Wszyscy uczuleni na pyłek roślin będą cierpieć w tym roku wcześniej niż zwykle. A to za sprawą niezwykle ciepłej zimy. Lada moment zacznie się pylenie leszczyny, o ile przez kilkanaście najbliższych dni nie nastąpi ochłodzenie.
Potem olcha, brzoza, topola, dąb, trawy. Zmora wszystkich alergików, dla których obecność pyłku w powietrzu oznacza zatkany nos, katar, kichanie, zapuchnięte, czerwone, swędzące oczy.
Jednak niewielu cierpiących na tego typu alergię wie, że może ona dawać im się we znaki podczas jedzenia świeżych owoców i warzyw. Układ odpornościowy błędnie rozpoznaje białka w tych pokarmach, jako cząsteczki pyłku. Przeciwciała atakują to co uznają za zagrożenie, a osoba uczulona na pyłek leszczyny podczas jedzenia słodkiej soczystej gruszki czuje nagle że wnętrze ust i wargi zaczynają puchnąć, drętwieć, swędzić. Niekiedy te odczucia obejmują także uszy i oczy. Objawy utrzymują się przez kilka minut.
Blisko 70 proc. pacjentów mających alergię wziewną dotyka „alergia krzyżowa”. Bo tak naukowcy nazwali związek alergenów unoszących się w powietrzu i tych, które znajdują się w pokarmach. Delikatne objawy w okolicy ust to nie wszystko, bowiem w skrajnych przypadkach zjedzenie niewłaściwego owocu może skończyć się nudnościami i zgagą.
Uczuleni na pyłek leszczyny powinni zwrócić uwagę na to, co czują podczas jedzenia gruszek i orzechów laskowych. Z kolei pyłek brzozy uczula najczęściej na jabłka, wiśnie, marchew i seler;
pyłek trawy na pomarańcze, melony, arbuzy; lateks na banany, kiwi, awokado; sierść kota na wieprzowinę, zaś roztocze kurzu domowego na skorupiaki, czyli krewetki, homary, langusty.
Prosty zabieg może rozwiązać problem. Gotowanie i pasteryzacja unieszkodliwiają drażniące białka. W przypadku gruszek i jabłek wystarczy je obrać, bowiem alergeny znajdują się w skórce.