1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Seriale
  4. >
  5. On ją kocha, a ona z innym. Dlaczego milenialsi mają obsesję na punkcie serialu „Tego lata stałam się piękna”?

On ją kocha, a ona z innym. Dlaczego milenialsi mają obsesję na punkcie serialu „Tego lata stałam się piękna”?

(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)
Choć fabułę „Tego lata stałam się piękna” ciężko traktować serio, wpływ serialu na kulturę masową jest już sprawą poważną. Teen drama jakich wiele, a jednak – jest to główny temat ostatnich miesięcy. Na czym polega jej fenomen?

Dla Belly, głównej bohaterki „Tego lata stałam się piękna” najważniejsze są letnie miesiące. Każde kolejne wakacje kształtują ją i wyznaczają upływ czasu w dziecięcym, a później nastoletnim życiu. Dla fanów serialu najważniejsze są środy. Dzień, w którym emitowane są odcinki trzeciego, a zarazem ostatniego sezonu, stał się emocjonalnym epicentrum tygodnia. Nostalgia produkcji Amazon Prime Video oddziałuje dwojako. Przywołuje pamięć o beztroskim doświadczaniu lata, ale i zabiera nas w podróż do czasów, kiedy telewizja wyznaczała rytm medialnych konsumpcji i kształtowała nasze popkulturowe gusta. Może dlatego jest tak uzależniająca.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

W czołówce „Tego lata stałam się piękna” słoneczne światło tworzy magiczne drobinki na drżącej basenowej tafli. Dokładnie tak kiczowato, jak zapisaliśmy to w pamięci na turnusie wakacyjnym Costa Brava 2010. Fabuła serialu oscyluje wokół najcieplejszych miesięcy roku, podczas których wszystko wydaje się możliwe. Isabel „Belly” Conklin, główna bohaterka, każde wakacje spędza w Cousins Beach, w domu rodziny Fisher. Jej mama Laurel (Jackie Chung) jest najlepszą przyjaciółką właścicielki imponującej nadmorskiej posiadłości – Susannah (Rachel Blanchard). Chłopcy z obu rodzin, brat bohaterki Steven (Sean Kaufman) oraz dwóch Fisherów: Conrad (Christopher Briney) i Jeremiah (Gavin Casalegno) tworzą grupę, w którą usilnie stara się wpasować Belly. Dziewczyna podkochuje się w najstarszym Conradzie, który jako jedyny z chłopców od początku okazywał jej przyjaźń i zainteresowanie. Kiedy jako niemal szesnastolatka ponownie zjawia się w Cousins, dom znany jej dotąd jako miejsce dziecięcych zabaw, staje przestrzenią zupełnie innych uniesień. Belly ma nadzieję, że Conrad zobaczy w niej kogoś więcej niż tylko znajomą rodziny. Jednocześnie na dziewczynę zwraca uwagę młodszy z braci, Jeremiah.

Jestem winna mojemu przyjacielowi przeprosiny. Kiedy wymienialiśmy się poleceniami, w ramach uwielbianego przez nas teen dramowego gatunku, tytuł „Tego lata stałam się piękna” był tym, który z uporem polecałam. Magia amerykańskiej prowincji, stopniowy coming of age „brzydkiego kaczątka”, trójkąt miłosny – wątki, na których bazuje serial, są jak lista bingo wypisana na naszych milenialskich sercach. A to serce w imię nostalgicznej rozrywki wybaczy nawet najbardziej harlequinową fabułę. Teraz co środę, jako w pełni ukształtowane osoby po trzydziestce, starając się unikać krążących w sieci spoilerów, pędzimy po pracy do domów, by oglądać, przesyłać sobie memy (a jest to serial bardzo memogenny), komentować poczynania bohaterów w głosówkach.

Czytaj także: Stare polskie seriale – 10 kultowych produkcji, do których wciąż wracamy. Nostalgiczna podróż przez klasyki telewizji

Zwyczaj może i wstydliwy, gdyby nie dotyczył 25 milionów widzów na całym świecie, bo właśnie tyle osób zobaczyło pierwsze dwa odcinki trzeciego sezonu. Przede wszystkim kobiet w wieku 25-54 lat, które okazały się główną widownią tego serialu dla, nomen omen, nastolatków. Na przestrzeni lat jego fandom konsekwentnie się rozrastał. W 2022, przy premierze pierwszego sezonu, do serialu zasiedli na pewno czytelnicy Jenny Han – showrunnerki i autorki książkowej trylogii, amerykańskiego bestsellera, na podstawie którego powstało „Tego lata stałam się piękna”. Gdzieś około sezonu drugiego produkcja przyciągnęła do siebie większe grono, wielbicieli nurtu young adult samego w sobie. Trzeci sezon, wnioskując po 40-procentowym wzroście oglądalności w pierwszym tygodniu od premiery (w porównaniu z sezonem drugim), wyszedł poza ramy swojej pierwotnej widowni. Na Instagramie widać jak na dłoni, że niesamowity rozgłos finałowej odsłony produkcji zwabił przed ekrany nawet tych, którzy nigdy wcześniej nie słyszeli jej tytułu lub jako ludzie „poważni” tego typu historie omijali szerokim łukiem. Mało tego, wywołał w sieci prawdziwą burzę.

Team Conrad czy team Jeremiah? Pytaniem szturmowani są przechodnie na ulicach, goście telewizji śniadaniowych i podcastów wcale niezwiązanych z tematyką serialową, a nawet uczestnicy imprez sportowych takich jak US Open. To, że rozterki miłosne, dwudziestoletniej już, Belly oglądają miliony, da się odczuć szczególnie w social mediach, zwłaszcza przy właściwie wyuczonym algorytmie. Swojego faworyta zdaje się mieć niemal każdy. Popularne marki też dają nam znać, któremu z braci kibicują. Zawirowania miłosne w swoim real-time marketingu postanowiło wykorzystać choćby kanadyjskie KFC czy Duolingo. Widownia jest rozdarta między dwoma Fisherami dokładnie tak samo jak niedojrzały umysł nastoletniej Belly. W pewnym momencie napięcie wzrosło do tego stopnia, że przestało być zabawnie. Fani rozczarowani rozwojem romantycznej fabuły zaczęli rzucać pod adresem aktorów obelgi. Najgorsze groźby padły w stronę Gavina Casalegno, odtwórcy roli Jeremiah. Siła niezadowolonego tłumu była na tyle zastraszająca, że Amazon postanowił zająć konkretne stanowisko i zaapelował o „lato, w którym zaczęliśmy zachowywać się normalnie w sieci”. Takiej ilości toksyny nie da się usprawiedliwić, ale faktem jest, że nawet u pokojowo nastawionych osób serial budzi skrajne emocje. Skąd się biorą?

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Przed Conradem i Jeremiah był Damon i Stefan z „Pamiętników wampirów”. Wcześniej Lucas i Nathan z „Pogody na miłość”. Trójkąt miłosny z braćmi w roli głównej mógłby wywołać u nas niesmak, a może nawet odwieść od seansu, gdyby telewizja nie zapisała go już wcześniej w naszym nastoletnim DNA. Jeśli wykluczyć więzy krwi, podobnych przykładów jest znacznie więcej. Serena, Dan i Nate z „Plotkary”, Rory, Jess i Dean z „Kochanych kłopotów”, Joey, Dawson i Pacey z „Jeziora marzeń”, Buffy, Angel i Spike z „Buffy: Postrach wampirów". Trudno się dziwić, że to akurat milenialsi odnaleźli w serialu Amazona lustrzane odbicie swojej młodości.

Najczulsze struny naszej pamięci twórcy wykorzystują z pełną świadomością. Spora część akcji serialu dzieje się w flashbackach, co pogłębia sentyment widza, ale to nie jedyny zabieg, jakiego się chwytają. W „Tego lata stałam się piękna” nawet to mniej czujne oko wypatrzy, często dosłowne, cytaty z jednego z najbardziej uwielbianych wyciskaczy łez – filmu „Pamiętnik”. Christopher Briney jako Conrad w niektórych scenach jest uderzająco podobny do Leonardo DiCaprio w roli Jacka Dawsona w „Titanicu”. Na dodatek garderoba starszego z braci Fisher w tym sezonie przywodzi na myśl tę należącą do Harry’ego (Billy Crystal) z „Kiedy Harry poznał Sally” lub Williama (Hugh Grant) z „Notting Hill”. Całe romansowe uniwersum przełomu wieków zgromadzone pod jednym dachem domu w Cousins.

Fani Jenny Han przywiązuje ogromną wagę do detali. Jeśli w serialu znajduje się jakaś poszlaka, wytropią ją i nie omieszkają pochwalić się tym faktem w social mediach. Zabawa jest obopólna. Autorka z równie dużym entuzjazmem ukrywa dla widzów easter eggi. Nieskończonym źródłem popkulturowych odniesień stała się dla niej twórczość Taylor Swift. Pracując nad książkową trylogią nieustannie słuchała albumu „Fearless” z 2008 roku. Piosenkarka stała się dla Han na tyle ważna, że mało brakowało, a zadedykowałaby jej drugą ze swoich powieści. Od początku było jasne, że w ścieżce dźwiękowej serialu musi znaleźć się coś od Taylor. Aby zdobyć choć jedną piosenkę showrunnerka napisała do gwiazdy pop osobisty list. Na jednej piosence się nie skończyło. Pięć utworów w pierwszym sezonie, dziewięć w drugim. W trzecim sezonie, do odcinka dziewiątego, naliczyłam ich łącznie siedem, a przed nami jeszcze wielki finał. Mało tego, w szóstym odcinku drugiego sezonu wykorzystano fragment nieupublicznionego nigdzie wcześniej „Delicate (Taylor’s Version)”, powodując mocniejsze bicie serca u wszystkich Swifties.

Czytaj także: Seriale, które uczą o związkach więcej niż niejeden poradnik. Te 6 produkcji to lekcja prawdziwej miłości przez ekran

Połączenie dwóch potężnych fandomów przynosi oczywiście korzyści, ale nie można tutaj mówić jedynie o odcinaniu kuponów. „False God”, „The Way I Loved You (Taylor’s Version)”, „This Love”, czy „Invisible String” wpasowują się w akcję serialu do tego stopnia, że poszczególne sceny zdają się być aż nader precyzyjną inscenizacją miłosnych ballad piosenkarki. Długim, trzysezonowym i bardzo kosztownym teledyskiem, na który ktoś musiał znaleźć budżet. Prawa do bogatej (nie tylko za sprawą Taylor Swift ścieżki dźwiękowej) z dużym prawdopodobieństwem zostały zakupione dzięki licznym lokowaniom produktów, czasem bardziej, czasem mniej udanym. Współpracę z „Tego lata stałam się piękna” nawiązały marki: Coach, Solid & Striped, Catbird uzupełniając garderoby serialowych postaci, ale także tworząc w nawiązaniu do produkcji specjalne kapsułowe kolekcje. W akcję serialu zostały też wplecione popularne żelki marki Mondelez. W jednym z odcinków drugiego sezonu Conrad kupuje dla Belly opakowanie Sour Patch Kids, podczas gdy Jeremiah wybiera paczkę Swedish Fish. W realu brand zadbał o to, by fani kupując odpowiednie słodycze mogli jasno określić, w którym są teamie. Zdecydowanie niższych lotów okazała się współpraca z Apple AirTag, która nieszczęśliwie zaważyła na fabule wyczekiwanego dziewiątego odcinka trzeciej serii. Jest to jednak poświęcenie, na które twórcy byli gotowi.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Oprócz nachalnych prób marketingowych na liście skarg i zażaleń wymagających widzów znalazł się zarzut, że odcinki nie pojawiły się na platformie w formie instant, wszystkie jednego dnia. Choć ze strony Amazona dopatrywałabym się w tym zabiegu jedynie chęci przytrzymania subskrybentów i pomnożenia zarobków, uważam, że w konsekwencji ta „wada” ewoluowała w jedną z największych zalet „Tego lata stałam się piękna”. Przez ostatnią dekadę platformy streamingowe przyzwyczaiły nas do natychmiastowej gratyfikacji. W ramach oferty większości z nich jeden odcinek przechodzi w drugi nie wymagając nawet naszej fizycznej ingerencji. A kolejne rozdziały serialowych opowieści zbijają się w spójną papę 10-godzinnego binge-owego seansu. Tymczasem cotygodniowy streaming zaważa na odroczeniu przyjemności widzowskiego doświadczenia.

Bezwzględne ćwiczenie naszej cierpliwości przez Amazon Prime Video również cofa nas do początku lat 2000. Kiedy zasiadało się przed telewizorem uroczyście, raz na tydzień, o wyznaczonej odgórnie godzinie. Za sprawą serialu „Tego lata stałam się piękna” oglądanie na powrót stało się przeżyciem wspólnotowym, które łączy widownię, bez względu na szerokość geograficzną. Wydarzeniem społecznym, które prowokuje do analiz, komentarzy i spekulacji. Na przekór temu, z czym zwykle kojarzy się obcowanie z ekranem, okazją do zacieśnienia nadwątlonych więzi towarzyskich. Pierwsze dwa odcinki trzeciego sezonu miały swoją premierę w Bryant Park w Nowym Jorku. Rozłożone na trawie tłumy fanów wiwatowały i buczały żywo reagując na, mocno dyskusyjne, decyzje postaci. Wnioskując po materiałach w social mediach, atmosfera jak podczas zaciętego meczu piłki nożnej zapanowała także w niektórych barach i pubach, które zdecydowały się puścić poszczególne odcinki na swoich odbiornikach. Tego lata znów, a może nawet bardziej niż kiedykolwiek, staliśmy się widzami zaangażowanymi.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE