W piątek na platformie HBO ukazał się ostatni odcinek trzeciego sezonu „And Just Like That” („I tak po prostu”). Całkiem niedawno, bo dwa tygodnie temu, ogłoszono, że będzie to ostateczny finał legendarnego serialu. Choć kontynuacja „Seksu w wielkim mieście” spotkała się z ogromną krytyką, głównie ze strony fanek dawnej serii, i tak w sieci pojawiły się głosy zawodu. „O nie! Serial, którego nienawidzę się kończy!” – głosił jeden z popularniejszych komentarzy. Co o takim odbiorze swojego serialu myśli Sarah Jessica Parker? Jej słowa mogą być rozczarowaniem dla najwierniejszych fanów.
Określenie „hate watching” w kontekście „And Just Like That” pojawia się wyjątkowo często. Okazało się, że mnóstwo kobiet, które w są wielkimi fankami oryginalnego „Seksu w wielkim mieście", ogląda kontynuację słynnego show z nienawiścią - a jednocześnie zaciekawieniem. A może wcale nie chodzi tu o ciekawość? Może po prostu kieruje nami (bo autorka tego artykułu również uwielbia stare sezony) sentyment do dawnych bohaterek, w których desperacko pragniemy dostrzec choćby cień ich wersji sprzed 25 lat?
Mówiąc w swoim imieniu: choć z cierpliwością przebrnęłam przez 3 nudne sezony „AJLT” pełne niedorzecznych i irytujących wątków, nigdy nie spotkałam w nich „starych” Carrie, Mirandy i Charlotte. Postaci, które znam z oryginalnego show, wciąż nie mają czterdziestki i żyją w 2004 roku. Te, które oglądałam w „I tak po prostu”, odziedziczyły ich fizjonomię – ale osobowościowo i charakterologicznie są kimś z zupełnie innego uniwersum.
I jasne, że ludzie z wiekiem się zmieniają. Nie można było oczekiwać, że 25 lat później te same bohaterki będą w ten sam sposób komentować przy kawie swoje seksualne przygody z ubiegłej nocy. Ale w „And Just Like That” postanowiono pozbawić trzy przyjaciółki wszystkiego, za co je uwielbiałyśmy i co stanowiło rdzeń ich osobowości. Carrie z wyluzowanej, beztroskiej cool girl zamieniła się w zblazowaną i pretensjonalną damulkę z dwupoziomowego apartamentu przy Gramercy Park West. Jej stylizacje z najnowszej serii to było zbyt wiele nawet jak na nowojorską ikonę mody. Dawna Carrie nosiła swoje wybory modowe ze swobodą i naturalnością, nawet jeśli były ekscentryczne. Dla obecnej każdy spacer po Manhattanie jest jak parada przed fotoreporterami na Met Gali: sztuczna, wystudiowana i obliczona na efekt.
Miranda z sarkastycznej, cynicznej, a przy tym bardzo niezależnej kobiety sukcesu zamieniła się w people pleaserkę żebrającą o najmniejszy przejaw zainteresowania ze strony swoich kolejnych dziewczyn. Dla Che chciała zostawić Nowy Jork i zacząć nowe życie w Los Angeles. Dla swojej najnowszej partnerki i jej psów, zostawiła Carrie samą z organizacją kolacji na Święto Dziękczynienia. Zirytowała się nawet tym, że zostanie babcią, bo jej nowa dziewczyna nie lubi dzieci. Czy istnieje większy dowód na to, że Miranda całkowicie straciła godność i poczucie własnej wartości?
I wreszcie Charlotte – w jej przypadku charakter nie zmienił się aż tak bardzo, za to wątki, w które ją oglądaliśmy, były tak przeraźliwie nudne, że nikt nawet nie zauważyłby zniknięcia tej postaci. W przeciwieństwie do nieobecności Samanthy, której brak mocno odbił się na jakości show. Kim Cattrall, odmawiając udziału w „And Just Like That”, najwyraźniej wiedziała, że to nie ma prawa się udać.
A sam finał serialu? To temat na zupełnie oddzielny artykuł. Był to odcinek tak zły i groteskowy, że sprowadza hańbę na całe dziedzictwo „Seksu w wielkim mieście”. Osobiście już zawsze będzie mi się kojarzył z biednym Victorem Garberem i jego przerażoną miną, gdy widzi wypływającą zawartość toalety Mirandy... Czy to wydarzyło się naprawdę? Wciąż trudno mi uwierzyć.
W rozmowie z gazetą „The Times” odtwórczyni roli Carrie Bradshaw, Sarah Jessica Parker, musiała zmierzyć się z pytaniem o hate watching jej serialu. Dziennikarka spytała ją wprost: czy rozumie, skąd biorą się krytyczne głosy? Mimo wielu dobrze uargumentowanych recenzji, których autorzy wyliczają, co poszło nie tak w „And Just Like That” – Parker zdaje się mało rozumieć. A nawet ignorować negatywne opinie.
– Nie sądzę, żebym miała w sobie dość siły, aby spędzać czas na rozmyślaniach o tym. Zawsze bardzo ciężko pracowaliśmy, żeby opowiadać historie, które były ciekawe i prawdziwe. Myślę, że tak naprawdę mnie to nie obchodzi. A powodem, dla którego mnie to nie obchodzi, jest fakt, że serial odniósł ogromny sukces, a więzi, jakie stworzył z widzami, były naprawdę znaczące – stwierdziła Parker.
Serial, który odniósł tak duży sukces, niespodziewanie jednak się zakończył. To dość zaskakujące posunięcie w odniesieniu do show, które miało radzić sobie tak znakomicie. Parker utrzymuje jednak, że była to świadoma decyzja jej oraz drugiego producenta i scenarzysty show, Michaela Patricka Kinga. Dlaczego zdecydowali się na domknięcie całej serii akurat teraz?
– Bo na tym zakończyła się historia – ucina spekulacje Parker. – Moglibyśmy dalej kręcić sceny w kawiarniach. Jest milion sposobów, by to robić – łatwych, znajomych i przyjemnych – ale dla nas byłoby to zbyt eksploatacyjne. Uznaliśmy, że najbardziej honorowe jest zakończyć serial w tym momencie. Bardzo łatwo jest się zatrzymać. A w tym miejscu zatrzymania wszyscy czujemy się usatysfakcjonowani. Niemniej jednak, przy podejmowaniu tak trudnych, bolesnych decyzji, trzeba trzymać się pewnych zasad, bo dotykają one wielu osób.
Mimo słów Parker, trudno oprzeć się wrażeniu, że decyzja o zakończeniu show była bardzo nagła i niespodziewana – nawet dla samych twórców. Być może dlatego ostatnie dwa odcinki były tak chaotyczne i okazały się tak wielkim zawodem dla wszystkich „starych” fanek „Seksu w wielkim mieście”.
Mimo wszystko nie będę płakać po „And Just Like That”. Wraz z jego zakończeniem każdy chyba poczuł ulgę. Jakby coś, co było robione na siłę, bez wizji, bez pomysłu i na przekór oczywistym przeszkodom w realizacji – skończyło swoją agonię na oczach milionów widzów i ostatecznie zostało pogrzebane.
Kim Cattrall, gdy gruchnęła wieść o definitywnym końcu „And Just Like That”, opublikowała na swoim Instagramie zdjęcie zachodu słońca z podpisem: „To koniec bardzo długiego i ciężkiego tygodnia”. Kim, wyjęłaś nam to z ust. Tak właśnie czujemy się z myślą, że już nigdy nie zobaczymy Carrie, Mirandy i Charlotte – pełne spokoju i ulgi.