takie ciosy są najbardziej bolesne w dzieciństwie i okresie nastoletnim. Większość młodych ludzi ma ogromne poczucie braku pewności siebie i nieustająco szukają kogoś, na kogo mogą przerzucić swoje lęki, co zazwyczaj przyjmuje formę zawstydzania.

Jednak dorośli też nie są wolni od lęków i kompleksów, a wyśmiewające komentarze nie kończą się z chwilą ukończenia szkoły czy studiów i kupna własnego mieszkania. „Współcześni grubi ludzie wciąż są obiektem zjadliwości kiedyś zarezerwowanej dla siedemnastowiecznych wiedźm”, zauważa pisarka Natalie Kusz, bazując na własnym doświadczeniu. Kiedyś, gdy stała na światłach, kierowca z samochodu obok krzyknął: Wyciągnij swoją tłustą dupę z samochodu i zacznij się ruszać! (...)

Kusz z uderzającą szczerością pisze o tym, dlaczego zrezygnowała z życia naznaczonego walką z nadwagą. Nie udaje, że otyłość nie wiąże się z żadnym ryzykiem, ale jasno tłumaczy, jak wiele ją kosztowała zawsze przegrywana walka z nadmiernymi kilogramami i jaka jest jej sytuacja obecnie. (Jej motto: „Twojej wagi nikt nie umieści na nagrobku”.) Szczególnie zainteresowało mnie, że dla Kusz najbardziej wstydliwym ze wszystkich napomnień jest pełna dobrych intencji dezaprobata przyjaciółki – tej, która kładzie dłoń na ramieniu i szepcze: Mam nadzieję, że nie ranię twoich uczuć, ale kocham cię i bardzo się martwię twoją wagą.

Jak zauważa Kusz, nieznajomą osobę, która krzyczy „tłusta dupa” można zlekceważyć, ponieważ już się jej więcej nie spotka. Jednak z przyjaciółmi czujemy się bezpiecznie i komfortowo, dlatego jesteśmy bardziej podatne na poczucie zdrady. „Dlaczego?” – oto pytanie, na które Kusz nie znajduje odpowiedzi. Nie chodzi o to, dlaczego ludzie mówią to, co mówią, ale dla- czego są zdania, że ich wysiłki mogą okazać się skuteczne. Kusz pisze:

„Czy jest możliwe, że w ciągu 38 lat życia w ogóle nie zauważyłam swojej korpulentności? Albo że jakimś cudem przeoczyłam te wszystkie alarmujące doniesienia o otyłości („Amerykanie nigdy nie byli tak grubi, jak dziś!”), badaniach na temat utraty wagi i śmiertelnych (oraz, zdaniem niektórych moralnych) zagrożeniach związanych z nadwagą? Być może wszyscy uważają, że tak dobrze bawię się, prowadząc życie grubaski (co z tymi wszystkimi szykownymi ubraniami, uwielbieniem fanów i superprzystojnymi panami do towarzystwa), że zaniedbałam subtelne szczegóły, takie jak skrzypiące kolana i wiszący, niemodny brzuch. Ostatnia możliwość: że wtrącanie się do stylu życia grubej osoby jest obowiązkowe, że jest to forma interwencji podobna do tej, jaką stosuje się wobec alkoholików, narkomanów, hazardzistów – wobec każdego, kto nie ma wystarczająco silnej woli, by samodzielnie dokonywać dobrych wyborów”.

Kusz zauważa, że lekarzom szczególnie trudno jest się powstrzymać od ciągłych wykładów na temat zagrożeń dla zdrowia, jakie wiążą się z otyłością. „Podczas każdej wizyty mnie strofują”, pisze, „dopóki nie wspomnę o znanych mi grubych kobietach, które, bojąc się zawstydzania, nigdy nie odważą się na wizytę u lekarza, dopóki nie będą zbyt chore, by w ogóle dało się im pomóc”.

Wstyd jeszcze bardziej niż lęk powstrzymuje ludzi przed wychodzeniem z domu. Oczywiście powinnością lekarza jest uświadomienie, czym grozi niezdrowy tryb życia. Jednak nie jest to tożsame z upominaniem, pouczaniem i wbijaniem do głowy argumentów po tym, jak zostały już klarownie przedstawione. Moja współpraca z kobietami potwierdza obserwacje Kusz. Lęk przed zawstydzeniem przez lekarza jest większy niż lęk przed unikaniem wizyt u niego, a tym samym przed ryzykiem poważnej choroby, niepełnosprawności lub śmierci.

Historia Sheili

Sheila pierwotnie szukała mojej pomocy z powodu problemów związanych z pracą, które nie miały nic wspólnego z jej wagą. Sama siebie opisywała jako „wielkoformatową laskę”, która w wieku trzydziestu paru lat domaga się od świata oszalałego na punkcie diet bezwzględnej akceptacji. Miała naprawdę pozytywny stosunek do wielu aspektów jej gabarytów. W sensie fizycznym była mocna, co dawało jej swoiste poczucie władzy w kontekście swojego rozmiaru. Lubiła stawać wbrew stereotypom, zaznaczać swoje miejsce w świecie i dawać przykład dumy i zadowolenia z siebie. Nie narzekała też na brak zainteresowania ze strony mężczyzn właśnie dzięki swojej „puszystości”.

Oczywiście nie wszystko w związku z wagą się Sheili podobało. Wspinaczka po schodach kończyła się zadyszką, czego szczerze nie znosiła. Równie źle odbierała swoje fatalne nawyki żywieniowe, których nie potrafiła zmienić. „Jestem uzależniona od fast foodów – powiedziała – Nie wyobrażam sobie życia bez hamburgerów, shake’ów i frytek”.

Wspomniała, że na tej samej ulicy, przy której pracuje, jest restauracja Subway, zdrowsza alternatywa dla innych fastfoodowych sieciówek. „Z wielką chęcią zamówiłabym tam kanapkę z grillowanym kurczakiem – wyznała – ale oni nie mają opcji drive-through, dlatego Subway odpada”.

Wyjaśniła mi, że czuje się zbyt skrępowana, by wysiąść z samochodu, wejść do środka, zamówić kanapkę i wrócić do samochodu.

Sheila miała w sobie pewien paradoks. Z jednej strony była kobietą, która potrafiła zdominować parkiet taneczny i rozjaśnić całe pomieszczenie swoją niesłychaną witalnością i wyrazistą osobowością, miała smykałkę do strojów, które przyciągały uwagę i, z całkowitą swobodą odnajdywała się w sytuacjach towarzysko-społecznych, które innych często krępują, takich jak publiczne wystąpienia. Jednak z drugiej strony jakaś jej część cechowała się niesłychaną nieśmiałością i kruchością. Nie była w stanie wybrać się do Subwaya czy innej restauracji fastfoodowej, w której nie można było zamówić jedzenia z samochodu, ponieważ w tym konkretnym kontekście nie radziła sobie ze spojrzeniami innych ludzi. „Kilka razy próbowałam wybrać się do Subwaya, gdy miałam naprawdę wielką ochotę na jedną z ich kanapek, ale tylko siedziałam w samochodzie i nie mogłam się ruszyć, tak mnie paraliżował lęk. Pozostawało tylko jechać po hamburgera”. Miało to miejsce w czasach, gdy w restauracje McDonald’s jeszcze nie oferowały niczego, co można by uznać za zdrowszą opcję.

Sheila zdawała sobie sprawę, że poczucie wstydu jest paliwem napędowym dla lęku. Nawet opcja drive-through, eliminując czynnik strachu, przed nim nie chroniła. Czasami, odbierając podwójne porcje burgerów i frytek, rzucała niby od niechcenia: „To dla moich dzieciaków”.

Wiedziała, że osoby za szybą w ogóle nie obchodzi, kto będzie jadł zamówiony towar, a mimo to czuła przymus poinformowania, że jedzenie nie jest dla niej.

Dieta za dolary

Od czasu, gdy Sheila zaczęła przybierać na wadze w średniej szkole, rodzice coraz bardziej skupiali się na jej rozmiarze i wyglądzie. Po- wiedziała mi, że nie jest w stanie zliczyć, ile razy usłyszała od nich, jaką piękną byłaby dziewczyną, gdyby tylko trochę zeszczuplała, bo ma „taką śliczną buzię”. Niedługo po rozpoczęciu terapii ze mną rodzice zaoferowali jej dwieście dolarów za każde pięć kilogramów mniej. „Oboje z mamą bardzo martwimy się o twoje zdrowie – powiedział jej – Dlatego pomyśleliśmy, że w ten sposób ci zmotywujemy”.

Zasugerował też, że obok łazienkowej wagi mogą powiesić wykres, na którym podczas każdej wizyty u nich będzie mogła zaznaczać wagę, dzięki czemu będzie zawsze wiedzieć, ile zarobiła.

Jak przypomina Kusz, zawstydzanie często przyjmuje postać zabiegów pomocowych. W pierwszym odruchu Sheila zdrętwiała. „To kusząca propozycja – odparła głosem całkowicie pozbawionym emocji. – Pomyślę o tym”.

Propozycja rzeczywiście brzmiała kusząco. Sheila nie miała żadnych oszczędności i bez przerwy zamartwiała się brakiem pieniędzy.

Jednak im dłużej zastanawiała się nad słowami taty, tym gorzej się czuła. Kiedy parę dni później zjawiła się u mnie na sesji, poniżenie i wstyd wynikające z usłyszanej propozycji zdążyły już osiągnąć swoje apogeum. Zaangażowanie rodziców w redukcję wagi zawsze wydawało się jej mocno przesadzone, jednak tym razem poczuła, że została przekroczona pewna granica, co zostawiło ją w poczuciu, że przez długi czas nie chce ich w ogóle oglądać.

Skumulowany wstyd

– Czyje to ciało? – spytała mnie Sheila. – Mam wrażenie, że rodzice nie szanują moich granic. Wchodzą z butami w moją przestrzeń. Ten pomysł z wykresem w łazience przyprawia mnie o nudności.

Jedno skojarzenie poprowadziło do kolejnego. W przeszłości granice Sheili bywały już w istotny sposób naruszane, przeważnie w związku z ciałem.

– Tata nigdy nie zamykał łazienki, gdy sikał – wyjaśniła. – Często dawał mi też klapsa w gołą pupę do czasu, gdy skończyłam dwanaście lat.

Te klapsy były nie tyle bolesne, ile upokarzające. Poza tym budziły w Sheili niepokój ze względu na silne poczucie, że mają dla ojca pewien podtekst erotyczny. Nieraz też słyszała od niego niedwuznaczne komentarze na temat jej rozwijającego się ciała i piersi koleżanek. Mama ani razu nie zareagowała na te czy inne niewłaściwe i zawstydzające zachowania z jego strony.

Wstyd związany z wyglądem – i/lub lęk przed byciem obiektem spojrzeń – jest najsilniej odczuwany, gdy wcześniej doświadczyliśmy upokorzeń czy naruszeń granic związanych z ciałem, pamiętanych lub nie. Oferowanie Sheili pieniędzy za utratę kilogramów, samo w sobie upokarzające, było kroplą przelewającą czarę goryczy wszystkich poprzednich upokorzeń i naruszeń osobistej przestrzeni. Wstyd jest najszybszą drogą powrotu do dzieciństwa, do wcześniejszych zdarzeń, gdy brakowało nam słów z poczucia wstydu i wściekłości, i byliśmy zbyt bezsilni, by protestować.

Zajmowanie stanowiska

Sheila odrzuciła ofertę rodziców, co było wielkim krokiem od poczucia wstydu ku poczuciu dumy. Co więcej, sposób, w jaki sobie z tą sytuacją poradziła, dowodził jej ogromnej odwagi. Pierwotnie Sheila planowała wysłać do rodziców krótki e-mail: „Dzięki, ale nie”, a potem w ogóle się z nimi nie kontaktować przez jakiś czas. Jednak zamiast tego zdecydowała się na bezpośrednią rozmowę.

Niczego nie komplikowała, to zawsze dobry punkt wyjścia. Pewnego wieczoru po kolacji wpadła z wizytą do rodziców i powiedziała: – Mamo, tato, zastanowiłam się nad waszą ofertą płacenia mi za schudnięcie. Wiem, że oboje chcecie mi pomóc, ale nie czuję się z tym komfortowo, dlatego nie skorzystam z waszej propozycji. Gdy tata spytał, dlaczego, odpowiedziała po prostu: „Po prostu nie czuję się z tym dobrze”.

Ojciec oczywiście oczekiwał „logicznego” wyjaśnienia jej decyzji, ale Sheila, wiedząc z doświadczenia, że to droga donikąd, nie wdała się w żadne sprzeczki i tłumaczenia. Powiedziała tylko: „Tato, nie wiem, jak to wytłumaczyć. Mogę powiedzieć tylko tyle, że twoja propozycja nie jest dla mnie Po prostu tak czuję”. „Nigdy nie potrafiłaś przyjąć naszej pomocy!” – odparła mama oskarżycielskim tonem. „Mamo, z moimi nawykami żywieniowymi i wagą muszę poradzić sobie sama i po swojemu. Jeśli będę potrzebowała pomocy od ciebie czy taty, to o nią poproszę” – w głosie Sheili nie było ani gniewu, ani pretensji. Podczas sesji wielokrotnie przećwiczyła tę rozmowę, ale i tak serce waliło jej tak mocno, że bała się, że zaraz przestanie bić.

Jak było do przewidzenia, rodzice zareagowali defensywnie. Oskarżyli Sheilę o to, że jest niewdzięczna, niezmotywowana i niedojrzała. „Sheilo, całkowicie się mylisz – stwierdziła stanowczo – Gdybyś była w stanie poradzić sobie sama, to już dawno byś schudła”. „Chcemy ci pomóc – włączył się tata – a ty się zachowujesz, jak- byśmy chcieli ci zrobić krzywdę!”

Z ogromnym trudem Sheili udało się nie wejść w taki sam ton. Uniknęła wpadania w typowe pułapki, takie jak próby przekonania rodziców do swojego punktu widzenia, rozzłoszczenie się czy wycofanie. Była dobrze przygotowana na to, by jej reakcja na nieprzyjemne uwagi rodziców, świadczące o wysokim stopniu podenerwowania, była stonowana, a nie nadmierna. Dlatego powiedziała spokojnie: „Wcale nie chcę was obrazić i wiem, że wy też nie chcecie obrazić Jednak niezależnie od tego, jak to odbieracie, uważam, że wasza propozycja nie jest dla mnie dobra”. „Zachowujesz się niedorzecznie! – burknęła mama. – Rób, jak chcesz, i tak zawsze to robisz”.

Matkę Sheili musiała wytrącić z równowagi asertywna postawa córki, tym bardziej że sama nigdy nie potrafiła w niczym postawić się mężowi. „Jesteś przewrażliwiona! – skwitował na koniec – Większość ludzi byłaby wdzięczna za taką pomoc!”. „No cóż – odparła Sheila – mam nadzieję, że uszanujecie moje zdanie, nawet jak się z nim nie zgadzacie. Najbardziej mi pomożecie, gdy zrozumiecie i zaakceptujecie to, że jeśli będę potrzebować waszej pomocy czy rady w kwestii chudnięcia, to o nią poproszę”.

Następnie zmieniła temat na neutralny, pytając mamę, czy kupiła żaluzje do kuchennych okien, ponieważ zastanawia się nad takim samym rozwiązaniem w swoim mieszkaniu.

Jeden krok prowadzi do kolejnego

Asertywna postawa podczas rozmowy z rodzicami skłoniła Sheilę do jeszcze większej śmiałości. Zebrawszy się na całą dostępną sobie od- wagę, podjęła rozmowę z ojcem o naruszaniu przez niego jej granic w dzieciństwie. Skonfrontowanie się z przeszłymi bolesnymi kwestiami czasami pomaga budować poczucie dumy tam, gdzie do tej pory królował wstyd. Jednak taki krok wymaga stanięcia twarzą w twarz z lękiem i zmierzenia się z nim.

Sheila zaczęła rozmowę, gdy tata przerzucał kanały w TV. Był kiepskim słuchaczem, jednak Sheila pamiętała, że słuchanie szło mu najlepiej, gdy nie było kontaktu wzrokowego. Najbardziej owocne rozmowy miały miejsce w samochodzie, podczas zmywania na- czyń, przy włączonym telewizorze albo gdy coś innego odwracało uwagę. Dlatego pewnego wieczoru, po kolacji, gdy tata skupiał się na szukaniu czegoś do oglądania, Sheila postanowiła skorzystać z okazji. „Tato – zaczęła – zastanawiałam się nad twoimi słowami, że jestem przewrażliwiona, gdy odrzuciłam waszą propozycję płacenia mi za schudnięcie. Może ktoś inny rzeczywiście byłby wdzięczny, tak jak powiedziałeś”.

Sheila przerwała na moment, wzięła kilka głębokich oddechów i mówiła dalej: „Sporo o tym myślałam i uważam, że może moja nadwrażliwość ma związek z pewnymi przykrymi przeżyciami, jakie zdarzały się w naszym domu w przeszłości”. Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparł tata wpatrzony w ekran telewizora. „Nie szanowałeś moich granic, gdy dorastałam – kontynuowała Sheila. – Zostawiałeś otwarte drzwi łazienki, gdy korzystałeś z toalety, nawet gdy cię prosiłam, żebyś je zamykał. Dawałeś mi klapsy na gołą pupę, które były dla mnie upokarzające. I robiłeś komentarze na temat mojego ciała i biustów moich koleżanek. Te twoje zachowania budziły we mnie lęk i gniew. Może dlatego jestem przewrażliwiona na punkcie swoich granic i chcę, żebyście je z mamą szanowali. Zwłaszcza gdy proszę, byście nie zajmowali się sprawą mojej wagi i pozwolili mi zająć się tym po swojemu”.

Przez cały czas, gdy mówiła, ojciec zmieniał jeden kanał po drugim, jakoby od tego zależało życie. Gdy skończyła, odwrócił się gwałtownie w jej stronę, spojrzał prosto na nią, warknął: „Masz nie lada wyobraźnię – i zanim Sheila zdążyła zareagować, zerwał się z fotela i gniewnym krokiem wyszedł z domu. Dziewczyna, patrząc na jego znikające plecy, uświadomiła sobie, że cała się trzęsie.

Niewiele działań generuje tak silny lęk, jak świadome inicjowanie rozmowy o dawnych krzywdach. Całe przedsięwzięcie jest szczególnie trudne, gdy wkładasz wysiłek, by przez cały czas zachowywać się jak najdojrzalej. Konfrontacje, w których jest gniew, atak i ucieczka są łatwiejsze, ponieważ odzwierciedlają i wywołują czystą reaktywność. Nikt nie trzyma się tematu i nie stara się szczerze zachęcić drugą stronę do zastanowienia i dalszego uczestnictwa w rozmowie. Jeśli zawstydzasz tego, kto zawstydzał ciebie bądź oskarżasz tego, kto ciebie oskarżał, dajesz szansę wymigania się od odpowiedzialności, ponieważ nie ma takiej możliwości, by choć przez chwilę zastanowił się nad tym, co mówisz.

Podczas kolejnych sesji dawałam Sheili wsparcie, sugestie i spojrzenie z szerszej perspektywy na kilka rozmów z rodzicami, które przeprowadzała w tym czasie. Sheila dowiedziała się z nich między innymi o innych krewnych, którzy mieli większe lub mniejsze problemy z panowaniem nad sobą – w rodzinie takich nie brakowało. Każdą rozmowę prowadziła tylko do pewnego punktu, ponieważ najlepiej potrafiła ocenić, ile lęku i silnych emocji jest w stanie przyjąć.

Wyzbyć się oczekiwań

Wybierając rozmowę zamiast milczenia, Sheila nie otrzymała od żadnego z rodziców odpowiedzi, której pragnęła i na którą liczyła. Uzyskanie „właściwej odpowiedzi” to rzadka nagroda za otwartość i szczerość mimo niepokoju. Sheila od początku wiedziała, że jej rodzice najprawdopodobniej nie będą w stanie wysłuchać jej z ot- wartym sercem, przeprosić, czy choćby uznać jej doświadczenia przeszłości i teraźniejszości, za bardzo się wstydzili.

Aby uniknąć poczucia wstydu, winowajcy zazwyczaj otulają się warstwami racjonalizmu i wyparcia. Będą zrzucać winę na kogoś innego, a nawet zaprzeczać, że w ogóle coś złego się wydarzyło.

Wstyd, w przeciwieństwie do poczucia winy, jest odczuciem tak trudnym do zniesienia, że większość ludzi, którzy przyczynili się do poważnego cierpienia kogoś bliskiego z rodziny, omija tę kwestię szerokim łukiem, przez co są niezdolni do choćby odrobiny refleksji na temat swojego w niej udziału. Wielu jest w stanie prze- prosić za to, co zrobili (poczucie winy), nieliczni za to, jacy są (wstyd).

Jednak w przypadku Sheili liczyło się przede wszystkim to, że przemówiła. Nie dlatego, że oczekiwała „rezultatów”, ale dlatego, że pragnęła odzyskać poczucie honoru, dumy i szacunku do siebie. Za każdym razem, gdy werbalizujemy to, co dla nas szczególnie bolesne i jest dla nas brzemieniem ponad siły, musimy przede wszystkim wyzbyć się oczekiwań, że druga strona przeprosi bądź uzna nasze prawo do takich, a nie innych odczuć. Żadne z nich może się nigdy nie wy- darzyć. Będziemy stać na znacznie stabilniejszym gruncie, gdy celem przyświecającym naszemu otwarciu się jest nasz własny dobrostan i uczciwość. Dźwięk własnego głosu i mówienie prawdy – tego potrzeba nam najbardziej.

Powrót do Subwaya

Czy zaskoczy cię informacja, że niedługo po zainicjowaniu wspomnianych ważnych rozmów z rodzicami Sheila weszła do Subwaya? Podczas jednej z sesji, gdy ponownie zaczęła lamentować nad swoim uzależnieniem od McDonalda, uznałam, że potrzebny jest jej właściwy impuls. „Odwaga, jaką się wykazałaś podczas rozmów z rodzicami, jest niesamowita – powiedziałam – Dlatego możesz wysiąść z samochodu i wejść do Subwaya. Wierz mi, że dasz radę”. – Nie, to niemożliwe! – zaprotestowała. – Jestem za bardzo przerażona i za bardzo się krępuję. Będę tylko siedziała sparaliżowana w samochodzie na parkingu. „Jak myślisz, jak długo może trwać ten stan paraliżu? – zapytałam. – Dziesięć minut, godzinę, całe popołudnie?”

To nie było pytanie podchwytliwe czy sarkastyczne. Paraliż emocjonalny trwa określony czas, potem ustępuje. Poza tym w tym przypadku nie było mowy o prawdziwej, zdiagnozowanej fobii. To był zaledwie lęk.

Sheila żachnęła się, ale ja nie odpuszczałam: „A nawet jeśli będziesz czuła lęk, wstyd, czy nawet przerażenie, to co? – powiedziałam lekkim – Po prostu to zrób. Przeżyjesz, zobaczysz. Potraktuj to jak zadanie, które ci zlecam. A potem porozmawiamy o tym, jak ci poszło”.

Mój przekaz był następujący: „Odczuwaj lęk, wstyd, paraliż, cokolwiek to będzie, ale wysiądź z samochodu i kup tę kanapkę”. Naciskałam na nią z poczuciem humoru, ale stanowczo. Zazwyczaj nie stosuję tak bezpośrednich metod wobec pacjentów, w szczególności kobiety, która już doświadczyła pogwałcenia jej prywatności. Jednak intuicja podpowiadał mi, że Sheila mnie posłucha.

I tak się stało. Na kolejnym spotkaniu wyznała, że kiedy zatrzymała się przed Subwayem, nie miała żadnych oporów, żeby wejść do środka i zamówić bułkę z grillowanym kurczakiem oraz dodatkową porcją sałaty i pomidorów. „Czego cię to doświadczenie nauczyło?” – spytałam. Być może płynęła z niego jakaś istotna nauka.

Sheila przez chwilę poważnie się zastanawiała, a potem powiedziała: „Nauczyło mnie, że nawet niespecjalnie mi smakują te ich cholerne kanapki – odparła z uśmiechem. Parę minut później dodała: – Może powinnam nauczyć się gotować”.

Postscriptum

Zastanawiasz się, czy Sheila zeszczuplała? Tak, trochę. Zrezygnowała z fast foodów i zaczęła jeść dużo bardziej świadomie. Jeden krok w kierunku zdrowszego życia (lepsza dieta) poprowadził do kolejnego (ćwiczenia). Poza tym zyskała świadomość problemów, jakie ma z samoregulacją, cechujących jakże wielu członków jej rodziny.

Zaczęła też czerpać dużo satysfakcji z przemyślanych decyzji na temat tego, co trafia na jej talerz.

Asertywność wobec rodziców i otwarte nazywanie pogwałcenia jej przestrzeni, jakiego doświadczała w dzieciństwie dały Sheili poczucie stabilniejszego gruntu i silniejszą potrzebę traktowania swojego ciała z miłością i troską. Choć rodzice nigdy nie przeprosili za swoje zachowania, przestali poruszać temat jej wagi, a ich wzajemna relacja zaczęła coraz bardziej przypominać relację między dorosłymi. Choć od ostatniego spotkania z Sheilą minęły lata, wierzę, że wciąż jest „wielkoformatową laską”, która przyciąga uwagę na parkiecie i której apetyt na życie nigdy nie maleje.

Gdzie leży rzeczywisty problem?

Czasami nie lubimy swojego wyglądu po prostu dlatego, że tego się nauczyliśmy. Normy społeczne, przekazywane przez rodzinę, internalizują się i stają częścią nas. Dominująca kultura definiuje, co jest piękne (bądź przynajmniej akceptowalne), a co nie. Jeśli dopisze nam szczęście, to znajdzie się cała rzesza silnych, zdeterminowanych ludzi, którzy te narzucone definicje zakwestionują. Nowe rozumienie piękna pozwoli zastąpić poczucie wstydu dumą.

Zdarza się jednak, że nasze odczucia względem wyglądu mają niewiele (lub nic) wspólnego z naszą fizycznością. Przyczyna naszych lęków, poczucia braku bezpieczeństwa czy stresu leży zupełnie gdzie indziej. Choć wstyd i nienawiść wobec siebie skupiają się na ciele, prawdziwe ich źródło pozostaje niewidoczne. Za każdym razem, gdy zaczynamy przywiązywać nadmierną wagę do tej czy innej części ciała bądź wyglądu, jest wielce prawdopodobne, że umyka nam coś innego, przeszłego lub obecnego, czego nie chcemy dostrzec.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Niepokój, lęk, wstyd
Autopromocja
Niepokój, lęk, wstyd Harriet Lerner Zobacz ofertę promocyjną
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze