Dosłownie oznacza „gnicie”, co nie wzbudza zbyt pozytywnych skojarzeń. Nazwa jak nazwa – można z nią dyskutować – ale czy rzeczywiście, trochę na przekór nazwie, trend polegający na spędzaniu z łóżku całego dnia, a nawet weekendu, tylko jedząc, drzemiąc, ewentualnie zerkając w telefon czy telewizor, może być formą radykalnego dbania o siebie, jak twierdzą ci, którzy go wymyślili i namiętnie polecają? Wątpliwości jest co najmniej kilka.
TikTok nie od dziś jest wylęgarnią trendów, wśród których wiele nie tylko nikomu nie służy, ale może wręcz szkodzić. „Bed rotting” zawitał na nim w 2023 roku i – co mało zaskakujące – zyskał sporą rzeszę fanów, przede wszystkim z generacji Z. Leniwy dzień spędzony w pościeli, bez pośpiechu, przymusu jakiejkolwiek produktywności, bez patrzenia na zegarek i odhaczania kolejnych zadań z listy, bez ciśnienia na działanie czy kreatywność, brzmi faktycznie jak marzenie. Nie ma zasad określających, co należy czy warto robić - robisz, co ci się podoba, przy czym nie chodzi tu o sen czy uprawianie seksu, bo nie temu bed rotting służy. Możesz po prostu zawinąć się w koc jak w bezpieczny kokonik, gapić się w sufit, przeglądać media społecznościowe, zajadać się lodami, oglądać głupie filmiki na YouTube obłożona kotami. Plan, który jest trochę brakiem planu, zależy wyłącznie od twoich upodobań i wyobraźni, bo każdy „gnije” tak, jak lubi.
Z założenia bed rotting ma być radykalną formą zadbania o siebie w rozpędzonych czasach, skrajną postacią self-care. To trochę pokazanie środkowego palca wymogom rzeczywistości, która zmusza nas na co dzień do działania ponad siły. Na TikToku jest promowane jako najlepsza z możliwych odpowiedź na zagłuszane w codziennej krzątaninie potrzeby ciała i umysłu. „Dziś nie musisz robić nic prócz przewracania się z boku na bok w pościeli od rana do wieczora” – to sposób na regenerację totalną, na zwolnienie prędkości niemal do zera, na naładowanie baterii, na reset doskonały. Ci, który się na niego zdecydują, zdaniem entuzjastów bed rottingu wcale nie są leniuchami – po prostu uprawiają zdrową dystrybucję energii i są świadomi swoich potrzeb, i fizycznych, i psychicznych. Jak każdy medal, i ten ma jednak dwie strony. Najważniejsze jest to, jaką masz motywację do zalegania w łóżku, bo to przede wszystkim od niej zależy, czy bed rotting przyniesie ci więcej szkody, czy pożytku, a także, czy masz nad tym kontrolę.
Kiedy ostatnio nie robiłaś nic? No właśnie... Zawsze robimy „coś” i za bardzo już nie umiemy w nicnierobienie. Celeste Headlee w książce „Nie rób nic” pisze: „Wiem, że można bać się zdjąć nogę z gazu, ale zaufaj mi, dzięki temu jazda będzie dużo przyjemniejsza (...) Doskonalenie się we wszystkim, co robimy, może czasem utrudniać rozwój. Przestań stawać się inny i przez chwilę po prostu bądź”. Jeśli spędzenie całego dnia w łóżku z własnej woli i z własnego wyboru miałoby być formą po prostu bycia – zwolnienia, odcięcia się od pędu i stresorów, uspokojenia myśli – mnóstwo w nim plusów. Wylegiwanie się bez poczucia winy może być doskonałą formą prawdziwego relaksu. Koląco działa na ciało, daje mu czas na spokojny oddech, zwłaszcza jeśli na co dzień funkcjonujesz w zadyszce. Taki leniwy reset raz na jakiś czas może być profilaktyką wypalenia zawodowego i faktycznie pomóc złapać nie tylko zdrowy dystans do obowiązków, ale i uzupełnić rezerwy paliwa.
Czytaj także: Odpoczynek należy się każdemu. O tym, jak wolny czas spędzają Polacy, rozmawiamy z dr Ewą Jarczewską-Gerc
Ważna uwaga jest jednak taka, że każdy człowiek jest inny i to, co jednemu zapewnia uczucie błogostanu, kojącego rozleniwienia, dla innej osoby będzie jak... kara i największa męczarnia. Gdybyś powiedziała koleżankom w pracy, że oto zamierzasz cały następny dzień, który masz wolny, spędzić w piżamie, wylegując się w łóżku, tylko z przerwami na siku i wycieczki do lodówki, najpewniej większość westchnęłaby: „Och, jak zazdroszczę, marzy mi się taki dzień...”. Tyle tylko, że sporo osób, które deklarują chęć takiej formy resetu na etapie fantazji, w realu przyłapałoby się na tym, że to dla nich... nie do zniesienia! Bed rotting dla jednych będzie spełnieniem marzeń, dla innych okaże się zupełnie nierelaksujący, męczący nawet bardziej niż codzienna pogoń za wszystkim. To trzeba po prostu sprawdzić. Kusi cię taka laba? Zrób test i zobacz, jak będziesz się czuć po całym dniu zalegania w pieleszach. Dobrze ci to zrobiło, poczułaś spokój, a następnego dnia więcej energii? Świetnie, możesz zatem powtarzać dni łóżkowego leniucha co jakiś rozsądny czas. Równie dobrze może się jednak okazać, że kiszenie się w łóżku wcale nie jest twoim sposobem na relaks, a zmuszanie się do tego jest kompletnie bez sensu!
Czytaj także: Wolny czas – niech to będzie przestrzeń, którą urządzisz, jak chcesz
Bed rottingu nie należy mylić ze stanem zniechęcenia i niemocy, który często towarzyszy depresji. Ważna różnica jest taka, że w tym pierwszym przypadku zalegasz w łóżku dlatego, że tak chcesz, tak postanowiłaś, bo zwyczajnie masz na to ochotę. W drugiej sytuacji bywa konsekwencją zmagań ze zdrowiem psychicznym, a nie wyborem. A jeśli coś nie jest wyborem, nie może być aktem samoopieki. Osoby cierpiące na depresję kliniczną lub doświadczające lęku mogą uznać „gnicie w łóżku” za dobre rozwiązanie, bo wymagające niewiele energii, której w tym stanie im brak, podobnie jak zainteresowania wieloma czynnościami, które kiedyś wzbudzały entuzjazm. W takiej sytuacji jednak bed rotting nie będzie łagodził objawów, a może je wręcz nasilić. Jeśli ktoś ma skłonność do myślenia depresyjnego, nawet jeśli nie ma jeszcze diagnozy potwierdzającej chorobę, może myśleć o sobie, że jest niewiele wart, do niczego się nie nadaje, nie robi niczego wartościowego w swoim życiu. Choć tego typu przekonania oczywiście w znakomitej większości są fałszywe, cały dzień spędzony bezproduktywnie może zostać zinterpretowany jako twardy dowód na ich prawdziwość. „Nic, tylko leżę w łóżku, jestem do niczego” – taki może być efekt. Ograniczanie aktywności fizycznej w tym stanie nie tylko nie pomaga, ale może wręcz nasilać cykl depresji i lęku.
Wiele zależy także od tego, kiedy zarządzisz sobie łóżkowy reset. Jeśli to będzie dzień po intensywnym tygodniu, taki zasłużony odpoczynek – świetnie. Ale jeśli w poniedziałek rano przy kawie zerkniesz na skrzynkę mailową i aż cię zamuruje od ilości maili i wszelkiej maści asap-ów i w reakcji na to zamkniesz laptopa z hukiem, po czym zwiniesz się w koc i postanowisz to przeczekać w swoim domowym kokoniku, niewiele zyskasz. Owszem, odroczysz o ten jeden dzień załatwianie tych wszystkich pilnych spraw, ale po pierwsze – to forma ucieczki, a nie relaksu, więc na prawdziwą regenerację raczej nie ma co liczyć, a po drugie – odwleczone sprawy to sprawy nadal niezałatwione, jest więc spore ryzyko, że się nawarstwią, skumulują, i już we wtorek uderzą w ciebie z siłą tsunami. To nie jest dobry plan...
Nawet najprzyjemniejsza rzecz w nadmiarze zaczyna szkodzić. Fundowanie sobie bed rottingu zbyt często raczej się zemści. Po pierwsze, zawsze jest szansa, że za bardzo ci się to spodoba. Za jakiś czas może się okazać, że to twoja ulubiona forma spędzania każdego wolnego dnia, lepsza niż spacery, joga, a nawet kąpiel czy książka. Wcale nie jest tak trudno wprowadzić do swojego życia szkodliwą rutynę, za to dużo trudniej się z nią pożegnać.
Czytaj także: Kokonizm – zdrowy element self-care czy niebezpieczna izolacja?
Zalegiwanie w łóżku ma i tę wadę, a na pewno mały minus, że może doprowadzić do zaburzeń snu. Dobrze, gdy twój mózg i twoje ciało kojarzą sypialnię z faktycznym snem. Łóżko powinno być sygnałem do przełączenia się z trybu czuwania w tryb odpoczynku. Jeśli leżysz w nim cały dzień, wieczorem organizm może być zdezorientowany, a ty możesz mieć kłopot z zaśnięciem. Jeden dzień spędzony w ten sposób nie powinien mieć wpływu na rytm dobowy, ale zbyt częste praktykowanie bed rottingu już raczej na niego wpłynie. Nie bez powodu eksperci zalecają, by nie używać łóżka do leżenia, oglądania telewizji, przeglądania Internetu, pisania SMS-ów, rozmawiania przez telefon, a nawet czytania – czyli wszystkich tych czynności, które do bed rottingu pasują jak ulał. Co więc w zamian? Lepiej „pognić sobie” na kanapie, a nie na łóżku, które służy do spania – o ile oczywiście masz taką możliwość.
Choć bed rotting wydaje się łatwy i kuszący, gdy przyjrzeć mu się bliżej, staje się ryzykowny. Może więc zamiast faktycznie spędzić cały dzień w pidżamie, wgapiając się w Instagrama, lepiej postawić na ten trend, ale w wersji „light”: zalogować się w dresie na kanapie i przez kilka godzin posłuchać ulubionego podcastu, drapiąc psa za uchem, ale potem ruszyć z nim na długi spacer? Ruch i światło dzienne to te elementy relaksu, z którymi nie ma sensu dyskutować.