Jeśli chcesz zdusić infekcję w zarodku, działaj. Najważniejsze są pierwsze kroki i trzymanie się kilku prostych zasad.
Statystyczny dorosły człowiek może przejść dwie infekcje wirusowe w ciągu roku i jest to normą (choć i cztery przeziębienia jeszcze się w niej mieszczą). Dopiero częstsze infekcje stanowią powód, by przyjrzeć się zdrowiu uważniej. Ale załóżmy, że to pierwsze przeziębienie w tym roku. Wszystko przez maleńkiego mikroba, który jest zbudowany z białek i kwasów nukleinowych. To wirus – i właśnie was dopadł! Skąd się wziął? Może dostaliśmy go od koleżanki z pokoju obok, od której pożyczaliśmy długopis? Albo od kasjerki w sklepie, przez której ręce przeszły nasze zakupy? A może wziął się z klamki, której dotknął kolega, ale najpierw kichnął, zasłaniając dłonią usta.
– Wirusy przez jakiś czas namnażają się w organizmie bezobjawowo – wyjaśnia Magdalena Rybner, specjalistka medycyny rodzinnej. – Możemy je rozsiewać nawet przez 2–4 dni przed wystąpieniem objawów. Dlatego infekcję można złapać od pozornie zdrowego człowieka.
Układ immunologiczny powinien właściwie przed nim obronić, ale większość z nas wciąż wędruje przez odpornościowe dołki. Jakie? Choćby wymarznięcie – wtedy organizm, by utrzymać odpowiednią temperaturę poddanego wychłodzeniu ciała, uruchamia dodatkowe zasoby energii, „pożyczając” ją z różnych miejsc, także od układu odpornościowego.
Albo brak witamin – zaburzenia gospodarki witaminowej to nieodłączny towarzysz niemalże każdej diety, a większość z nas wciąż na jakiejś jest…
A może to wpływ progesteronu? To hormon drugiej fazy kobiecego cyklu. Obniża odporność na kilka dni przed miesiączką.
– Zmęczenie, niewyspanie i stres też pogarszają sprawność układu odpornościowego, więc lepiej je minimalizować w sezonie infekcji. Brak snu i stres sprawiają, że we krwi spada poziom walczących z infekcjami limfocytów, a rośnie ilość prozapalnych cytokin – podkreśla Magdalena Rybner.
Spotkanie odpornościowego dołka i wirusa daje szybki efekt: drapie i piecze w gardle, z nosa zaczyna ciec najpierw wodnista wydzielina, która szybko zamienia się w cementową zaporę, a słupek rtęci na termometrze tańcuje wokół 37 stopni. Ogólnie czujemy się podle, słabi i rozbici, a na dodatek boli nas głowa.
Skoro już wirus wdarł się do organizmu i zaczął swą działalność, nie da się go unicestwić. Nie ma leku, który natychmiast go pokona. Ale są sposoby, by wyraźnie utrudnić mu życie, i maksymalnie ulżyć w chorobie oraz ustrzec przed ewentualnymi komplikacjami.
Kiedy tylko czujecie, że wirus się uaktywnia, pierwszym krokiem powinno być jak najszybsze zażycie dużej dawki witaminy C (duża dawka to gram, czyli pięć tabletek 0,2 albo dwie 0,5). Badania dowiodły, że taka ilość, podana na samym początku przeziębienia, pomaga znacznie skrócić czas trwania choroby i złagodzić objawy. Jednak witamina C sama ma tylko część swej skuteczności. Aby organizm przyswoił jak najwięcej i aby jej forma była jak najstabilniejsza, konieczny jest dodatek bioflawonoidów. Medycyna coraz bardziej docenia też rolę witaminy D: uważana jest za substancję immunomodulującą. Układ odpornościowy produkuje przeciwciała, ale dopiero witamina D je niejako „uzbraja”. Jesienią, kiedy słońce za chmurami, musimy sami jej sobie dostarczać.
O ile gorączka jest organizmowi potrzebna, o tyle z katarem można zacząć walczyć od razu, bo przynosi więcej szkody niż pożytku. Blokuje naturalny proces oczyszczania powietrza, które dostaje się do twojego organizmu.
– W ciągu doby przez nasze drogi oddechowe przechodzi 11 tys. litrów powietrza – mówi Magdalena Rybner. – W nosie i zatokach przynosowych jest ogrzewane i wstępnie oczyszczane z drobinek kurzu, bakterii, wirusów i innych zanieczyszczeń czy drobnoustrojów oraz nawilżane, bo wilgotność powietrza w otoczeniu jest zwykle niższa, niż preferuje nasz organizm.
Kiedy oddychasz przez usta, do oskrzeli i płuc dostaje się powietrze za chłodne i za suche. No i pełne mikrobów. To w najlepszym wypadku oznacza przesuszone gardło (bardziej wtedy narażone na infekcje), ale w najgorszym – nawet infekcję oskrzeli. Poza tym katar oznacza problemy z zaśnięciem i gorszy nocny wypoczynek. To już chyba przesądza o sprawie – do ataku.
Pora obalić też mocno rozpowszechniony mit: nie jest prawdą, że katar leczony trwa 7 dni, a nieleczony tydzień. Katar leczony kończy się niemal natychmiast po zażyciu leku.
– W aptekach można dostać środki udrażniające nos, np. tabletki z pseudoefedryną, obkurczającą naczynia krwionośne w wyściełającej nos śluzówce lub krople czy spreje do nosa o obkurczającym i niemalże natychmiastowym działaniu – mówi Magdalena Rybner.
Wielu osobom pomagają inhalacje z olejkami eterycznymi, np. sosnowym, mentolowym, tymiankowym czy eukaliptusowym. Dezynfekują drogi oddechowe i poprawiają zdolności obronne śluzówki nosa. Pełna olejków para zmniejsza też jej obrzęk, przez co wyzwala swobodny oddech. Możesz kupić specjalne sztyfty do nosa lub kompozycje olejków, które zakrapla się na piżamę czy prześcieradło koło poduszki.
– Mało znanym sposobem walki z katarem, zwłaszcza tym intensywnie cieknącym, jest zażycie środka przeciwko alergii – dodaje Magdalena Rybner. – Taki lek działa przeciwzapalnie i zmniejsza ilość wydzielin. Tym bardziej że bardzo intensywne, masywne katary mogą też świadczyć o alergii, której jeszcze nam nie zdiagnozowano.
I jeszcze jedno: jak cię w nosie kręci – kichaj. Zwyczaj tłumienia kichnięcia przez zaciśnięcie skrzydełek nosa jest niezdrowy: w nosie powstaje wtedy spore ciśnienie, które popycha zarazki w głąb gardła, do krtani. Takie „wtłoczenie” wirusów może zaowocować zapaleniem gardła. Lepiej więc kichnąć – ale nie przed siebie! Rozpylisz wtedy wirusa na odległość ładnych kilku metrów przed sobą i na metr do tyłu – a potem taka chmura wirusów będzie, jak chmura dymu, krążyła w okolicy. Trzeba zasłonić usta chusteczką. À propos chusteczek: higieniczne są tylko te użyte jeden raz. Jeśli używamy chusteczki kilka razy, reinfekujemy się wirusami, które obficie oblepiają używane już chusteczki.