Coś nie działa? Pora się rozstać. Zmieniamy partnera jak model komórki, który już nie spełnia naszych oczekiwań. Według danych GUS ponad połowa 20-latków deklaruje, że nigdy nie weźmie ślubu. Dlaczego tak ciężko wytrwać nam w związkach?
Nie chcę brać udziału w tej damsko-męskiej grze, kto (jaka płeć) skrzywdził kogo bardziej, czy chciałyśmy iść do pracy, by nie liczyć na mężczyzn, czy nie mogłyśmy liczyć na mężczyzn, więc poszłyśmy do pracy. Prawda jednak jest taka, że dopóki nie miałyśmy praw, związki rozpadały się rzadziej. Zależność ekonomiczna od mężczyzny z pewnością sprzyjała stałości małżeńskiej, ale już nie wchodzi w grę – każda lub prawie każda z nas, jeśli tylko chce, ma wykształcenie i zawód, a co za tym idzie, wolność ekonomiczną i moc decydowania o sobie. Same możemy wybierać partnerów, mało tego – uznano nasze prawo do czerpania przyjemności z seksu! Zatem nie zrezygnujemy już z niczego.
Jeszcze do czasów II wojny światowej przy mężu trzymała nas nie tylko kościelna przysięga i ekonomiczna zależność, ale też osąd społeczny. Dziś w większych miejscowościach i wielkich miastach rozwódek nikt już palcem nie wskazuje, więc czy rozpadające się związki to nasza wina? – Historycznie małżeństwo to alians rodzin – przekonuje prof. Bogdan Wojciszke. – Przynajmniej połowa ludzkości nadal żyje w związkach aranżowanych. Tak jest w Chinach, w znacznej większości Indii, w niemalże wszystkich krajach muzułmańskich. W Chinach bardzo podejrzliwie się patrzy na małżeństwa z miłości. Uznawane jest to za niezdrowe, niemądre. I coś jest na rzeczy. Bo to rzadkość kulturowa, żeby decyzja należała tylko do młodych. Jesteśmy zupełnie niezwykłą kulturą pod tym względem. I nie ulega wątpliwości, że małżeństwo z miłości jest główną przyczyną nietrwałości tej instytucji w naszej kulturze. To plus emancypacja kobiet. Można pozwolić sobie na to, żeby żyć oddzielnie.
Ludzie rozwodzą się też dlatego, że szukają szczęścia, a dzisiejsze czasy można nazwać wręcz dyktaturą szczęścia. – Zarówno początek, jak i koniec małżeństwa mają tę samą przyczynę – maksymalizację szczęścia – zauważa prof. Bogdan Wojciszke. – Połowa małżeństw kończy się rozstaniem (tak jest np. w USA), radykalnie zmieniła się struktura rodziny, koszty emocjonalne odwrócenia tego zjawiska byłyby niewyobrażalne. Bo dlaczego ludzie mieliby płacić taką cenę? – pyta prof. Wojciszke.
Ludzie z mocy decydowania o sobie nie zrezygnują, z niezależności ekonomicznej także nie, nie zrezygnują również z możliwości dostępu do wielu – a nie jednego – seksualnych partnerów… Ale być może ekonomia zmusi nas do tego, żeby zmienić zdanie? By w niepewnych czasach postawić jednak na coś bardziej pewnego?
W dobie kryzysu bardzo trudno jest utrzymać się samemu, więc ludziom znowu potrzebne będą alianse, związki, deklaracje. Poza tym trend rozwodowy jest bardzo niekorzystny nie tylko dla rodzin (zwłaszcza dzieci) – ale i dla gospodarek państw, bo to na karb państwa (czyli de facto wszystkich obywateli) spadła rola dostarczyciela dóbr i opiekuna rodzin – podatnicy dopłacają matkom samotnie wychowującym dzieci, ale dopłacają także rodzinom za narodziny kolejnych dzieci.
Gdy zanikają dwa z trzech elementów miłości – czyli namiętność i intymność – zostaje jeszcze trzeci składnik: zobowiązanie. Może być ono, jak mówi prof. Bogdan Wojciszke, najtrwalszym albo najsłabszym ogniwem w naszym związku. – Zobowiązanie to podejmowane przez człowieka decyzje i wysiłki mające na celu przekształcenie relacji z partnerem w trwały związek bądź chroniące związek przed rozpadem i podtrzymujące go w możliwie dobrej kondycji. Zobowiązanie jest najbardziej podatne na świadomą kontrolę partnerów, co stanowi o jego sile, jak i słabości. O sile, bowiem związek może trwać tylko dzięki zobowiązaniu, nawet gdy już dawno zanikły wszelkie ślady po namiętności i intymności. O słabości, bowiem zobowiązanie można wycofać w trybie natychmiastowym. Po prostu pewnego wtorku możemy powiedzieć sobie: „Nie, tak dalej być nie może, dość tego zaciskania zębów” i ogłosić w środę partnerowi, że to już koniec – wyjaśnia prof. Wojciszke.
Ale to zobowiązanie – z którego dziś tak łatwo rezygnujemy, bo jest trudne – stanowi o trwałości relacji. Miłość w trakcie związku wciąż się zmienia – taka jest jej dynamika. My też przecież z wiekiem się zmieniamy. – Zobowiązanie jest czymś stabilnym i pewnie to ono, w jakimś sensie, czyni nas ludźmi – uważa prof. Bogdan Wojciszke – ponieważ kontynuujemy linię działania nawet wtedy, kiedy to nie przynosi krótkotrwałych, natychmiastowych korzyści, ale kiedy to się bilansuje w taki sposób, że w dłuższej perspektywie więcej jest zysków niż strat.