Znaleźć swoje sposoby na wewnętrzny spokój to jedno. Drugie to żyć z neurozami innych, nie zarażając się nimi. A że żyjemy w bardzo stresogennych czasach, trudno nie poddać się ogólnie dominującej frustracji, zwłaszcza jeśli mieszkamy z neurotykiem pod jednym dachem.
Według Rafaela Santandreu, hiszpańskiego psychologa, najlepsze strategie wobec bliskiego, który dramatyzuje, to miłość, humor i surrealizm.
Najpierw miłość. Wyobraź sobie, że twoja mama zawodzi, że już dłużej nie może znieść tego, iż w domu nikt nie liczy się z jej zdaniem (co jest oczywiście grubą przesadą). Ona sama w głębi duszy tak nie myśli, poniosło ją jednak i używa nieracjonalnych argumentów. Co możesz zrobić? Odpowiedzieć jej miłością, pocałować, przypomnieć, jak bardzo ją kochasz, z uczuciem nalegać, aż się uspokoi. Wyrazy miłości są antidotum na szaleństwo dramatyzowania.
Jak wykorzystać dowcip? Siostra zaczyna snuć czarne scenariusze swojej zawodowej przyszłości? Santandreu radzi, by zacząć wtedy mówić z obcym akcentem albo podśpiewywać, by zademonstrować, że żartujemy, na przykład: „Ada, to nie wypada. Tak być nie może, trudna rada”.
Podobną bronią jest surrealizm, czyli odpowiedź niemająca nic wspólnego z tematem rozmowy, jakbyś nagle straciła rozum. To broń najskuteczniejsza, bo pozwala bliskiemu spojrzeć na swój problem z dystansu i zauważyć jego absurdalność. Przykład? Pewna mama na dramatyzowanie nastoletniej córki, która rozpaczała, że nie ma co na siebie włożyć do szkoły, ze spokojem opowiedziała: „Ja bym wybrała banana i założyła go sobie na głowę, moje dziecko”. Zaskoczona dziewczynka zaczęła się śmiać i nakładać na siebie wszystko, co akurat miała pod ręką, aż zrozumiała, że nie ma sensu tak bardzo się przejmować konsekwencjami tego, co założy.