1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Jeśli zginąć, to w słońcu. Niezwykłe życie Marii Rodziewiczówny

Jeśli zginąć, to w słońcu. Niezwykłe życie Marii Rodziewiczówny

Rodziewicz w swoim gabinecie w Hruszowej (ok. 1911) (Fot. East News)
Rodziewicz w swoim gabinecie w Hruszowej (ok. 1911) (Fot. East News)
Podpisywała się Rodziewicz, w życiu literackim istniała jako Rodziewiczówna. Maria Rodziewiczówna uwielbiana przez czytelników autorka powieści obyczajowych. Emancypantka gustująca w męskich fasonach koszul i surdutach, z włosami zawsze obciętymi na krótko. Patriotka, żarliwa katoliczka, surowa konserwatystka. Swoje długie i burzliwe życie dzieliła z dwiema kobietami.

Zacznijmy od ubrania. Rok 1881. To wtedy umiera Henryk Rodziewicz. Przed dziesięcioma laty wrócił z żoną z syberyjskiego zesłania, by w końcówce życia szarpać się ze stojącym na kresowym pogorzelisku majątkiem.

Tonący w długach dwór, do którego opłakanego stanu przyczyniły się nieudolne męskie rządy, daniny nałożone przez Imperium Rosyjskie, ale i rewolucja społeczna, którą było zniesienie pańszczyzny, bierze na swoje barki najmłodsza z trójki dzieci Henryka, niespełna 20-letnia Maria. Dziewczyna ścina włosy, niewygodne suknie zamienia na proste koszule i spódnice średniej długości (z kieszeniami!). Porzuca marzenie o studiowaniu medycyny za granicą, by na resztę życia stać się rolniczką. Mówi o sobie „kozacza dusza”, może więc nie martwi jej przesadnie konieczność spłaty ponad 70 tysięcy rubli. Jest przy tym rozczarowana koleżankami, z którymi jeszcze niedawno przeżywała mistyczne porywy w szkole klasztornej w Jazłowcu, a teraz dostaje od nich bileciki anonsujące śluby. „I wierzyć tu kobietom!” – pisze, deklarując przy tym hardo, że sama za mąż wychodzić nie zamierza. Trudno się jej dziwić. Prawo nakazuje zamężnym kobietom posłuszeństwo, zabrania samodzielnego zawierania jakichkolwiek umów, a nawet zamieszkiwania w innym miejscu niż mąż.

Z czasem na szyi Marii pojawią się krawaty, w ustach zagości nieodłączny papieros. O jej żakietach, koszulach, a nawet sukniach, zawsze będzie się mówić, że mają męski krój.

Nazwisko

Ma 22 lata, kiedy debiutuje jako literatka. Szybko wyrasta na gwiazdę – dzięki zwycięstwom w organizowanych przez prasę konkursach na powieść. Tylko do 1895 roku zostanie opublikowanych ponad 17 jej dłuższych utworów, głównie powieści, a do tego ponad 20 krótszych form.

Co ciekawe, wraz z pierwszym poważnym sukcesem literackim, którym jest wygrany powieścią „Straszny dziadunio” konkurs „Świtu”, rodzi się „Rodziewiczówna”. Od końca lat 80. XIX wieku panieńska końcówka zagnieździ się na dobre w nazwisku Marii – będzie towarzyszyć drukowanym utworom, wywiadom, wystąpieniom publicznym. Ale pisarka, na przykład w korespondencji, tak się nie podpisuje. Jest Marią Rodziewicz, często też MarRodziewicz lub MarRodz.

Skąd więc ta Rodziewiczówna? Czy był to przypadkowo powielony schemat językowy, obyczajowa konieczność, a może Maria sama demonstracyjnie sięgnęła po panieńską formę nazwiska, żeby zamanifestować swój wolny stan i wysłać w świat komunikat, że nie zamierza go zmieniać?

Tymczasem krytycy zachwycają się jej oryginalnymi pomysłami pisarskimi, wyrazistym stylem, talentem „jędrnym, prawie męzkim”. Podziw budzi Marek Czertwan, główny bohater głośnego „Dewajtisa” – pracowity heros rodem ze Żmudzi, wyróżniający się na tle powszechnych w ówczesnej literaturze figur fabrykantów czy przemysłowców. Koledzy po piórze, jak Stefan Żeromski, zazdroszczą Rodziewiczównie dialogów. Prus zwraca uwagę na żywą wyobraźnię, subtelne uczucia i ogromny zasób sił pisarki. Ale autor „Lalki” doradza też pogłębione studia i poprawianie tego, co Maria naskrobie na papierze, a Rodziewicz tego w zwyczaju nie ma. Powieści pisze bardzo szybko.

Eksplozji literackiej kariery szybko zaczynają więc towarzyszyć pomruki niezadowolenia. Rodziewiczówna powiela schematy fabularne, nie zna psychologii i sama wyprawia sobie literacki pogrzeb – piszą najbardziej rozczarowani krytycy. Lecz Maria pisać nie przestaje, nie traci też popularności. Jeszcze przez ponad 120 lat ludzie będą się w jej książkach zaczytywać. Do tego stopnia, że bibliotekarze z obawy, żeby nie zginęły, nierzadko trzymają je na zapleczu.

Helcia i emancypantki

W 1895 roku do Hruszowy wprowadza się Helena Weychert, starsza od Marii o sześć lat, także panna. Władcze spojrzenie, niski, określany jako prawie męski głos. Na młodzieńczym portrecie widzimy dziewczynę o subtelnych, harmonijnych rysach twarzy. Ma oczy w kształcie migdała, regularne łuki brwi i czujne spojrzenie.

Helena Weychert w młodości (Fot. Biblioteka Narodowa w Warszawie [Polona]) Helena Weychert w młodości (Fot. Biblioteka Narodowa w Warszawie [Polona])

Helcia, jak niemal zawsze będzie pisać o niej Maria, przejmuje w Hruszowie część obowiązków w gospodarstwie. Wspólnie z bratem dźwigała z długów rodzinny majątek leżący w guberni lubelskiej, ma więc dużo praktycznej wiedzy rolniczej. Przebudowuje gorzelnię, dba o stajnię, rzeźbi z Marią stół i krzesła do jadalni. Co ciekawe, wraz z pojawieniem się w Hruszowie Weychertówny przyspiesza literacka ewolucja Rodziewiczówny. Pisarka zaczyna tworzyć swoje najciekawsze, najsilniej dopracowane powieści, w których do głosu dochodzą kobiece bohaterki (wcześniej niemal zawsze byli to mężczyźni), jak Zośka z „Czaharów” – dziedziczka wodnego uroczyska. Ściągnięta siłą przez ojca i braci z Paryża, dokąd uciekła na studia, osiada w otrzymanej w spadku głuszy.

To z Helcią Maria rozmawia o literaturze i to Helena wciąga Rodziewicz w wir kobiecego aktywizmu. Jednak ich życie osobiste zaczyna się zmieniać. Wycieńczona codziennym gospodarskim znojem, pożarami i chłopsko-pańskimi konfliktami, do tego coraz bardziej schorowana Weychertówna nie chce już mieszkać w Hruszowie. Na resztę życia przenosi się do Warszawy. W 1907 roku będzie współtworzyć Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich Pauliny Kuczalskiej-Reinschmit, najbardziej bezkompromisowej z polskich feministek. Z czasem Helena przejdzie do Towarzystwa Zjednoczonych Ziemianek, wspólnie zresztą z Rodziewiczówną, stanie się jedną z liderek tego ruchu konserwatywnych emancypantek. Co różniło je od feministek? Z pewnością nielewicowość, przywiązanie do wsi i swojej protektorskiej roli nad kobietami wiejskimi.

Maria przewodniczy Wydziałowi Ekonomicznemu, rozwija spółdzielczość i dowodzi sklepami z artykułami spożywczymi czy przemysłu ludowego. Pracując w Warszawie, mieszka z Heleną pod tym samym adresem.

Jadwiga i napad

Tymczasem wokół Hruszowej jeszcze w 1905 roku zaczyna orbitować inna kobieta: to młodsza o 11 lat od Marii Jadwiga Skirmunttówna, wychowana w bielusieńkim pałacu w Mołodowie, także na Polesiu. Właśnie dla niej Maria Rodziewicz wystawi jeszcze przed pierwszą wojną w najdzikszej części hruszowskiego lasu chatę, w której będą spędzać ciepłe miesiące roku. Żyć w niej same, bez pomocników, wykorzystując jak najwięcej pożywienia z lasu. Obserwując ptaki, łowiąc raki, oswajając leśną ciemność, znajdując dukty przez torfowiska i czytając las jak pierwotny świat, w którym wszystko jest potrzebne i wszystko się dopełnia, z którym trzeba się nauczyć żyć, nie zabijając jego ducha. Z tego życia zrodzi się jedna z najbardziej cenionych przez krytyków powieści pisarki: „Lato leśnych ludzi”.

Jest wiosna 1919 roku. Rodziewicz spędza czas w Wyraju – w lesie na podwarszawskich trzęsawiskach. Ma tam razem z Heleną Weychert dom. Pewnej nocy włamują się do niego napastnicy. Pisarka zostaje postrzelona w policzek – kula szarpie jej twarz i wychodzi za uchem. Rekonwalescencja jest długa, bolesna, lecz pod troskliwą opieką Skirmunttówny chora powoli dochodzi do siebie. Twarz Rodziewicz jest poraniona, a ona sama – wciąż między dwiema uczuciowymi relacjami.

Kolejny rok staje się jednak dla jej relacji ze Skirmunttówną kluczowy. Najpierw uciekają razem z płonącego świata przed kulminacją wojny polsko-bolszewickiej, ale potem wracają do Hruszowy, by na blisko 20 lat tworzyć razem dom, dzielić obowiązki między męskim (Maria) a kobiecym (Jadwiga) gospodarstwem, być już zawsze razem w dobrej i złej woli – jak mówią o nich bliscy, żartując także złośliwie, że Jadwiga to Marii żona. Będą malować w fantazyjne roślinne ornamenty meble i porcelanę, pielęgnować ogród, rozpieszczać jamniki, hodować ukochane pszczoły.

Co nie znaczy, że ich los jest sielski – cieniem kładą się na nim długi, w jakich tonie majątek. Każdy dzień naznacza walka o Polskę na Kresach, a więc także polonizowanie białoruskiej i ukraińskiej ludności, narodowe i katolickie radykalizowanie się pisarki. A ta, choć pozostaje ważną figurą życia publicznego, książek już prawie nie pisze. W wywiadach powtarza, że nie uważa się za literatkę.

Maria na łódce między innymi z (także stojącą) Jadwigą Skirmuntt (1906) (Fot. archiwum Stanisława Austa) Maria na łódce między innymi z (także stojącą) Jadwigą Skirmuntt (1906) (Fot. archiwum Stanisława Austa)

Autograf

23 sierpnia 1944 roku, Warszawa. Wychudzona Maria Rodziewicz w mieszkaniu przy Boduena 3, na trzecim piętrze, siedzi przy stoliku i czyta książkę. Za oknami widać kikuty ścian, budynki pozbawione ostatnich kondygnacji, dachy leżą na ulicach – zmiecione pociskami wystrzelonymi z niemieckich moździerzy samobieżnych. Pisarkę odwiedza żołnierz z misją od Zofii Kossak-Szczuckiej, która planuje wygłoszenie przez „Błyskawicę”, radiostację Armii Krajowej, apelu polskich kobiet do papieża Piusa XII. Chciałaby mieć przy tym wsparcie kilku katolickich „osobistości”, między innymi Rodziewiczówny. Maria zgadza się z entuzjazmem. Zdziwionemu żołnierzowi tłumaczy przy tym, że nie zamierza schodzić do schronu, że Rodziewiczówna zrobiła już swoje, może odejść. Przez wszystkie powstańcze dni, w których nie odstępuje Marii troskliwa Jadwiga Skirmuntt, pisarka z trudem daje się namówić na schodzenie do piwnic – ma zaawansowaną astmę i rozedmę płuc. Powtarza, że jeśli ma zginąć, to w słońcu.

W szpitalu w Drohiczynie (1938) z tamtejszym personelem i Jadwigą Skirmuntt (w drugim rzędzie) (Fot. archiwum NAC) W szpitalu w Drohiczynie (1938) z tamtejszym personelem i Jadwigą Skirmuntt (w drugim rzędzie) (Fot. archiwum NAC)

12 września, kiedy Maria z Jadwigą przebywają w domu Wedla, odwiedzają je realizatorzy powstańczych kronik filmowych – można zobaczyć je dzisiaj w zmontowanym z tych materiałów filmie „Powstanie Warszawskie”. Gdy Rodziewicz pojawia się w kadrze, zwraca uwagę jej ciężki, powolny oddech. Gwałtownie łapie powietrze. Twarz pomarszczona, oczy ogromne, garderoba z przypadku, na głowie wielka czapa, pod szyją kołnierzyk. Operatorzy filmują, jak pisarka składa autograf, a raczej finguje ten gest. Zamaszystym, mocnym ruchem przeciąga w powietrzu linię pod swoim nazwiskiem – rzecz charakterystyczna w jej korespondencji. Podobno żołnierzom i operatorom powtarza: „Musimy zwyciężyć”. A jednemu z nich wypisała na małej kartce: „Bądźmy dumni, bośmy zostali jedyni rycerze…”.

Harcerze, transportując schorowaną Rodziewicz, krzyczeli ponoć: „Uwaga! Niesiemy Dewajtisa” (październik 1944). (Fot. Muzeum Literatury) Harcerze, transportując schorowaną Rodziewicz, krzyczeli ponoć: „Uwaga! Niesiemy Dewajtisa” (październik 1944). (Fot. Muzeum Literatury)

Maria Rodziewicz umiera 6 listopada 1944 roku w leśniczówce pod Skierniewicami, po ponad pięciu latach wojennej tułaczki. Dwór, którego broniła całe życie i który musiała opuścić jeszcze w październiku 1939 roku, wkrótce zostaje rozebrany. W ostatniej z leśnych chat towarzyszy jej oddana, kochająca Jadwiga Skirmuntt.

Książka autorstwa Emilii Padoł, „Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza” (Fot. materiały prasowe Wydawnictwo Literackie) Książka autorstwa Emilii Padoł, „Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza” (Fot. materiały prasowe Wydawnictwo Literackie)

Emilia Padoł, dziennikarka i pisarka, autorka książki „Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze