O tym, dlaczego Iranki musiały wyjść na ulice, mówi z własnego doświadczenia. Ją zmuszono do wyjazdu, jeszcze zanim sytuacja w kraju stała się tak dramatyczna, jak jest teraz. Zar Amir Ebrahimi dostała w Cannes nagrodę za rolę w „Holy Spider”, filmie, który jest mocnym głosem w sprawie kobiecej godności, solidarności i odwagi. Zagrała w nim zresztą przez przypadek.
Czy to prawda, że do ekipy „Holy Spider” dołączyłaś wcale nie po to, żeby zagrać główną rolę?
Pracowałam z Alim [Abbasim, reżyserem filmu – przyp. red.] jako reżyserka castingu. Miałam znaleźć mu aktorkę, która wcieli się w postać głównej bohaterki: dziennikarki prowadzącej śledztwo w sprawie morderstw pracownic seksualnych w mieście Meszhed. Reżyser oparł scenariusz filmu na faktach – taki morderca rzeczywiście grasował w Iranie. Natomiast postać dziennikarki, która próbuje go ująć, jest fikcyjna.
Odkąd przeprowadziłam się do Europy, stałam się specjalistką w wynajdywaniu odpowiednich aktorek do ról Iranek. Ucieszyłam się, kiedy koleżanka poleciła mnie do pracy z Alim, bo jego film „Granica” uważam za jeden z najlepszych, jakie powstały w ciągu ostatnich pięciu lat. Kiedy pytałam Alego, jak ma wyglądać jego wymarzona kandydatka, odpowiadał: „Ma być twoim przeciwieństwem”.
Co miał na myśli?
Ja wydawałam mu się za delikatna, grzeczna, naiwna. Szukał dziewczyny, która będzie chłopięca, będzie grać swoją fizycznością. Ku zaskoczeniu wszystkich udało nam się przeprowadzić castingi w Iranie. Do tej pory nie zdarzało się, żeby w filmie kręconym poza granicami kraju grali Irańczycy pracujący na co dzień w ojczyźnie, ale tym razem miało być inaczej. Znaleźliśmy aktorkę, która idealnie pasowała do postaci. Dołączyła do całej ekipy w Jordanii, gdzie mieliśmy plan zdjęciowy. I na tydzień przed zdjęciami zrezygnowała.
Wiesz dlaczego?
Bała się, że rola w tym filmie zakończy jej karierę w Iranie, a także że źle wpłynie na jej rodzinę. Przestraszyła się też sceny w hotelu, w której miała zagrać bez hidżabu. Ali powiedział, że bez tej sceny film nie ma sensu, więc ona odmówiła udziału. A ja się wściekłam. Poszłam za nią do hotelu i krzyczałam, że jest nieprofesjonalna i że niszczy pracę całej grupy ludzi. Ali usłyszał, w jakim jestem stanie, i wtedy zdecydował, że chciałby sprawdzić, jak wypadnę w tej roli. No i spróbowaliśmy, ale w ogóle nam nie szło. Ja nie byłam zadowolona, on nie był zadowolony. O północy zadzwonił do mnie i powiedział, że ma jeszcze jeden pomysł. Następnego dnia staraliśmy się nakręcić scenę, w której policjant przychodzi do mojej bohaterki i próbuje ją wykorzystać seksualnie. Pamiętam, że przełożyłam na nią moje doświadczenia życiowe. Wcześniej filmowa Rahimi nie wydawała mi się wiarygodna, nie mogłam wyobrazić sobie dziennikarki z Iranu, która ryzykowałaby własne życie, żeby próbować ocalić pracownice seksualne.
Co Cię do niej przekonało?
Rozmowa z irańską dziennikarką, która powiedziała mi, jak z powodu jej płci naczelny i koledzy z pracy próbowali ograniczać jej działania. Zabierali jej atrakcyjne tematy, nie chcieli z nią pracować. Dzięki niej zrozumiałam, że ktoś taki jak moja postać walczy o równość wszystkich kobiet. Teraz, kiedy w Iranie trwają protesty, przekonałam się, że miałam w tym przypadku intuicję.
Rahimi staje w obronie pracownic seksualnych, którymi pogardzają wszyscy – morderca, przedstawiciele religijni, ale też inne kobiety. Nie są traktowane jak ofiary, bo sypiały z mężczyznami za pieniądze.
W ten sposób działa patriarchat, zawsze znajduje sposób, żeby usprawiedliwić mizoginię. W Iranie, jeśli tylko masz źle nałożoną chustę, policja obyczajowa może cię zatrzymać, a ludzie mogą cię obrzucić wyzwiskami. A jeśli ufarbujesz sobie włosy, możesz zostać nazwana dziwką, chociaż nikt nie ma bladego pojęcia, jak wygląda twoje życie. Myślę, że to dlatego w scenie, w której moja bohaterka spotyka się z mordercą i on pyta: „Jak się nazywasz?”, ja, zamiast przedstawić się imieniem Rahim, odruchowo powiedziałam: „Zahra”. To moje prawdziwe imię, takie, które widnieje w moim paszporcie. W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że wszystkie mamy coś wspólnego z tymi pracownicami seksualnymi, bo wszystkie jesteśmy oceniane, nami wszystkimi się pogardza.
Chcesz opowiedzieć o tym, jak wyjechałaś z Iranu?
Wyjechałam po tym, jak do sieci wyciekło nagranie z bardzo intymnej sytuacji między mną a moim chłopakiem. Grałam wtedy w popularnym serialu „Nargess” nadawanym w telewizji państwowej. Emitowano go prawie codziennie przez trzy miesiące, pokazano niemal 70 odcinków. To był taki pierwszy tasiemiec w historii Iranu, więc stałam się bardzo popularna, ludzie rozpoznawali mnie na ulicy. Ale w związku z tym, że byłam twarzą telewizji rządowej, oczekiwano, że będę niepodważalnym autorytetem moralnym. Nie mogłam sobie pozwolić na żadne potknięcie. I nagle jakieś dwa tygodnie po emisji ostatniego odcinka do sieci wyciekło to nagranie. W ciągu jednej chwili moje życie zmieniło się o 180 stopni. Z pozdrawianej przez ludzi na ulicach aktorki stałam się kimś, kogo wyzywano i komu życzono jak najgorzej.
A to był tylko początek Twoich kłopotów.
Tak. Rozpoczęły się przesłuchania, które trwały dziewięć miesięcy. Chcieli mnie aresztować, ale nie odważyli się, bo dzięki zdobytej popularności zrobiło się o mnie głośno również za granicą. Europejskie media i organizacje się za mną wstawiły, więc nic mi nie zrobiono. Ale wsadzono mnie do aresztu domowego. Byłam u siebie, ale nie mogłam opuszczać własnego podwórka. A w tym czasie filmik dystrybuowano dalej i nielegalnie go sprzedawano, bo wiele osób chciało zobaczyć sławną aktorkę w intymnej sytuacji.
Jak zareagowali Twoi bliscy?
Przyjaciele odwracali się ode mnie jeden po drugim, nie mogłam liczyć na ich wsparcie. Próbowano winą za powstanie i dystrybucję filmiku obarczyć mnie, a to by oznaczało, że osobom, które pozostają w kręgu moich sojuszników, też może coś grozić. Z całej grupy ludzi, na których – jak mi się wydawało – mogłam liczyć, zostały pojedyncze osoby. Wtedy poczułam, że żyję w totalitarnym kraju. Od początku trwałam przy tym, że to nie ja jestem na filmiku. To był jedyny sposób, żebym mogła ujść z życiem. Bałam się wychodzić z domu, ale nie ze względu na policję, tylko przypadkowych ludzi, którzy mi grozili. Nie byłam pewna, do czego są w stanie się posunąć. Wyjechałam dzień przed procesem. Wiedziałam, że nawet jeżeli mnie nie skażą, to i tak moja kariera w Iranie jest skończona.
Słuchając Cię, jeszcze lepiej rozumiem, dlaczego Iranki musiały wyjść na ulice i sprzeciwić się temu, co dzieje się w ich kraju.
Wiesz, co jest rewolucyjnego w tym, co aktualnie dzieje się w Iranie? Fakt, że w obronie praw kobiet na ulice wyszli mężczyźni! Do tej pory ludzie protestowali przeciwko podwyżkom albo w imię swobód obywatelskich. A teraz chodzi o prawa kobiet i mężczyźni w tym Iranki poparli. Szok. Po 44 latach społeczeństwo zrozumiało, że nie chodzi o prawa kobiet, tylko o prawa człowieka. To zasługa młodego pokolenia.
Twoja generacja myślała inaczej?
Moje pokolenie było straumatyzowane rewolucją islamską z 1979 roku i wyniszczającą wojną z Irakiem, która ciągnęła się przez niemal dekadę. Pierwsze 15 lat w nowym systemie to było zupełnie inne doświadczenie niż życie w Islamskiej Republice Iranu teraz. Dzisiaj młodzi, dzieciaki moich rówieśników, mają znacznie więcej swobody i możliwości. Mają przede wszystkim dostęp do Internetu. Kiedy ja byłam młoda, nie mogliśmy, ot tak, dowiedzieć się, jak wygląda codzienność w Paryżu, Los Angeles czy w Warszawie. Nie było w Iranie turystów, więc nie było kogo o to zapytać. Internet wszystko zmienił i nie da się już utrzymywać społeczeństwa w iluzji, że Ameryka jest zła, a wszędzie poza Iranem żyje się beznadziejnie. Taka propaganda na młodych już nie działa. Oni chcą normalnego życia, nie zgadzają się ze sposobem myślenia ludzi u władzy. Jedną z taktyk podtrzymywania tej rewolucji jest odrzucanie ofert współpracy z organizacjami rządowymi.
Jak to dokładnie wygląda?
Na przykład moi znajomi filmowcy wycofują się ze współpracy z państwowymi telewizjami i firmami produkcyjnymi. A to oznacza, że nie pracują, bo w Iranie nie ma prywatnych firm. Niedawno w Teheranie odbył się upamiętniający rewolucję z 1979 roku festiwal filmowy Fajr. Część producentów wycofała z programu swoje tytuły, a ci, którzy tego nie zrobili, nie byli reprezentowani przez ekipy filmowe, bo aktorzy i reżyserzy nie przyszli na festiwalowe projekcje. W ten sposób ludzie chcą odciąć rząd od możliwości działania. Władza przez 44 lata odcinała wszystkich, którzy jej nie pasowali, teraz obywatele próbują to samo zrobić z władzą, uniemożliwiając jej codzienne funkcjonowanie we wszystkich sferach.
Władza jednak nie odpuszcza i rozlicza się z filmowcami. Znanego reżysera irańskiej nowej fali Dżafara Panahiego wsadziła do więzienia na mocy wyroku sprzed wielu lat, podobnie ukarano innego uznanego reżysera, Mohammada Rasoulofa.
Przez pierwsze dwa tygodnie protestów do więzienia trafiło ośmioro filmowców. To był jasny sygnał od władzy, co grozi ludziom, którzy przyłączą się do sprzeciwu. Ale to ostrzeżenie zadziałało tak, że artyści, którzy dotąd byli apolityczni, nagle opowiedzieli się po stronie protestujących. Każda z osób żyjących w Iranie wie, że władza zabiła dzieci na ulicach. Kiedy pierwsze niepełnoletnie osoby padły od strzałów policji, wielu Irańczyków zrozumiało, że nie można dłużej udawać obojętności. Piękne jest to, że w protesty włączają się ludzie w różnym wieku, z różnych klas społecznych. To pokazuje, że ta rewolucja to punkt zwrotny w historii Iranu. Nie ma już odwrotu.
Mówisz jak ktoś, kto wierzy w powodzenie tej rewolucji.
Jestem optymistką. Uważam, że doszło do przesilenia. Wcześniej Irańczycy domagali się reform, wierzyli, że ten system da się jeszcze jakoś zmienić, a teraz widzą, że on jest nienaprawialny i że trzeba go zbudować od nowa. Kończą się ustępstwa, kończy się współpraca z władzą pełną zabójców.
„Holy Spider” miał premierę w maju w Cannes, gdzie dostałaś nagrodę za swoją rolę. Wtedy reakcja irańskiego rządu na wasz film była bardzo ostra – potępiono ekipę, która go nakręciła. Dziś Irańczycy zajęci są protestami, czy wciąż wypominają Ci rolę w „Holy Spider”?
Wciąż dostaję wiadomości z pogróżkami. Budzę się, czekając na kolejne groźby śmierci. Dla mnie to nic nowego, przechodziłam już przez to, kiedy wyjechałam z Iranu. Teraz jednak potrafię w tych okropnych wiadomościach dostrzec również coś dobrego. Bo skoro nasz film tak ich boli i wkurza, to znaczy, że trafiliśmy nim w czuły punkt, a to przynosi mi satysfakcję.
Tęsknisz za Iranem?
Codziennie tak samo mocno. To się nie zmienia mimo upływu czasu.
Zar Amir Ebrahimi (właśc. Zahra Amir Ebrahimi; rocznik 1981), irańsko-francuska aktorka, producentka. Po tym, jak w Iranie groziło jej uwięzienie, uciekła do Paryża w 2008 roku, gdzie wśród irańskiej diaspory zaczęła pracę jako reżyserka castingu. Za rolę w „Holy Spider” (reż. Ali Abbasi), dostała nagrodę dla najlepszej aktorki na festiwalu w Cannes. Właśnie pracuje nad swoim debiutem reżyserskim.