1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Bracia Jean-Pierre i Luc Dardenne – belgijscy reżyserzy o swoim nowym filmie „Tori i Lokita”

Bracia Jean-Pierre i Luc Dardenne – belgijscy reżyserzy o swoim nowym filmie „Tori i Lokita”

Jean-Pierre i Luc Dardenne (Fot. materiały prasowe)
Jean-Pierre i Luc Dardenne (Fot. materiały prasowe)
Filmem „Tori i Lokita” bracia Luc i Jean-Pierre Dardenne powrócili do pomysłu sprzed 10 lat. I jak się okazuje, trudna rzeczywistość emigranckich nastolatków, które wraz z osiągnięciem pełnoletności zostają pozostawione same sobie, nic się nie zmieniła. Historia dwójki Kameruńczyków jest jednocześnie dla reżyserów okazją, aby pokazać czystą i lojalną przyjaźń.

Jaki jest punkt wyjścia „Tori i Lokity”?
Luc Dardenne: Dziesięć lat temu napisaliśmy wstępny scenariusz opowiadający o matce i dwójce dzieci z Kamerunu. Matka musi w pewnym momencie wrócić do kraju, a dzieci zostają i czekają na jej powrót. Dziewczynka w tej rodzinie naprawdę nazywała się Lokita. Potem zrobiliśmy „Dziecko na rowerze" i inne filmy. W końcu wróciliśmy do naszych bohaterów z Kamerunu. Chcieliśmy zbudować między dziećmi silną więź i przyjaźń, która nigdy nie zostanie zdradzona. W scenariuszu znalazła się linijka, w której matka mówiła: „Nigdy się nie rozdzielajcie, bo wtedy umrzecie. Bądźcie zawsze razem”.

Podobno zainspirowaliście się także historiami wprost z gazet.
L.D.:
Owszem, często rozwijamy w naszych filmach tematy z prasy. Tak było i tym razem, i w tym sensie jest to film o aktualnej sytuacji. Zaczęliśmy czytać o emigranckich dzieciach i nastolatkach, które w pewnym momencie znikają z oczu policji i wymiaru sprawiedliwości i nie wiemy, co się z nimi dzieje. Nie jest to normalne w demokracji, ponieważ jesteśmy podmiotami prawa i opowiadamy się za ochroną dzieci.

Jak to się dzieje że te dzieci znikają? Czy wszystkie przechodzą do przestępczego podziemia? Po filmie „Młody Ahmed” czytaliśmy artykuły prasowe, z których wynikało, że z ośrodków emigranckich dla młodych do 18 roku życia, MENA, znika każdego roku kilkaset osób. Jedni, bo próbują wyjechać dalej, inni wracają do swojego kraju. A co z pozostałymi?

Magazyn ­„Dzieci i Dorastanie” wydał specjalny numer dotyczący sytuacji podopiecznych MENA, głównie we Francji. Wiele artykułów zostało napisana przez psychiatrów, którzy spotkali się z tymi dziećmi. Jedną z ważnych dla nas rzeczy, o których się dowiedzieliśmy, było to, że ci młodzi ludzie cierpią z powodu ogromnej samotności, prowadzącej do zaburzeń zdrowia i psychiki.

12-letni Tori i 17-letnia Lokita to postaci, które doświadczają wielu bardzo traumatyzujących sytuacji, ale łączy ich tak silna przyjaźń, że w jakiś magiczny sposób chroni ich to przed brutalnością tego świata.
Jean-Pierre Dardenne: Tak, ta przyjaźń, która jest siłą napędową filmu, pozwala im przezwyciężać przeszkody. To jest więź, bliskość, która hartuje się w obliczu przeciwności losu. Ciekawe było również obserwować, jak pewne sytuacje ich rozdzielają, a mimo to Tori i Lokita znajdują sposoby, aby być razem. Przez dźwięk, przez fotografię… zanim odnajdą się fizycznie.

L.D.: Są nierozłączni. Oczywiście kłamią przed belgijskimi urzędnikami, że stanowią biologiczną rodzinę, po to, by łatwiej zdobyć papiery uprawniające do osiedlenia się i pracy w Europie. Jednak są sobie wzajemnie potrzebni nie tylko z tego powodu, a dlatego że mają jedynie siebie. Z dala od domu, prawdziwych rodzin, prześladowani przez przemytników, nierozumiani przez pracowników urzędów.

Pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarł na mnie film „Złodziejaszki” Hirokazu Koreeda. To podobny portret ludzi niespokrewnionych, którzy dzięki prawdziwej bliskości zbudowali wspólnotę. Jak trafiliście na Pabla Schilsa, który zagrał Toriego, i Joely Mbundu, która wcieliła się w Lokitę?
L.D.: Przesłuchaliśmy setkę dzieci, ale jeśli chodzi o Pabla i Joely, nie mieliśmy większych wątpliwości, że to je powinniśmy wybrać. Narzucali się naturalnie. Ona jest duża, wysoka, on mały. Ten kontrast wnosił humor, na którym nam zależało. Trochę taka para jak Flip i Flap. Chcieliśmy wnieść promyk uśmiechu i nadziei w ten mroczny świat, z którym Tori i Lokita musieli się mierzyć.

Miedzy Pablem i Joely widać wspaniałą chemię w filmie. Czy było to odczuwalne za kulisami?
L.D.: Nie. Pablo jest dzieckiem.

J.P.D.: Gra więc w piłkę nożną. (śmiech)

L.D.: Wciąż jest w szkole, w filmie właśnie skończył 12 lat. Widzieliśmy go ponownie, teraz ma 13, to już nie to samo. Bardzo wydoroślał. Natomiast nie zapomnę momentu, kiedy w filmie kręciliśmy scenę, w której Tori przychodzi obudzić Lokitę. Powiedzieliśmy mu, że może usiąść na łóżku, tuż przy niej. Zapytał wtedy z przestrachem, czy musi usiąść na tym samym łóżku co dziewczyna. (śmiech) Musieliśmy mu tłumaczyć…

Na ekranie wygląda to bardzo przekonująco.
J.P.D.: Tak, ale bez podtekstów seksualnych. Chodzi o lojalność, empatię, przyjaźń, przywiązanie, bliskość emocjonalną. Podstawową rzeczą jest ich przyjaźń. Zadaliśmy sobie kilka pytań: w jaki sposób historia przyjaźni pozwala bohaterom uciec z zastawionych na nich przez życie pułapek? Jak sobie poradzą? Jak mogą żyć? Jak mogą wspierać się nawzajem w codzienności? Te dzieci kochają życie!

Mieliśmy dwie postaci, Toriego i Lokitę. Zawsze widzieliśmy ich razem. Fakt ich rozdzielenia miał pokazać, jak nie mogą się bez siebie obejść…

W pewnym sensie jest to również relacja matka-syn, ale dość przewrotnie odwrócona.
L.D.: Tak. Kiedy Lokita kompletnie załamuje się, to jest przy niej Tori. Gdy ona mówi mu, że chciałaby, aby jej matka była przy niej, to Tori odpowiada: „Jestem tutaj”. Pewnie niektórzy widzowie się uśmiechną, ale to jest wzruszające.

Z Torim i Lokitą powracacie do dzieciństwa.
L.D.: Oczywiście, jest to coś, co działa na nas. (śmiech) „Dzieci nas obserwują” – powiedział Vittorio De Sica, a my pokazujemy świat widziany oczami dzieci. I jest on naprawdę czysty, prawdziwy. Są sami, bez rodzin, a świat dorosłych wokół nich jest wrogi. I ta wrogość wzmacnia siłę i piękno ich przyjaźni. Wydawało nam się, że z udziałem dzieci możemy to pokazać. Z dorosłymi nie byłoby to możliwe.

Ostatni akt odbywa się za zamkniętymi drzwiami: Lokita jest uwięziona w ponurym magazynie, gdzie dogląda roślin konopi. Jak wymyśliliście te sceny?
J.P.D.: Koncepcja zamkniętej przestrzeni była tym bardziej dynamiczna, że Tori i Lokita zostali rozdzieleni. Musieliśmy więc znaleźć równowagę między pracą, którą dziewczyna musiała wykonać, a dokumentalną stroną filmu, która była interesująca – pokazać współczesne niewolnictwo, warunki pracy, przemoc. Jednak związek ze światem zewnętrznym nadal istnieje: to Tori. Wola Lokity, silne pragnienie ponownego połączenia się z Torim popycha tę historię do przodu. Na początku przez piosenkę, zdjęcie w telefonie, a następnie rozmowę telefoniczną. To właśnie ustrukturyzowało całą tę część filmu i naszą inscenizację, poza ekranem reprezentowaną przez Toriego.

Po raz pierwszy Wasz film całkowicie niosą amatorzy. To nie było chyba łatwe.
L.D.: Było zupełnie inaczej, ponieważ ani Pablo, ani Joely nigdy nie grali w filmie. Musieliśmy więc pracować z nimi w różny sposób, przynajmniej na początku. Chodziło o to, żeby przestali bać się wyglądać głupio przed sobą i przed nami. Minęło trochę czasu, zanim odważyli się mówić, więc to też nas stresowało, ponieważ naprawdę staliśmy z kamerą przed dwojgiem ludzi, którzy pytali: „Co mam robić?”. To od nas zależało, czy ich przeszkolimy. Zrobiliśmy to, czego nie powinniśmy, czyli mówiliśmy im, jak mają się zachować, na zasadzie: „Ty, idziesz tam, robisz to, ona mówi ci coś, a potem robisz to, o co cię prosi itd.” I wykonywaliśmy odpowiednie ruchy! Na szczęście i Pablo, i Joely szybko przywłaszczyli sobie to, co robiliśmy przed nimi. W pewnym momencie odblokowali się i poczuliśmy, że stają się Torim i Lokitą.

Czy spotkaliście się z opinią, że „Tori i Lokita” to film polityczny? Odebraliście za niego Nagrodę Specjalną Jury w Cannes, a więc to daje spory rozgłos.
L.D.: Na pokazie w Cannes pojawiło się dwóch polityków belgijskich. Byli pod wrażeniem, powiedzieli, że przyjrzą się tematowi. Zobaczymy… Potępiamy fakt istnienia prawa dotyczącego ochrony dzieci emigranckich tylko do 18 roku życia. Kiedy osiągają pełnoletność, są usuwani z ośrodków MENA i przerywają praktyki zawodowe, szkołę. Jeśli nie udało im się wyrobić papierów, muszą się ukrywać, bo grozi im deportacja. Tymczasem potrzebują mieszkania i pracy. Coś jest nie tak z naszą gościnnością. Trzeba zmienić prawo, pozwolić im pozostać. Film tego nie sprowokuje, ale mam nadzieję, że da do myślenia, że pomoże przełamać pewne uprzedzenia.

Przecież widać, że ta dwójka bohaterów nie przyjechała do Belgii, by kraść lub zniszczyć naszą tożsamość narodową. Oni chcą być przyjacielscy. Po prostu próbują przetrwać i dlatego potrzebują dokumentów. Gdyby ich nie potrzebowali, gdyby nie grożono im odesłaniem do kraju, nie przydarzyłoby im się to, co stało się ich udziałem i losem.

Czy dla was ten film to coś więcej niż tylko film?
J.P.D.: Nie lubię mówić w tych kategoriach. Nie powiedziałbym, że to coś więcej niż film, ale to także nasze spojrzenie na dzisiejszy świat, na los, jaki spotyka dzieci, kiedy przybywają do Belgii przed ukończeniem 18 roku życia. Te nastolatki i dzieci pochodzą nie tylko z Afryki, obecnie także z Ukrainy. Sposób, w jaki są przyjmowane, niepewność ich statusu, sprawia, że muszą mierzyć się ze wszystkimi patologiami, tym, co najgorsze w zachodnich społeczeństwach. Ten film jest również sprzeciwem wobec niesprawiedliwości, jaką mamy dziś w Europie Zachodniej.

Czy badaliście również temat przemytników i ich praktyk mafijnych? W filmie porusza je postać grana przez Marca Zingę.
L.D.: Jest kilka rodzajów przemytników. Ten grany przez Marca sprowadził Tori i Lokitę do Belgii z Włoch. Możemy się domyślać, że byli wcześniej na Lampedusie czy na Sycylii, gdzie przypłynęli łodzią. To cała sieć przemytników. Są tacy, którzy sprowadzają ludzi również z Libii i z Ukrainy. Inni, powiązani z nimi, mieszkają w Belgii. Tori i Lokita są przyparci do muru ze wszystkich stron, wciąż mają 620 euro do zapłacenia. Są zadłużeni, ponieważ muszą odesłać pieniądze rodzinie. Początkowo musieli zapłacić w swoim kraju tysiące euro, aby odbyć podróż, a potem nadal muszą płacić, aby móc zostać w Europie.

Jak pracuje się w tandemie, nieustannie od tak wielu lat? I czy nie korci was „rozwód”? Ostatnio głośno w świecie filmowym o artystycznym rozstaniu się braci Coenów.
L.D.: Na razie nie mamy takiego zamiaru. Wszystko robimy razem, poza tym że scenariusz piszę ja, bazując na strukturze, którą wspólnie ustalamy. Oczywiście kiedy piszę, to dzwonię do Jeana-Pierre'a codziennie, żeby o scenariuszu porozmawiać. Zwykle pisanie zajmuje nam od sześciu miesięcy do roku. W czasie pandemiiCOVID-19 było trochę szybciej, bo pracowałem w izolacji. Nie mam nic przeciwko biuru w moim domu, dzięki temu skończyliśmy scenariusz wcześniej.

Prawie nigdy nie wracacie z pustymi rękami z Cannes. Cieszycie się międzynarodową sławą, a zagraniczni aktorzy często wyrażają chęć współpracy z Wami. Ostatnio Matt Damon. Czy kiedykolwiek myśleliście o kręceniu poza Belgią?
L.D.: Mieliśmy dwa projekty dla Matta Damona, ale to miałoby miejsce tutaj, a nie w Stanach Zjednoczonych! (śmiech) W jednym z nich Matt byłby amerykańskim inspektorem policji, który przyjechał szkolić belgijskich mundurowych w praktykach narkotykowych. W innym projekcie byłby mężczyzną wspominającym katastrofę na stadionie Heysel w Brukseli w 1985 roku, gdzie doszło do zamieszek między kibicami Liverpoolu i Juventusu. Nie wiemy jeszcze, co, o ile w ogóle, z tego będzie. Nie zamykamy się na świat, ale prawdą jest, że wszystkie nasze filmy zostały nakręcone w Seraing, w Liège czy w okolicach.

Oprócz reżyserowania zajmujecie się produkcją filmów, w tym Benoît Jacquota, Eugène’a Greena. Jakimi producentami jesteście?
J.P.D.: Mówiąc dokładniej, jesteśmy koproducentami, mniej lub bardziej ważnymi w zależności od sytuacji. Czasami jesteśmy małymi koproducentami, np. w filmach Benoît Jacquota. W przypadku Eugène'a Greena – on robi wszystko sam. Ma swój wszechświat. Nasza rola polega na tym, że czytamy scenariusz i czasami producent lub reżyser prosi nas o rady, konsultacje. Zgłaszamy więc uwagi, sugestie… Albo i nie. Jesteśmy również proszeni o udzielenie informacji zwrotnej na etapie czytania scenariusza. Jako producenci wykonawczy wyprodukowaliśmy również film Nabila Ben Yadira „Zwierzęta".

Realizujecie film mniej więcej co trzy lata. Znacie już temat kolejnego?
L.D.: Nie, ale pracujemy nad tym. Dyskutujemy o tym, ale jeszcze nie wybraliśmy. Chcielibyśmy zrobić jakąś komedię. (śmiech)

Luc Dardenne i Jean-Pierre Dardenne, belgijscy bracia, twórcy filmowi, wspólnie reżyserują, produkują oraz pracują nad scenariuszami własnych filmów. Dwukrotni zdobywcy Złotej Palmy. Ich ostatni film „Tori i Lokita”, za który otrzymali Nagrodę Specjalną MFF w Cannes 2022, obejrzeć można na stronie e-kinopodbaranami.pl.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze