1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Benching - gdy jesteś dla niego tylko jedną z opcji

Benching - gdy jesteś dla niego tylko jedną z opcji

Benching jest jak żonglerka. W rękach kuglarza jesteś - niczym piłeczka - tylko jedną z wielu opcji, dopóki nie powiesz: dość (Fot. Orla/Getty Images)
Benching jest jak żonglerka. W rękach kuglarza jesteś - niczym piłeczka - tylko jedną z wielu opcji, dopóki nie powiesz: dość (Fot. Orla/Getty Images)
Podtrzymuje kontakt z tobą tylko na wypadek, gdyby wysypały mu się ciekawsze scenariusze. Twoim zadaniem jest być w gotowości i wkroczyć na scenę romantycznych zdarzeń, gdy taki otrzymasz sygnał. Może się to jednak nigdy nie wydarzyć, a jeśli w porę się nie zorientujesz, że padasz ofiarą tej wyrafinowanej randkowej manipulacji, utkniesz na ławce rezerwowych na długo...

Marzeniem każdego zawodnika, który zajmuje miejsce na ławce rezerwowych, jest doczekać dnia, w którym wreszcie zostanie zaproszony na boisko. Ma nadzieję, że pokaże wówczas, na co go stać, dostanie swoją szansę. Pytanie brzmi tylko: ile można czekać? Gdyby tę metaforę przenieść na grunt związków romantycznych, nasuwa się kolejne: czy rzeczywiście jest na co? Czy czas, w którym dostajesz ewidentne sygnały, że jesteś tą drugą (albo trzecią, czwartą czy piątą) na liście kandydatek do ciekawego spędzania czasu i robienia tych wszystkich rzeczy, które robią zainteresowani sobą ludzie, a jednak nadal żywisz nadzieję, że awansujesz na pierwszą pozycję, nie jest przypadkiem czasem zmarnowanym?

Pojawia się i znika

Benching to niechlubny randkowy trend, który ma już swoją historię i - jak wiele innych - doczekał się hasztaga na TikToku. Modelowa sytuacja pokazująca, jak działa mechanizm tej randkowej manipulacji, mogłaby wyglądać tak: poznajesz go w aplikacji randkowej. Iskrzy. Czujesz, że macie mnóstwo wspólnych tematów, rozmowy dzieją się niemal same - coś was łączy. Wydaje się, że jesteś dla niego interesująca, że to relacja z potencjałem. Piszecie do siebie niemal bez przerwy, zaczynasz czuć, że jesteś ważną częścią jego codzienności. W pewnym momencie zaczyna się jednak dziać coś niepokojącego. Odpisuje z opóźnieniem albo - nie odpisuje wcale. Znika, ale tylko na jakiś czas, jakby nastąpiła nieoczekiwana przerwa w dostawie prądu. Po jakimś czasie jednak wraca i jak gdyby nigdy nic zagaja: „i jak tam w pracy?”. Albo wysyła ci znienacka słodką fotkę swojego pieska szalejącego z patykiem na łące z dopiskiem „mój kochany urwis cię pozdrawia”, co sprawia, że mięknie ci serce i oczywiście odpisujesz, jaki z niego słodziak. No cóż, w zasadzie nic takiego się nie stało - pewnie był zajęty, wszyscy dziś żyjemy w pędzie - myślisz. Ale przecież w końcu się odezwał, więc nadal jesteś dla niego ważna. Znów jest w porządku, znów czujesz, że jest ci bliski, gawędzicie sobie w najlepsze, a potem scenariusz się powtarza. Kilka dni kompletnej ciszy, by po niej nastąpił kolejny powrót pozornie zwyczajnym: „i co tam u ciebie?”.

Nie bez powodu benching jest nazywany również „amortyzowaniem”. Tym, co odróżnia go od ghostingu, czyli nagłego znikania bez słowa wyjaśnienia, są właśnie ciągłe miękkie powroty. Jesteś wprawdzie porzucana, ale tylko na jakiś czas. On nie przepada jak kamień w wodę, jedynie pojawia się i znika - i tak w kółko. Tylko dlaczego to robi?

Czytaj także: Ghosting jest straszny, bo pokazuje brak kultury i szacunku. Jak zakończyć znajomość w uprzejmy sposób?

Czasem to po prostu sposób na to, by podbudować swoje ego i poczucie własnej wartości. Zainteresowanie ze strony wielu kandydatek czy kandydatów mile łechce, pozwala poczuć się rozchwytywanym, pożądanym, atrakcyjnym. Taka strategia jest przy okazji niskokosztowa. Badanie z 2020 roku wykazało, że media społecznościowe i aplikacje randkowe sprzyjają benchingowi, ponieważ ułatwiają kontakt z wieloma partnerami, dając im wszystkim okruchy uczuć przy minimalnym wysiłku. Ot, oszczędna dystrybucja energii przy całkiem sporym zysku. Możliwą banalną przyczyną takich zagrywek jest zabieganie i brak czasu, które tłumaczą urywany kontakt, a poważniejszą - brak emocjonalnej gotowości do budowania relacji. Benching daje namiastkę bliskości, pozwala poczuć, że na gruncie romantycznym coś jednak się dzieje, ale bez konieczności wchodzenia głębiej, bez ryzyka, odpowiedzialności. Ślizganie się po relacjach pozwala oszukać samego siebie, a często także poczuć się mniej samotnym. Często jednak przyczyna jest jeszcze inna - to po prostu nieumiejętność dokonania wyboru wśród milionów dostępnych opcji, które w czasach randkowania online wydają się pączkować jak drożdże i nigdy się nie kończą.

Czytaj także: Unikający styl przywiązania – „Tylko nie podchodź za blisko!”

Strategia w świecie nadmiaru

Gdy ty toniesz w domysłach, zastanawiasz się nad własną atrakcyjnością (a bardziej precyzyjnie: zaczynasz w nią wątpić), czujesz jednocześnie żal i frustrację, on... na spokojnie rozgrywa swoją grę. Taktycznie i - co ważne - na kilku frontach. Bo najczęściej prócz konwersacji z tobą, jest zaangażowany także w rozmowy z Beatą, Kaśką, Justyną, a jeśli działa z rozmachem - z Moniką i Olą też. Wszystkie jesteście dla niego ciekawe! Trudny ma biedak wybór, osiołkowi w żłoby dano... Tym osiołkiem równie dobrze może być kobieta - bo w benchingu płeć nie ma większego znaczenia. W dobie aplikacji randkowych obie płcie rozgrywają te mecze podobnie - grając na zwłokę. Wcale niekoniecznie nie jesteś dla niego interesująca. Gdyby tak było, najpewniej po prostu uciąłby tę znajomość krótkim chirurgicznym cięciem i byłoby po sprawie. Otóż jakoś go ciekawisz, jednak nie na tyle, by się w cokolwiek zaangażować. Dobrze jednak mieć cię w zapasie. Bo może Kaśka okaże się pustą lalą, Beata pozbawioną poczucia humoru sztywniarą, a Monika zwyczajnie go znudzi. Wtedy wróci do ciebie, bo jednak jakiś potencjał w sobie masz.

Ten stan przytłoczenia zbyt wieloma możliwościami doskonale opisuje socjolog prof. Tomasz Szlendak w książce „Miłość nie istnieje: „(...) aplikacje uniemożliwiają wybór za sprawą nadmiaru dostępnych opcji. (...) W pierwszym kontakcie z aplikacją świat wydaje się wypełniony atrakcyjnymi istotami. Całe mrowie użytkowników wygląda na miłych. Takich, którzy codziennie machają hantlami albo bez zadyszki kończą półmaratony. Takich, które uwielbiają poznawać nowe smaki w nowych restauracjach. (...) No i rzecz jasna takich, którzy podzielają nasze przekonania, a równocześnie trafiają w nasze erotyczne gusta. To jednak tylko pozór. Internet za sprawą konsumpcyjnych przyzwyczajeń maksymalizuje nasze oczekiwaniawobec potencjalnych partnerów. Skoro szukasz w nim najlepszej restauracji w pobliżu Zalewu Zegrzyńskiego, najładniejszego żółtego czajnika czy najpiękniejszych czarno-białych płytek do łazienki i nie zadowalasz się pierwszą propozycją, która wyskoczy w wynikach wyszukiwania, to nie zdecydujesz się też na pierwszego lepszego czy pierwszą lepszą do pary. Nikt nie zadowoli się takim sobie partnerem czy jako taką partnerką. Poszukujemy opcji możliwie najdoskonalszych. To powoduje, że procedura wyboru może się nigdy nie zakończyć.”

Czytaj także: Tinder – psychologiczna instrukcja obsługi. Jak z niego korzystać, by uniknąć złamanego serca?

Kilka sygnałów, że jesteś rezerwową

Jednym z sygnałów, że ktoś cię trzyma w zapasie, jest brak konsekwencji w proponowaniu spotkań i kolejnych etapów znajomości. To, że w którymś momencie napomknie „to może jakaś kawa?”, nie oznacza, że już za kilka dni będziesz się rozkoszować pianką z cappucino w jego towarzystwie. Nic podobnego. Jest spora szansa, że przez kolejnych kilka dni w ogóle nie wróci do tej luźno rzuconej propozycji, tak jakby ta w ogóle nie padła. No cóż, ty przecież poczekasz, głupio tak na kogoś naciskać, prawda?

Wasze rozmowy nie mają stałego rytmu. W zasadzie to nie znasz dnia ani godziny, gdy on się odezwie. Rytm jego dnia i tygodnia wydaje się jedną wielką niewiadomą. Sprawia wrażenie, jakby pracował w służbach specjalnych. Tajemniczy gość, pomyślisz, taki nieodgadniony, podczas gdy nieodgadniony będzie w najlepsze sprawdzał, co tam słychać u innych kandydatek. Jeśli zaproponuje spotkanie, to najczęściej o dziwacznej porze, znienacka albo w ogóle za chwilę. To nie będzie jednak oznaka jego spontaniczności, a znak, że ktoś inny właśnie go wystawił, więc sięga po ciebie jak po zapasowe koło po złapaniu gumy. Twoim zadaniem jest po prostu wypełnić wolny slot w jego harmonogramie.

Możesz mieć generalne poczucie, że to ty: wykazujesz zainteresowanie, zabiegasz, pytasz o jego życie, inicjujesz komunikację. Z drugiej strony jest tego znacznie mniej. W tak rozgrywanej relacji nie ma co liczyć na płynność konwersacji. Sytuacja „bez odbioru” jest tu nagminna. Może się więc okazać, że na zadane pytanie: „Naprawdę tak cię kręci czeska literatura?”, dostaniesz odpowiedź kilka dni później. Dowiesz się, że Hrabal to jego mistrz, bez słowa wyjaśnienia, dlaczego napisanie tego jednego zdania zajęło mu niemal tydzień.

Jeśli wasza znajomość przeniosła się do realu, to nie oznacza końca praktyk benchingowych. Jedną z typowych jest seks bez zobowiązań, dla zabawy, raz na jakiś czas, przy minimalnym lub zerowym zaangażowaniu emocjonalnym. Planowanie erotycznych randek raczej się nie powiedzie, bo on nie wie, czy i kiedy będzie mógł, a nie chciałby cię zawieść... Emocjonalnie będziesz mu za to potrzebna, gdy będzie miał trudny czas. Jako pocieszycielka poczujesz się oczywiście potrzebna i doceniona, ale gdy uda mu się już wyjść z zakrętu życiowego, znów się zdystansuje. Gdy ty będziesz mieć kiepski moment, być może cię wesprze, ale o kilka dni za późno - akurat nie miał czasu. Twój poniedziałkowy smutek rozmasuje, ale dopiero w czwartek. Zajęty był.

Tak naprawdę benching jest po prostu współczesną wersją tego, co nasze babcie nazywałyby zwodzeniem kogoś albo - wodzeniem go za nos. W erze smartfonów stało się to banalnie proste i bezproblemowe. Nie trzeba już od razu spotykać się w realu, zabierać kogoś na lunch czy do kina - można niemal w nieskończoność przeciągać internetową znajomość na własnych zasadach i wcale nie czuć się źle, trzymając kogoś w stanie permanentnej niepewności. To tak jakby bez końca wciskać pauzę i w ten sposób grać na zwłokę, dawać sobie czas na podjęcie ostatecznej decyzji, co oczywiście może nigdy nie nastąpić, bo dla niektórych benching jest strategią długoterminową. Kuszącą jeszcze bardziej, że w zasadzie bezpieczną. Co można komuś takiemu zarzucić, gdy (co czasem jednak się zdarza) spotka się go przypadkiem na ulicy? W zasadzie niewiele... Nie zniknął, nie porzucił podle, nie bardzo jest się czego czepić. I właśnie tę zaletę benchingu doceniają ci, którzy są jego fanami - fakt, że daje możliwość wiarygodnego zaprzeczenia: „Nic złego ci nie zrobiłem i tej wersji będę się trzymał”.

Cała zabawa polega na tym, by tego „niczego złego” nie dać zrobić sobie. Skoro w obliczu nadmiaru niektórzy wyraźnie nim przygnieceni, ratując się, muszą żonglować wieloma partnerami, w takiej żonglerce ty jesteś tylko jedną z wielu piłeczek. I będziesz tak latać przerzucana nad czyjąś skołowaną głową, dopóki się nie zorientujesz i nie powiesz: dość. Za wieczne przesiadywanie na ławce rezerwowych płaci się wysoką cenę. Takie zachowanie wywołuje ogromną dezorientację. W zasadzie już nie wiesz, co się dzieje: jesteś dla niego ważna czy nie? Zależy mu, czy ci się tylko wydawało? Kim dla niego jesteś, skoro codziennie się nad tym zastanawiasz? To zagubienie może zaowocować spadkiem poczucia własnej wartości, a co najmniej zakwestionowaniem go. Skoro ktoś cię zwyczajnie olewa, może problem tkwi w tobie? Jesteś za nudna, za mało atrakcyjna, za kiepska w rozmowy, za... Niedaleko stąd do poczucia winy na chwiejny charakter tej relacji. Bo może to ty nie byłaś wystarczająco uważna, zainteresowana, zaangażowana? Może sobie na to zasłużyłaś? Dobrze wyłapać pierwsze sygnały, że ktoś gra z tobą w kotka i myszkę, zanim ta zabawa rozkręci się na całego. Bo ona bywa zabawna - ale tylko dla jednej ze stron.

Wykorzystane źródło: Tomasz Szlendak, „Miłość nie istnieje”, wyd. Znak Literanova, Kraków 2025

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE