1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Gillian Anderson: „Nie uciekam od tego, czego się boję”

Gillian Anderson: „Nie uciekam od tego, czego się boję”

Gillian Anderson (Fot. Nick Thompson/Netflix)
Gillian Anderson (Fot. Nick Thompson/Netflix)
Gdyby nie wola przetrwania, konsekwencja i siła charakteru, być może wciąż znalibyśmy ją jako aktorkę jednej roli. branża filmowa kocha szufladki, ale ona kocha wyzwania. dzięki temu zagrała m.in. słynną polityczkę, nieugiętą detektywkę, seksuolożkę z misją, a teraz także bezkompromisową dziennikarkę BBC. nam Gillian Anderson wyznała, że był jednak taki moment, kiedy wątpiła w swój talent.

Latami narzekała na sławę, którą przyniosła jej rola w kultowym serialu z lat 90. „Z archiwum X”. Otwarcie opowiadała o niekomfortowej atmosferze na planie (długo pozostawała w konflikcie z serialowym partnerem Davidem Duchovnym) i uprzedmiotowieniu, którego doświadczają młode aktorki. A dziś, gdy jej konto na Instagramie przekroczyło próg trzech milionów obserwujących, ta sama Gillian Anderson, która jeszcze niedawno w megapopularności widziała przede wszystkim megaciężar, odtańczyła radosny taniec zwycięstwa – dosłownie, bo opublikowała nagranie, na którym pląsa zadowolona i wdzięczna.

Zmiana podejścia jest tylko pozornie zaskakująca. Trzydzieści lat temu świat widział w niej ładną buzię z popularnego serialu, dziś docenia ją jako wszechstronną aktorkę i feministyczną ikonę, która inspiruje kobiety do bezkompromisowej walki o siebie i bezczelnego sięgania po przyjemność. Może Gillian Anderson już nie wymyka się z domu, by pojechać do sąsiedniego miasta na punkowy koncert, jak zwykła robić w liceum, i być może już nie nosi rockandrollowych ciuchów wyszperanych na pchlim targu, ale wciąż wydaje się tą samą zbuntowaną dziewczyną, za którą wtedy uchodziła. „Nie ma takiej siły, która sprawi, że zrobię coś, bo ktoś mi mówi, że muszę albo powinnam” – deklarowała kilka miesięcy temu w podcaście brytyjskiej dziennikarki i pisarki Elizabeth Day.

W kulturze, która nie lubi, gdy kobieta starzeje się tak, jak ma na to ochotę, Gillian Anderson zrzuca stanik i mówi: „Nie obchodzi mnie, jeśli piersi opadną mi do pępka”. W świecie, który na różne sposoby ogranicza seksualną wolność, ona celebruje siłę kobiecego pożądania w wydanej w marcu tego roku książce „Want” – zbiorze nadesłanych anonimowo fantazji erotycznych. W branży, która lubi bohaterki z papieru, ona grywa te niejednoznaczne, skomplikowane, często wzbudzające kontrowersje, jak chociażby była premierka Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, w którą wcieliła się w serialu „The Crown”. Uznanie, którym cieszy się dziś, zawdzięcza determinacji i konsekwencji w podążaniu obraną dawno temu ścieżką. Chociaż ta bywała wyboista.

Czytaj także: Gillian Anderson: „Oswoiłam swoją inność i do dziś lubię być odludkiem”

Zanim obejrzałam twój najnowszy film „Mocny temat”, wróciłam do oryginalnego wywiadu BBC z księciem Andrzejem. Zobaczyłam, jak idealną bohaterką do zagrania przez ciebie jest dziennikarka Emily Maitlis. Ma klasę i charyzmę. Jest uprzejma, ale nie da się jej zbyć byle czym…
Ciekawe, że o tym mówisz, bo kiedy oglądałam ten wywiad w ramach przygotowań do roli, byłam zszokowana właśnie poziomem jej uprzejmości. To trudna przeciwniczka, zazwyczaj bezwzględnie rozlicza swoich rozmówców z odpowiedzialności za to, co mówią i robią, a tymczasem rozmowę z księciem Andrzejem zaczyna delikatnie, z szacunkiem. Zaskoczyła mnie. Może dlatego, że świetnie znam jej inne wywiady i wiem, jak potrafi rozmawiać chociażby z politykami.

Oglądałaś ten kontrowersyjny wywiad, gdy miał premierę?
Wtedy widziałam tylko krążące wszędzie fragmenty, cytowane przez inne telewizje czy udostępniane w mediach społecznościowych. Nie oglądało się tego ze spokojem. Czułam się jak podglądaczka, jakbym patrzyła na coś, czego nie powinnam widzieć.

Ten wywiad był odważną próbą sił. Rozstrzygał, co jest ważniejsze: prawda czy tytuły i pieniądze. I może to naiwny idealizm, ale Maitlis dowiodła, że media wciąż mogą zdziałać wiele dobrego, a nadużycia władzy trzeba obnażać.

To historia, która przywraca wiarę w moc niezależnego dziennikarstwa. Pokazuje, że należy patrzeć władzy na ręce i że nie można bać się zadawania trudnych pytań, bo to one prowadzą nas do prawdy, a tej absolutnie nie wolno nam porzucić. Trzeba się o nią upominać raz po raz, konsekwentnie i bez lęku. Z jednej strony opinia publiczna zyskuje coraz więcej narzędzi do rozliczania i obnażania nadużyć władzy, a z drugiej rozwój sztucznej inteligencji – to, jak i do czego jest używana oraz fakt, że takie postaci jak Donald Trump stają się bardzo wpływowe – mocno rozmywa koncepcję prawdy. To, co w dominującej opinii uchodzi za prawdę, często jest bardzo dalekie od rzeczywistości.

Dlatego to dla ciebie ważne, by grać w takich filmach jak „Mocny temat” i opowiadać historie takich osób jak Emily Maitlis, które przypominają nam o istocie prawdy?
Waga prawdy to główny morał, który płynie z naszego filmu i dlatego zdecydowałam się w nim zagrać, ale przekonała mnie też sama ekipa. Peter Moffat jest znakomitym scenarzystą, jestem jego wielką fanką. Z kolei reżyser Philip Martin robi bardzo nowoczesne kino. Mimo że znamy zakończenie tej historii, film trzyma w napięciu, bo udało się sprytnie wmontować w nią kilka potrzebnych zwrotów akcji. Poza tym ponad wszystko uwielbiam wyzwania! Wprawdzie w swojej karierze wcieliłam się w kilka historycznych postaci, ale to zawsze były postaci, które już nie żyją. Tym razem gram kobietę, która nie tylko onieśmiela swoją siłą, ale też żyje i ma się świetnie. Takiej roli można się wystraszyć. Na szczęście jeszcze nie straciłam zapału do tego, by zamiast uciekać, biec naprzeciw wszystkiemu, czego się boję.

Emily Maitlis też się pewnie bała i dokładnie tak jak ty popędziła na czołowe starcie z tym, co wzbudzało jej lęk. Twoja bohaterka wie, że jeśli jakimś cudem książę Andrzej się wybroni, jeśli ludzie mu uwierzą, to nie BBC dostanie po głowie za atak na członka rodziny królewskiej, tylko cała krytyka skupi się na niej. Bardzo dużo ryzykowała, ten wywiad mógł przecież zakończyć jej karierę…
Wierzę, że odrodziłaby się, ale doskonale rozumiem jej lęk. Idąc na wywiad z księciem Andrzejem, nie myślała wyłącznie o sobie. Miała misję. Chciała naprawić dawny błąd. To wyznanie pada w filmie, ale też sama Maitlis wspominała o tym publicznie. Gdy robiła wywiad z Billem Clintonem, byłym prezydentem Stanów Zjednoczonych, nie zapytała go o Monicę Lewinsky. Czuła, że w ten sposób zawiodła nie tylko samą Lewinsky, ale kobiety w ogóle. Dlatego gdy później usiadła naprzeciwko księcia Andrzeja, nie cofnęła się przed żadnym pytaniem, nawet trudnym i niewygodnym, bo w jej przekonaniu była to winna wszystkim kobietom, które skrzywdził Jeffrey Epstein.

Miałaś kiedyś podobny moment w swojej karierze? Dostałaś propozycję tak ryzykowną, że najmniejsze potknięcie mogło zaważyć na twoich dalszych zawodowych losach?
Tak się czułam, gdy zaproponowano mi, żebym zagrała Margaret Thatcher w „The Crown”. Stawka była wysoka. Gdybym nie wywiązała się z zadania i nie zagrała jej najuczciwiej, jak tylko można, rozczarowanie byłoby gigantyczne – i we mnie, i potencjalnie w widzach. To w sumie zabawne, że aż tak się bałam. Przecież już w początkach kariery poznałam smak wielkiego rozczarowania. Mam na myśli „Dom zabawy”, mój pierwszy poważny film pełnometrażowy. Byłam bardzo przejęta, bo wciąż grałam w serialu „Z archiwum X”, ale marzyłam o innych rolach. Tymczasem mój występ dostał druzgocącą recenzję. Zaczęłam podważać swój talent i poważnie zwątpiłam, czy aktorstwo jest właściwą drogą. Trzeba znaleźć w sobie siłę, by przeć do przodu, nie poddawać się nawet w momentach zwątpienia. Emily Maitlis nie dała się obawom i naprawdę jestem przekonana, że nawet gdyby jej rozmowę z księciem Andrzejem uznano za porażkę, to z czasem stanęłaby na nogi. Chcę też wierzyć, że nawet gdybym wtedy pod wpływem recenzji zrezygnowała z aktorstwa, zatęskniłabym za graniem i starczyłoby mi charakteru, żeby wrócić i wskrzesić swoją karierę.

Czytaj także: „Nie mów mi, że nie jestem OK”. Gillian Anderson rzeczniczką normalności w społeczności dojrzałych kobiet

Grałaś w serialu „Z archiwum X” przez dziewięć lat, to ta produkcja przyniosła ci sławę. Gdy się skończył, wykonałaś gigantyczną pracę, by rozszerzyć portfolio i być taką aktorką, jaką zawsze chciałaś być. Co było wtedy trudniejsze – przekonanie reżyserów i reżyserek, że warto dawać ci poważne, wymagające role, a może przekonanie samej siebie, że masz to, czego trzeba, by występować w jakościowych filmach?
Na szczęście gdy kończyliśmy „Z archiwum X”, kryzys wiary w siebie miałam już dawno za sobą, a tamten okrutny artykuł był jedynie mglistym wspomnieniem. Przepłakałam z jego powodu wiele nocy, przegadałam go z najbliższymi i… nigdy nie przestałam chodzić na castingi. Wydaje mi się, że zawsze było we mnie poczucie, że mam znacznie większe możliwości i że – wbrew temu, co mogła sugerować ta sama odgrywana przez dziewięć lat postać – jestem wszechstronną aktorką, tylko jeszcze nie miałam okazji tego pokazać.

Po zakończeniu zdjęć do serialu „Z archiwum X” przeniosłam się do Londynu, bo grałam w tutejszym teatrze. I wtedy dostałam propozycję roli w miniserialu „Samotnia”. Nie mogłam w to uwierzyć, dręczyłam produkcję pytaniami, co sprawiło, że zobaczyli w tej roli właśnie mnie. To była postać tak daleka od agentki Scully, film, w jakim zawsze chciałam zagrać – kostiumowa produkcja na podstawie prozy Dickensa. Raj! Byłam pewna, że mogę się w niej sprawdzić – ale nie mogłam uwierzyć, że inni ludzie też tak myślą. Stąd było we mnie ogromne pragnienie, by udowodnić wszystkim, że jednak potrafię.

Zastanawiam się, czy dziś traktowano by cię równie stereotypowo. Może problem polega na tym, że robiłaś fajną telewizję, ale w czasach, gdy nie potrafiliśmy rozpoznać jakościowego serialu, bo nie było jeszcze serwisów streamingowych?
Ja też nie umiałam wtedy rozpoznać jakościowego serialu, długo nie miałam świadomości, że „Z archiwum X” to dobra telewizja. Wszystko, co myślałam o serialu i co wówczas czułam, było podyktowane faktem, że stał się wielkim hitem. Kręciliśmy dużo, żeby wykorzystać moment jego popularności, byłam wykończona, a gdy jesteś w epicentrum zdarzeń, trudno o obiektywną perspektywę. Ludzie pytali mnie, jak to jest grać w serialu, który jest hitem, a mnie brakowało czasu, żeby się tym cieszyć. Dopiero trzy czy cztery lata po tym, jak już skończyliśmy kręcić, zdałam sobie sprawę, że brałam udział w czymś, co było naprawdę cool.

Każda bohaterka, którą grasz, uczy cię czegoś? Nawet jeśli ta nauka dogania cię po latach?
Tak już mam, że we wszystkim szukam lekcji. Pewnie dlatego, że wszystko, co spotyka cię w życiu, jest lekcją [śmiech]. Zarówno wzloty, jak i upadki nas rozwijają.

To porozmawiajmy o takiej roli, w której naprawdę wysoko wzleciałaś, choć równie dobrze mogło skończyć się niezłą wywrotką. Szczerze mówiąc, gdy pytałam cię o obciążony największym ryzykiem moment w karierze, byłam pewna, że wskażesz „Sex Education”. Komedia o seksie, w obsadzie bardzo początkujący aktorzy i aktorki – wszystko mogło się zdarzyć. Przyjęłaś rolę seksuolożki Jean bez wahania?
Oczywiście, że nie. Po pierwszym czytaniu scenariusza odmówiłam. Wydawało mi, że żarty są pisane ciężką ręką, a serial próbuje być zabawny na siłę. Mój partner zwrócił mi wtedy uwagę, że może powinnam przeczytać scenariusz jeszcze raz, odrobinę uważniej. I wtedy zobaczyłam, że to wspaniale niedorzeczna historia, nie mogłam się od niej oderwać.

Rzadko dostaję propozycje, by zagrać w komedii, zwłaszcza tak oryginalnej. Wiedziałam, że mam talent komediowy, bo miałam już szansę pokazać go w teatrze, niektóre z odcinków „Z archiwum X” też były utrzymane w komediowym tonie. Widownia nie postrzegała mnie jednak jako aktorki komediowej, więc taka rola mogła zaskoczyć. Tym bardziej chciałam się sprawdzić i ufałam, że sobie poradzę. A że obsada była tak liczna, to gdyby serial okazał się klapą…

…poszłoby na młodych?
No na pewno nie na mnie [śmiech].

Czego nauczyłaś się od Jean?
Coś we mnie otworzyła. Nie mówię o seksualności, bo kontaktu z własną zmysłowością nauczyła mnie Stella Gibson, policjantka śledcza z serialu „Upadek”. Teoretycznie Jean powinna wzmocnić to wszystko, co zakwitło we mnie, gdy grałam Stellę, ale szczerze mówiąc, z Jean wzięłam zupełnie inne rzeczy. To bohaterka o silnej osobowości, która intensywnie reaguje na świat, operuje szeroką skalą ekspresji emocjonalnej, a ja jestem przyzwyczajona do większej subtelności i postaci, które nie mają takiego rozmachu w wyrażaniu siebie. Jean zmusiła mnie, żebym była tak głośna i dramatyczna jak nigdy wcześniej. A za tym poszła większa pewność siebie…

Czytaj także: 5 ról, za które kochamy Gillian Anderson

Sprawiałaś wrażenie osoby pewnej siebie na długo, zanim w twoim życiu pojawili się Jean i serial „Sex Education”. Weźmy zdjęcie, które kilka miesięcy temu opublikowałaś na swoim Instagramie. Wycinek z lokalnej gazety: ty w białej mini, skórzanej kurtce, z rockandrollową fryzurą z rozjaśnioną grzywką. Masz na tym zdjęciu 14 lat.
Choć urodziłam się w Stanach Zjednoczonych, dzieciństwo spędziłam w Londynie, ale gdy byłam nastolatką, wróciłam z rodzicami do USA. Nie czułam się tam dobrze, nie byłam u siebie, brakowało mi powietrza. Na szczęście każdego lata wracaliśmy do Londynu, bo moi rodzice zachowali tu niewielkie mieszkanie. I właśnie podczas jednych z takich wakacji, szperając w ciuchach na Camden Market, odkryłam styl, jakiego wcześniej nie znałam – nową falę. Potem poznałam punk. Zaczęłam wyrażać się przez ubrania. Nosiłam się i zachowywałam punkowo, byłam zbuntowaną nastolatką. A w niewielkim miasteczku w stanie Michigan, gdzie mieszkaliśmy, gdy nie spędzaliśmy wakacji w Londynie, było przeciwko czemu się buntować. Konserwatywna, republikańska miejscowość, skupiona wokół Amwaya, czyli gigantycznej piramidy finansowej. Buzowało we mnie, pamiętam to dokładnie, ale kompletnie nie mogę sobie przypomnieć, o co chodziło redakcji lokalnej gazety, która postanowiła zrobić wtedy zdjęcia trójce licealistów, w tym mnie. Ale od tego wszystko się zaczęło.

Gillian Anderson przyszła na świat w Chicago 9 sierpnia 1968 roku. Jest aktorką telewizyjną , filmową i teatralną. Za rolę agentki Dany Scully w „Z archiwum X” została nagrodzona statuetką Emmy i Złotym Globem. Znana także z ról w innych popularnych serialach: „Upadek”, „The Crown”, „Sex Education”, „Pierwsza dama”. Zagrała także w filmach: „Cudowny chłopak. Biały ptak”, „Bielmo”, „Słoneczna droga”. Mieszka w Londynie, wychowuje troje dzieci.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze