1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Jak zdiagnozować narcyza? Pisze o tym socjolog Jarosław Gibas

Jak zdiagnozować narcyza? Pisze o tym socjolog Jarosław Gibas

Jarosław Gibas (Fot. materiały prasowe)
Jarosław Gibas (Fot. materiały prasowe)
Życie w towarzystwie narcyza ma swój koszt. Rachunek ten opłacamy stresem, zmęczeniem, energetycznym wyczerpaniem, w końcu własnym zdrowiem. Stąd tak ważne jest, aby nauczyć się przed narcyzami chronić. By to było możliwe, musimy zdobyć dwie umiejętności. Po pierwsze: w porę się zorientować, czy mamy do czynienia z narcyzem i czego możemy się po nim spodziewać. Po drugie: umieć się przed nim bronić, czyli nie pozwolić mu, by odebrał nam energię, dobre samopoczucie czy wręcz zawładnął naszym życiem. Pisze o tym w swojej książce „Narcyz. Jak nie dać się skrzywdzić i jak nie krzywdzić innych” socjolog Jarosław Gibas.

Fragment książki „Narcyz. Jak nie dać się skrzywdzić i jak nie krzywdzić innych” Jarosława Gibasa, wyd. Onepress

Diagnozowanie narcyza

Każda strategia radzenia sobie z narcyzem powinna zacząć się od uważnej, ostrożnej i możliwie najrzetelniejszej diagnozy. Mówiąc inaczej, musimy najpierw się zorientować, czy aby na pewno zachowania osoby, z którą wchodzimy w interakcje rodzinne, prywatne czy zawodowe, rzeczywiście można zakwalifikować jako narcystyczne. Niestety, nie jesteśmy w tym dosyć biegli — wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, w której ktoś mylił narcyzm z jakimś rodzajem mechanizmu obronnego, asertywnością czy też dbaniem o siebie i swój interes. Nieraz słyszałem zarzut stawiany przez jedną stronę relacji drugiej, że odmowa udziału w proponowanym przedsięwzięciu jest wyrazem jej narcystycznego egocentryzmu: „Nie chcesz iść ze mną na urodziny Wieśka i wolisz w tym czasie grać w te swoje głupie gry, to znaczy, że jesteś narcystycznym bęcwałem, który podąża tylko za czubkiem własnego nosa”. Tymczasem niechęć do urodzin Wieśka brała się z mechanizmu obronnego, ostrzegającego, że wzięcie udziału w imprezce u Wieśka skończy się solidnym negatywnym impaktem energetycznym, kłótnią i pozostawioną w systemie toksyną, która zbierze swoje żniwo.

Powyższy mechanizm może być trudny do zdiagnozowania, bo wymaga percepcji nie tylko czyichś zachowań, decyzji czy sposobu komunikacji, ale również motywacji, a tak głęboko wielu ludzi albo nie potrafi, albo też nie chce sięgać. Wolimy w tym zakresie zawierzyć temu, co nam podpowiada nasze ego, a ego zawsze z werwą wykrzykuje: „Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”. Do tego dochodzi drugi mechanizm, który ujawnia się w konfliktach nie tylko małżeńskich, ale też pojawiających się wśród znajomych czy w pracy. Otóż wycelowanie w kogoś oskarżycielskim palcem i nazwanie jego zachowań narcystycznymi, a jego samego narcyzem jest dużo łatwiejsze niż odkrycie rzeczywistych przyczyn konkretnych zachowań. Stąd tak często w oskarżeniach oraz poszukiwaniu winnych konfliktów lubimy zwalić winę na czyjeś narcystyczne zapędy.

To przecież ucina temat i załatwia sprawę, a jednocześnie nakłada na oskarżonego obowiązek udowodnienia, że narcyzem nie jest. I kończy się jak zwykle, czyli kolejną kłótnią. Dlatego właśnie tak ważna jest rozumna, racjonalna i ostrożna diagnoza, mająca na celu wykrycie, czy dane zachowanie wraz z tym, co je motywuje, pasuje do szeroko rozumianego narcyzmu, czy odpowiada któremuś z rodzajów narcyzmu (...) i strategii oraz cech narcyzów (...).

Nie chodzi o to, by wymierzać w zdiagnozowanego narcyza w naszym otoczeniu oskarżycielski palec, ale wyłącznie o to, by przygotować się do interakcji z tą osobą w taki sposób, by powstałe w jej efekcie negatywne konsekwencje były dla nas oraz dla naszej relacji z narcyzem jak najmniejsze. Jeśli wyobrazimy sobie dwóch generałów szykujących swoje armie do stoczenia ze sobą bitwy, to jasne się staje, że dużo większe szanse na zwycięstwo będzie miał ten z nich, który o swoim przeciwniku, jego strategiach, sposobie myślenia i emocjach wie najwięcej. Ten właśnie będzie dużo mniej podatny na zaskakujące zwroty akcji i ten też po stoczonej bitwie najprawdopodobniej będzie mógł ogłosić dużo mniejszą ilość strat. A że straty będą na pewno, to już przecież wiemy, prawda?

Poznanie swojego prywatnego narcyza z wszelkimi możliwymi scenariuszami jego zachowań daje nam zatem tę przewagę, że będziemy przygotowani na to, co może nas z jego strony czekać. Będziemy wiedzieli, jakie bodźce (jakie komunikaty, zachowania, sytuacje czy wydarzenia) wywołają w nim konkretną reakcję. Kiedy zaś wiemy, czego się po kimś możemy spodziewać, to jesteśmy w stanie egzystować i kierować swoim zachowaniem w taki sposób, by narcystyczne reakcje po drugiej stronie były nie tylko przewidywalne, ale też przynosiły nam najmniejsze możliwe szkody.

Podstawowym skutecznym krokiem do radzenia sobie z narcyzem jest więc możliwie najpełniejsze i najbardziej precyzyjne prześwietlenie świata jego emocji, motywacji, pragnień oraz wartości. I tutaj uwaga, bo w tym miejscu wielu ludzi popełnia katastrofalny w skutkach błąd. Kiedy już rozpoznają narcyza, upewniają się bez cienia wątpliwości, że osoba, z którą wchodzą w interakcje rodzinne, zawodowe czy jakiekolwiek inne, ma tendencje do ekspozycji cech narcystycznych czy też w ogóle jest przedstawicielem narcystycznego zaburzenia osobowości, wówczas wpadają w pułapkę spod znaku „Mam cię!”. Tę samą, w którą dają się złapać dzieciaki grające na podwórku w szukanego. Kiedy już poszukujący namierzy ukrywającego się, tak się cieszy ze swojego odkrycia, że triumfalnie wykrzykuje: „Mam cię!”, co skrywający się dzieciak sprytnie wykorzystuje, by pobiec do miejsca „zaklepywania” szybciej od poszukującego. Co z tego, że poszukujący prawidłowo namierzył ukrywającego się, skoro całą rozgrywkę przegrał?

Dokładnie ta sama pułapka skrywa się za diagnostycznym „Mam cię!”. Następuje tu upewnienie się co do tego, że mamy do czynienia z narcyzem, i… głośne oskarżenie narcyza o narcyzm. Czyli postawienie diagnozy narcyzmu narcyzowi. To duży błąd, i to z kilku powodów. Pierwszym jest syndrom jastrzębia, o którym już wcześniej wspomniałem i który pojawia się u wszystkich przedstawicieli ciemnej triady. Mają się oni za jastrzębie wśród kur. Kiedy mówimy narcyzowi, że uważamy go za narcyza, to z jego perspektywy wygląda na to, że kura poważa się kwestionować wielkość jastrzębia i wmawia mu coś najbardziej okropnego z okropnych — że jest również kurą. Rozbierzmy ten mechanizm nieco głębiej. Otóż kiedy narcyz słyszy zarzut bycia narcyzem, uznaje to za wytknięcie mu jakiegoś rodzaju niedoskonałości, którą możemy zdefiniować potocznym „coś nie tak”. Odbiera to zaś jako niedoskonałość, bo z jego perspektywy w jego zachowaniach nie ma niczego, co jest „nie tak”. Nie można mu przypisywać czegoś „nie tak”, bo to by znaczyło, że nie doceniamy jego wspaniałości, w której nie ma miejsca na „nie tak”. Narcyzm jako diagnoza w jego uszach brzmi jak zarzut zmniejszający jego wspaniałość, a zatem próba zrównania jastrzębia z kurami, i to podejmowana przez kury. To więc obelga, która wymaga zemsty. A już na pewno wywoła w narcyzie wzburzenie, które znajdzie ujście w ataku na kury. Wydaje się to paradoksalne, ale tak naprawdę jest: zarzut bycia narcyzem skierowany do narcyza jest dla niego potwarzą i świadczy według niego o niedocenieniu tego, co powinno być podziwiane, a nie deprecjonowane. Za to należy się kurom w ryj, i to bez przebaczenia.

Wspominana już wcześniej psycholog dr Deborah L. Davis wskazuje, że mówienie narcyzowi o jego narcyzmie zawsze będzie gorąco kwestionowane i zamiast zainspirować oczekiwane pozytywne zmiany, przyniesie skutek odwrotny do oczekiwanego. Nie jest to czynność, którą jakkolwiek moglibyśmy nazwać terapeutyczną dla narcyza. Raczej utrudni, a nie ułatwi już i tak ciężkie z nim przeprawy. Partnerzy czy współpracownicy narcyzów wytykający im narcyzm nie osiągną w ten sposób swojego podstawowego celu. Narcyz słyszący, że jest narcyzem, nie przebudzi się nagle z letargu, nie przejrzy na oczy i nie wykrzyknie z wdzięcznością: „A, dzięki za tę podpowiedź, już biorę się za siebie!”. Tutaj zacytujmy dr Davis: „Świadomość narcystycznych tendencji w danej osobie jest informacją wyłącznie dla twojej korzyści, umożliwiającą ci zrozumienie jej zachowania i zręczniejszą z nią interakcję”. Wtóruje jej dr Suzanne Degges-White, profesor Northern Illinois University i autorka kilku książek o radzeniu sobie z trudnymi, toksycznymi relacjami, która przekonuje, że tego typu komunikacja z narcyzem jest dużym błędem i jedynie podsyci „narcyzową wściekłość”. Twierdzi, że mówienie narcyzom, jak się zachowują i jak się zachowywać nie powinni, jest stawianiem ich przed dyrektywą innych, czyli przed czymś, czemu się z całą mocą opierają. Nie są zainteresowani perspektywą innych, bo polegają jedynie na własnej. Inni mają ich podziwiać, a nie upominać czy cokolwiek im wytykać. Ale istnieje jeszcze jedna reakcja narcyza, która przez diagnozujących partnerów, współdomowników czy współpracowników często nie jest brana pod uwagę. By ją zilustrować, posłużę się przykładem — a jakże — z życia wziętym. Otóż pamiętam przypadek pewnego narcyza, którego żona zwracała mu uwagę na narcystyczne zachowania. W końcu po kilku rozmowach wspólnie uznali, że rozwiązaniem tego problemu będzie psychoterapia, której nasz narcyz postanowił się poddać.

Prawdę powiedziawszy, kiedy o tym usłyszałem (a znałem bohatera tej opowieści od ładnych kilku lat), przecierałem oczy ze
zdumienia: czyżby jeden z największych znanych mi narcyzów, który przede mną ze swoimi narcystycznymi zapędami nawet się nie ukrywał, nagle skruszał i niczym były hultaj, a później św. Augustyn postanowił się nawrócić? I rzeczywiście nasz narcyz twardo chadzał na psychoterapię przez dobrych kilka miesięcy, aż wszyscy naokoło uznali, że po dawnym narcyzie nie ma już śladu. Cóż za cudowne zakończenie, prawda? Problem w tym, że kiedy przypadkiem spotkałem go na tzw. mieście w kilka miesięcy po terapii, jakoś nie zauważyłem, żeby poziom jego narcyzmu zmalał. Dalej uważał siebie za wzór cnót wszelakich, skarbnicę wdzięku i krynicę intelektu. Zmiana polegała jedynie na tym, że od terapii przy żonie bardziej się pilnował, a samą terapię zaliczył dla świętego spokoju, na tyle sprawnie manipulując psychoterapeutką, że nie mogła się go nachwalić przed jego żoną. Tego typu rozwiązanie, i owszem, może nieść niejaką ulgę dla związku z narcyzem, bo w końcu przestaje być tak uciążliwy jak wcześniej. Tyle że to rozwiązanie jedynie „na chwilę”, bo wystarczy mały impuls, iskierka, która spowoduje, że sprawy nie pójdą po jego myśli, by narcyzm wrócił ze zdwojoną siłą, wetując sobie całą tę narcystyczną wstrzemięźliwość w dwójnasób.

Biorąc powyższe pod uwagę, diagnozuj narcyza najstaranniej, jak tylko potrafisz, ale wynik tej diagnozy pozostaw wyłącznie dla siebie, niezależnie od tego, czy dotyczy to Twoich interakcji z narcyzem w domu, czy też w pracy. Dr Wendy Boring-Bray mówi, że w przygotowaniach do radzenia sobie z narcyzem może być wielce pomocne, kiedy zaczniemy zdawać sobie sprawę, jak często narcystyczne zachowania mają korzenie w niskiej samoocenie i lęku przed zranieniem. To sprawia, że komentarze lub działania narcyzów w naszym otoczeniu zaczniemy odbierać, przyznając im dużo mniejszą punktację w rankingu złośliwości, czy też będziemy zdolni do odbierania ich mniej osobiście. Kiedy bowiem zdobywamy wiedzę na temat narcyzmu, to wraz z tą wiedzą zdobywamy coraz większą świadomość, dlaczego narcyz zachowuje się czy też mówi w określony sposób. Wówczas odkrywamy, że często to, co odbieraliśmy jako raniące dla nas, w istocie było mechanizmem, w którego efekcie narcyz przede wszystkim starał się obronić kruchość własnej wiary w siebie. I to zrozumienie, ta świadomość w naszym radzeniu sobie z narcyzem potrafi ogromnie dużo zmienić.

„Narcyz. Jak nie dać się skrzywdzić i jak nie krzywdzić innych” Jarosława Gibasa, wyd. Onepress (Fot. materiały prasowe) „Narcyz. Jak nie dać się skrzywdzić i jak nie krzywdzić innych” Jarosława Gibasa, wyd. Onepress (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze