1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. „Nikt nie zdoła cię zawstydzić, jeśli sama ze sobą czujesz się dobrze”. Michelle Obama odsłania kulisy swojego życia

„Nikt nie zdoła cię zawstydzić, jeśli sama ze sobą czujesz się dobrze”. Michelle Obama odsłania kulisy swojego życia

Michelle Obama (Fot. Miller Mobley)
Michelle Obama (Fot. Miller Mobley)
Michelle Obama, jedna z najbardziej lubianych kobiet na świecie, odsłania kulisy swojego życia i pokazuje, jak radzić sobie ze zmianami, słabościami, niepewnością i czerpać z tego, co mamy w sobie. Pełna humoru, inspiracji i lekcji z życiowych doświadczeń książka „Światło w nas. Jak żyć w niepewnych czasach”, kontynuacja światowego bestsellera „Becoming” w księgarniach pojawi się 6 września.

Fragment książki „Światło w nas. Jak żyć w niepewnych czasach” Michelle Obamy, wyd. Agora

Nikt nie zdoła cię zawstydzić, jeśli sama ze sobą czujesz się dobrze. Musiały minąć lata, nim w pełni przyswoiłam sobie maksymę taty. Pewność siebie budowałam powoli, skokowo i z przerwami. Z czasem jednak nauczyłam się czerpać dumę ze swojej odmienności.

Zaczęło się to od akceptacji. W pewnym momencie, w podstawówce, przyzwyczaiłam się do tego, że jestem najwyższą dziewczynką w klasie. Bo czy miałam jakiś wybór? Później, w koledżu, przyzwyczaiłam się do bycia „wyjątkiem” na zajęciach i kampusowych wydarzeniach. W tej sprawie też nie miałam wyboru. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się również do miejsc, w których mężczyźni przeważali liczebnie nad kobietami i zwykle byli od nich głośniejsi. Tak po prostu wyglądały te środowiska. Zaczęłam rozumieć, że jeśli chcę zmienić panujące w nich zasady – to znaczy z korzyścią dla siebie i wszystkich tych, którzy przyjdą po mnie, poszerzyć przestrzeń dla odmienności i sprawić, by więcej osób poczuło się jak u siebie – najpierw powinnam sama odnaleźć swój punkt podparcia i poczucie własnej godności. Nauczyłam się nie ukrywać tego, kim jestem, lecz to uznać.

Nie mogłam dać się pokonać już na samym początku ani unikać sytuacji, od których łatwiej byłoby uciec. Musiałam lepiej opanować sztukę komfortowego niepokoju. Jeśli nie chciałam się poddać, musiałam przeć do przodu. Życie mojego taty dało mi lekcję poglądową: korzystasz z tego, co masz, i maszerujesz przed siebie. Znajdujesz niezbędne narzędzia, dostosowujesz się w miarę potrzeb i żyjesz dalej. Trwasz, rozumiejąc, że wiele rzeczy trzeba robić wbrew przeciwnościom.

Pod względem temperamentu różnię się od ojca. Bywam mniej pobłażliwa. Bardziej stanowczo wyrażam swoje opinie. Nie potrafię tak jak on odpuszczać niesprawiedliwości, nie jest to też moim celem. Nauczyłam się jednak od niego, skąd się bierze prawdziwa równowaga. Pochodzi z naszego wnętrza i jest fundamentem, na którym można zbudować bogate życie.

Przyglądając się, jak swobodnie mój ojciec żyje z odmiennością i jak godnie się zachowuje w każdych okolicznościach, zaczęłam szukać tego, co pozwala mi odepchnąć strach i lepiej panować nad sytuacjami, w których się znajduję. Zrozumiałam, że jednak mogę dokonać pewnych wyborów i kontrolować niektóre rzeczy, bowiem to ode mnie zależy, co sobie powtarzam w chwilach dyskomfortu i jakie komunikaty dopuszczam do własnej głowy, kiedy wchodzę na jakieś nowe pole siłowe lub przechodzę przez pokój pełen obcych ludzi z piekącym poczuciem, że mnie osądzają lub że do nich nie należę.

Kiedy w tego typu miejscach odczytywałam sygnały, że jestem postrzegana jako odmienna, a moja obecność jest niepożądana lub w jakiś inny sposób problematyczna, nawet jeśli te sygnały wysyłano nieświadomie bądź niezamierzenie, wcale nie musiałam ich do siebie dopuszczać. To był mój wybór. Własnym życiem i działaniami mogłam powiedzieć prawdę o sobie. Mogłam nadal się pojawiać i robić dobrą robotę. Nie musiałam wchłaniać toksyn.

Nauczyłam się kojarzyć moją odmienność z pozytywnymi emocjami. Pomagało mi to wkraczać w nowe miejsca, było czymś w rodzaju psychologicznego prostowania zgarbionej sylwetki. Przez moment przywoływałam to, czego jestem pewna na swój temat, kiedy przebywam w ścianach domu i w azylu przyjaźni. Poczucie własnej wartości czerpałam z własnego wnętrza. Dobrze jest wchodzić do nowego pokoju, pokrzepiwszy się tą mocą.

Wszelkie obawy, że nic nie znaczę, przeformułowywałam w taki sposób:

Jestem wysoka i to jest dobre.

Jestem kobietą i to jest dobre.

Jestem czarna i to jest dobre.

Jestem sobą i to jest bardzo dobre.

Kiedy przepisujemy własną historię niewidzialności, odkrywamy nowe źródło równowagi. Odwracamy się od luster innych ludzi i zaczynamy przemawiać pewni siebie, opieramy się na zdobytym doświadczeniu i wiedzy. Łatwiej jest nam wówczas wzbudzić w sobie poczucie dumy i zmierzyć się z przeciwnościami. Przeszkody nie znikną, ale mogą się zmniejszyć. Warto doceniać własne zwycięstwa, nawet te małe, i budować w sobie świadomość, że nieźle sobie radzimy.

Sądzę, że stąd bierze się prawdziwa pewność siebie, dzięki której możemy stawać się coraz bardziej widoczni, rozwijać w sobie sprawczość i nabywać umiejętność zaprowadzania szerszych zmian. Nie jest to coś, co można opanować po jednej, dwóch czy nawet dziesięciu próbach – aby odsunąć od siebie lustra innych ludzi, potrzeba sporo pracy. Tylko dzięki praktyce możemy zacząć decydować, które komunikaty do siebie dopuszczać.

Warto też wspomnieć, dlaczego to zadanie jest tak trudne. Otóż piszemy nasze scenariusze na kartach, które zostały już wcześniej zapełnione. Próbujemy wygłosić własną prawdę w hałasie narracji, które od dawna przekonują, że nie pasujemy, nie należymy, nie jesteśmy widoczni. Te historie są uświęcone tradycją i wpisane w codzienne życie. W wielu wypadkach są tłem naszych dni. Mimowolnie kształtują nasze postrzeganie samych siebie i innych ludzi. Chcą nam objaśnić, kto jest gorszy, a kto lepszy, kto silny, a kto słaby. Są w nich uznani bohaterowie i obowiązujące normy: Oto, kto się liczy. Oto warunki sukcesu. Tak wygląda lekarz, a tak naukowiec, tak matka, tak senator, a tak przestępca. Tak wygląda zwycięstwo.

Jeśli dorastaliście w miejscu, gdzie nad ratuszem powiewa flaga Konfederacji, bawiliście się w parkach z brązowym pomnikiem posiadacza niewolników albo uczyliście się historii zgodnie z kanonem napisanym prawie wyłącznie przez białych, te historie są wdrukowane w wasz umysł. Mellon Foundation sfinansowała niedawno badanie dotyczące pomników w Stanach Zjednoczonych i okazało się, że ich zdecydowana większość honoruje białych mężczyzn. Połowa uwiecznionych miała niewolników, a 40 procent urodziło się w bogatych rodzinach. Czarni oraz Rdzenni Amerykanie zostali upamiętnieni na dziesięciu procentach pomników, a kobiety – zaledwie na sześciu. Figury syren spotyka się jedenaście razy częściej niż pomniki kobiet zasiadających niegdyś w Kongresie.

Powtórzę: trudno jest marzyć o czymś, czego nie widać. Trudno zmierzać ku niewidzialnym celom. Przepisanie historii niewidzialności wymaga odwagi i uporu. To przygnębiające, że wielu ludzi na tym świecie, dla wygody albo poczucia władzy, chętnie skazałoby innych na izolację, biedę lub wykluczenie. Są szczęśliwi, kiedy się nie wychylacie. Problem widoczności znajduje się obecnie w sercu wielu najbardziej gorących debat o społeczeństwie. Gdy stanowe legislatury kłócą się, czy zakazać nauczycielom omawiania kwestii systemowego rasizmu w szkołach publicznych, gdy rady pedagogiczne postanawiają wycofać książki o Holocauście, rasizmie albo osobach LGBTQ+ ze szkolnych bibliotek, musimy być szczególnie świadomi tego, czyje historie zyskują rozgłos, a czyje są wymazywane. To bitwa o to, kto się liczy i kto będzie dostrzegany.

Jesteśmy młodym krajem zdominowanym przez stare narracje. Wiele z nich zostało zmitologizowanych, są nieustannie powtarzane i nikt nie śmie ich kwestionować. Doszło do tego, że nie uważamy ich już nawet za historie, lecz zinternalizowaliśmy je jako prawdę. Zapomnieliśmy, że warto podjąć wysiłek ich rozszyfrowania.

Kiedy mój brat Craig skończył dwanaście lat, wyrósł ze swojego dziecięcego roweru. Rósł tak szybko, że nawet wysunięcie siodełka na maksymalną wysokość nie pomogło. Rodzice pojechali więc po nowy i na wyprzedaży w domu towarowym Goldblatt’s znaleźli jaskrawożółty dziesięcioprzerzutkowy rower w rozmiarze dla dorosłych. Craig był nim zachwycony. Sunął po dzielnicy jak król, dumny z nowego sprzętu, podniecony czymś, co tak doskonale do niego pasowało. Aż pewnego dnia pojechał do publicznego parku nad jeziorem, niedaleko naszego domu, gdzie natychmiast został zatrzymany przez policjanta i oskarżony o kradzież roweru.

Dlaczego policjant to zrobił? Bo zobaczył czarnego chłopca na pięknym rowerze. Ten obraz ewidentnie nie pasował do jego wyobrażenia o czarnych chłopcach i ich rowerach – nieważne, że sam był czarny. Uznał pewną historię za prawdę i zinternalizował stereotyp, który kazał mu pozbawić chłopca nie tylko roweru, lecz także dumy. (Człowiek ten przeprosił później Craiga, ale dopiero, gdy dostał porządną burę od naszej matki).

Policjant wysłał mojemu bratu komunikat tyleż jasny, ile powszechny:

Nie uważam, że masz prawo do tego, co posiadasz.

Według mnie nie pasujesz do tej rzeczy, która napawa cię taką dumą.

Właśnie tego rodzaju wątpliwości wielu z nas dostrzega w oczach innych osób, kiedy wchodzimy do nowego pomieszczenia i w nowe, nieznane pole siłowe. Wyczuwamy obecne tam przekonanie, że należy nas postrzegać jako intruzów i że nasza duma wymaga dodatkowego uzasadnienia. Takie narracje musimy przepisać – nie tylko we własnych głowach, lecz także w świecie, który nas nie akceptuje.

„Światło w nas. Jak żyć w niepewnych czasach”, kontynuacja światowego bestsellera „Becoming”, wyd. Agora „Światło w nas. Jak żyć w niepewnych czasach”, kontynuacja światowego bestsellera „Becoming”, wyd. Agora

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze