1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Zosia Mamet o roli w serialu HBO Max „Stewardesa”

Zosia Mamet o roli w serialu HBO Max „Stewardesa”

Zosia Mamet w serialu „Stewardesa” (Fot. materiały prasowe)
Zosia Mamet w serialu „Stewardesa” (Fot. materiały prasowe)
Zosia Mamet ma szczęście do seriali. Gra od dziecka, ale to one przyniosły jej największą rozpoznawalność i popularność. Najpierw hitowe „Dziewczyny”, a potem popularna „Stewardesa” – komediowy kryminał szpiegowski, który powrócił z drugim sezonem.

Pamiętam, kiedy zacząłem oglądać pierwszy sezon „Stewardesy”, podczas lockdownu. Tak mocno tęskniłem wtedy za lataniem i podróżowaniem. Ty też odczuwałaś tę tęsknotę?
Miałam swój sposób na chandrę związaną z brakiem możliwości podróżowania. Kiedy mnie dopadała, przypominałam sobie mój najgorszy lot w życiu i od razu przechodziła mi ochota na podróż samolotem. Ta historia jest dość niesmaczna, więc nie wiem, czy chcesz, żebym ją opowiadała.

Mów śmiało.
Wiele lat temu wracaliśmy z moim mężem [aktorem Evanem Jonigkeitem – przyp. aut.] ze zdjęć do domu. Towarzyszył nam nasz pies, uroczy szczeniaczek. Do dziś nie wiemy do końca dlaczego, ale w czasie lotu bardzo się zestresował i dostał ostrej biegunki, która za nic nie chciała ustąpić. Na szczęście na pokładzie była cudowna stewardesa, która potrafiła zachować spokój w tej dramatycznej sytuacji. To podczas tego lotu dowiedziałam się, że w samolocie jest określona liczba rolek papieru toaletowego oraz cztery zapasowe siedziska. Zabrudziliśmy wszystkie cztery, a w pewnym momencie bałam się, że papier też się skończy.

Inni pasażerowie wykazali się cierpliwością?
To był nocny lot, więc wszyscy inni spali. Obok nas miał miejsce mężczyzna, który smacznie sobie chrapał, kiedy my przeżywaliśmy dramat. W końcu stewardesa obudziła go i zaproponowała zmianę miejsca, na co przystał, kiedy tylko zorientował się, co się wokół niego dzieje. Tak więc z tęsknotą za lataniem umiałam sobie poradzić, gorzej z nostalgią za planem „Stewardesy”.

Było na nim aż tak fajnie?
Genialnie, wszyscy się do siebie zbliżyliśmy. Kaley Cuoco, która wciela się w Cassie, tytułową bohaterkę, bardzo często, choć bez powodzenia, próbowała przestraszyć kogoś z ekipy. Robiła to w akcie zemsty, bo ją samą każdemu, czasem zupełnie przypadkiem, udawało się na maksa wystraszyć. Mamy na to dowody w postaci nagrań. Kaley posunęła się do tego, że przyniosła na plan sztuczne robaki. Wrzucała je niespodziewanie ludziom za koszulki, ale na nikim nie robiło to wrażenia. Za to my zaczajaliśmy się za rogiem i wyskakiwaliśmy znienacka, kiedy przechodziła obok. Przysięgam, to zawsze działało!

Okrutnicy.
Nie mogliśmy przestać, bo ona za każdym razem krzyczała tak przeraźliwie, jakby doświadczyła tej sytuacji pierwszy raz w życiu. Mieliśmy ubaw, ale to pokazuje, jak zgraną ekipą byliśmy. Pracowaliśmy ciężko, siedzieliśmy na planie po nocach, a i tak chciało nam się wygłupiać. Naprawdę bardzo się wszyscy ze sobą polubiliśmy, a jak kogoś lubisz, to wiesz, na co sobie możesz wobec tej osoby pozwolić.

Annie, którą grasz, to kobieta sukcesu. Ma pozycję, pieniądze, wykształcenie, a mimo to nie jest pewna siebie. Dlaczego tak się dzieje?
Myślę, że to problem wielu kobiet, który bierze się stąd, że często definiujemy się poprzez naszą pracę. Zamiast odpowiedzi na pytanie, kim jestem, szukać w sobie, określamy się poprzez swoje otoczenie, najczęściej zawodowe.

Z Annie jest tak samo. W pierwszym sezonie pracowała w kancelarii Davis & Carlisle i to przełożyło się na jej sposób bycia. Kiedy w końcu przyznała sama przed sobą, że robi złe rzeczy dla złych ludzi, uświadomiła sobie, że musi zmienić pracę. Odeszła, co wywołało wstrząs w jej życiu, bo nagle straciła tożsamość. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo to, co robi zawodowo, rzutuje na jej życie prywatne. W drugim sezonie widzimy, jak chodzi na rozmowy kwalifikacyjne, które kiepsko jej idą. Ale to nie jest tak, że ona nie może znaleźć nowego zajęcia. Po prostu nie ma pojęcia, co chce robić, bo dotąd definiowała się wyłącznie przez kancelarię, w której pracowała. Zanim więc zdecyduje się na to, gdzie chce się zatrudnić, musi sobie odpowiedzieć na pytanie, kim tak naprawdę jest.

Pytanie wcale przecież niełatwe.
Dlatego Annie przechodzi kryzys. To bardzo ciekawa bohaterka, która w końcu dostrzega, że dawne zajęcie zabierało jej przestrzeń do prywatnego życia. Annie była w pracy cały czas.

Tożsamość to jeden z najważniejszych wątków „Stewardesy”. Łatwo się w tym przejrzeć również mnie. Wielu bohaterów podaje się za kogoś, kim nie jest. A niektórzy dopiero próbują dociec, kim naprawdę są albo chcieliby być.

Wygląda na to, że masz nosa do seriali. „Dziewczyny” także zrobiły furorę.
Tyle że „Stewardesa” jest popularna w inny sposób niż „Dziewczyny”, które były adresowane do określonego pokolenia. Ten serial podoba się widzom w różnym wieku, zwariowała na jego punkcie 14-letnia córka mojej przyjaciółki, ale też babcia mojej koleżanki. W zeszłym roku w centrum handlowym, gdzie kupowałam bożonarodzeniowe prezenty, rosły facet po sześćdziesiątce zaczął na mój widok drzeć się w niebogłosy: „Byłaś w »Stewardesie«! Kocham ten serial!”. To było absolutnie wspaniałe doświadczenie. Spotkania z fanami zawsze są miłe, ale najmilsze jest to, że spotykasz tak różnych ludzi. I że mimo tych różnic podoba im się i doceniają to, co zrobiliśmy. Dzięki takim sytuacjom wiem, że wykonaliśmy dobrą robotę.

Spodziewałaś się, że „Stewardesa” spotka się z taką aprobatą krytyki i widzów?
Wiedziałam, że serial jest dobry. Scenariusz niesamowicie mnie bawił, podobała mi się też bardzo zmontowana już wersja. Kryminalna intryga to jedno, ale to też ciekawe studium postaci. Myślę, że to właśnie możliwość podglądania, jak się nasi bohaterowie rozwijają i jak wpływają na nich konsekwencje ich wyborów, sprawiła, że widzowie pokochali serial. Wnikliwie pokazano też w nim temat uzależnienia od alkoholu.

Czy na koniec możesz mi wyjaśnić, dlaczego twoje imię brzmi, jakby było polskie?
Bo jest polskie [śmiech]. Dostałam je po babci – mój ojciec ma rosyjsko-polskie pochodzenie. Urodziłam się w Vermoncie, moja mama bardzo chciała, żebym miała imię na literę „z”. Krewni ze strony ojca powiedzieli jej o babci Zosi. Wszystkim się to imię spodobało i zostało ciepło przyjęte. Niestety, za każdym razem, kiedy spotykam kogoś, kto mówi po polsku, słyszę od tej osoby, że jest źle wymawiane w Stanach. Tylko mój mąż potrafi je wymówić poprawnie. Tak więc chociaż faktycznie mam polskie imię, popularyzuję jego niewłaściwą wymowę. Przepraszam za to w imieniu moich rodziców.

Zosia Mamet, ur. w 1988 roku amerykańska aktorka, wystąpiła między innymi w filmach „Wszystko w porządku” i „Tajemnice Silver Lake”. Sławę przyniósł jej serial HBO „Dziewczyny”. Za rolę w serialu „Stewardesa” dostała nominację do nagrody Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze