1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. Efekt Taylor Swift. Na czym polega jej fenomen?

Efekt Taylor Swift. Na czym polega jej fenomen?

Taylor Swift na 66. rozdaniu nagród Grammy w Los Angeles, California (Fot. Gilbert Flores/Billboard via Getty Images)
Taylor Swift na 66. rozdaniu nagród Grammy w Los Angeles, California (Fot. Gilbert Flores/Billboard via Getty Images)
Tak zaangażowanej społeczności dookoła artysty nie było od czasów Michaela Jacksona, a do takich tekstów nie płakało nigdy aż tyle nastolatek. Oto, na czym polega fenomen Taylor Swift, jej tekstów i fanek gotowych wyśledzić każdego jej chłopaka, pytamy Maję Piskadło, dziennikarkę muzyczną Radia 357 i filolożkę angielską.

Taylor Swift przyjmuje statuetkę za najlepszy album pop („Midnights”) na 66. rozdaniu nagród Grammy, 4 lutego 2024 w Los Angeles. (Fot. Christopher Polk/Billboard via Getty Images) Taylor Swift przyjmuje statuetkę za najlepszy album pop („Midnights”) na 66. rozdaniu nagród Grammy, 4 lutego 2024 w Los Angeles. (Fot. Christopher Polk/Billboard via Getty Images)

Bilety na jej koncerty wyprzedają się na pniu, obsypano ją niezliczoną ilością nagród, w tym 11 Grammy, a także okrzyknięto człowiekiem roku 2023 magazynu „Time” – bo właśnie o niej najwięcej się mówi. Taylor Swift idzie jak burza, a jej popularność wciąż wzrasta. Popularność, tak, ale czy sympatia? Jak to jest: czy kobiety ją kochają, czy jej nie znoszą?
Trudno mi jest odpowiedzieć z perspektywy wszystkich kobiet, natomiast mam wrażenie, że zdecydowanie więcej jest takich, które ją lubią i podziwiają niż takich, które jej „nienawidzą”. Dziewczyny, które nie lubią Taylor, zazwyczaj jej zazdroszczą, co – zaznaczam – jest zupełnie normalne w odniesieniu do celebrytów. U Taylor jest czego zazdrościć: urody, nieprawdopodobnych sukcesów, talentu. I, oczywiście, jeżeli to kogoś rusza, bujnego życia romantycznego. Abstrahując od tych powodów, jest też po prostu mnóstwo osób, które nie lubią jej muzyki, przez co nie pałają sympatią do samej Taylor.

Tak, wielu zarzuca jej, że jej twórczość jest miałka, ma zbyt emocjonalne teksty, mówiące głównie o jej byłych chłopakach. Ale to właśnie te teksty są w jej utworach najcenniejsze i to za nie ją pokochano. Co w nich takiego poruszającego?
Przede wszystkim to, że są – albo wydają się – tak autentyczne i że można się z nimi łatwo utożsamić. Taylor od zawsze pisze o osobistych doświadczeniach – wiele Swifties [tak nazywa się fanki Taylor Swift – przyp. red.] uważa, że trzeba śledzić wiadomości o artystce, by móc wyłapać wszystkie nawiązania w jej piosenkach. To także element, który przyczynił się do jej fenomenu. Zrobił z muzyki pokoleniową przygodę. Obok emocji kluczem do sukcesu Swift jest język – można nie przepadać za brzmieniem, które proponuje, ale trudno jej odmówić tekściarskiego zmysłu i zręcznego wymykania się popowym kliszom. Rozmawiałam z wieloma koleżankami, które są w gronie Swifties, i wszystkie zgodnie mówią, że na każdym albumie Taylor jest utwór, w którym mogą odnaleźć samą siebie. Kiedy Taylor miała dwadzieścia parę lat, pisała hymny dla dziewczyn, które są „happy, free, confused and lonely at the same time”, tak jak w „22”, a byłym mówią: „We are never ever ever getting back together”. Dzisiaj, na „Midnights”, dzieli się refleksją: „I have this thing where I get older but just never wiser” i przyznaje, że nie ma poukładanego życia – tak samo jak masa współczesnych trzydziestoparolatków. Jej piosenki tłumaczą uczucia, porządkują doświadczenia, rzeczywistość.

Fakt faktem, że ona pisze głównie o sobie, o własnych rozterkach, o związkach, z czym jest przede wszystkim kojarzona. Ale mam poczucie, że jej doświadczenia, zamknięte w całej dyskografii, to po prostu zapis zmieniania się jako kobieta, przechodzenia życiowej drogi od nastolatki zostawiającej przez chłopaka łzy na gitarze po dorosłą osobę mierzącą się z najróżniejszymi problemami, np. z depresją. W mainstreamowym natłoku banalnych piosenek i odgrzewania tego, co już było, taki punkt odniesienia jest niezwykle cenny.

Swifties na koncercie Taylor Swift reputation Stadium Tour w 2018 r. (Photo by Jun Sato/TAS18/Getty Images) Swifties na koncercie Taylor Swift reputation Stadium Tour w 2018 r. (Photo by Jun Sato/TAS18/Getty Images)

Nie tylko teksty poruszają słuchaczy. Taylor Swift ma też niesamowicie silną społeczność, a jej wpływ na nią jest porażający. Dlaczego?
Kariera Taylor zaczynała się w momencie, kiedy media społecznościowe dopiero się rozkręcały. Swift należy do pierwszego pokolenia artystek, którym można było na bieżąco towarzyszyć. I to działa w dwie strony, bo Swift od zawsze na lojalność swoich fanek pracowała kontaktem, zaangażowaniem. Najpierw na MySpace, później na innych kanałach społecznościowych. Kiedy była już naprawdę bardzo znaną osobą, organizowała dla swoich fanów intymne imprezy z odsłuchem swoich nowych utworów w różnych miejscach na świecie. Ludzie czują się w jej życiu obecni. Wydaje się, że od czasów Michaela Jacksona nie mieliśmy do czynienia z tak silnym fandomem. „Bransoletki przyjaźni”, które Swifties masowo tworzą (ręcznie!) na koncerty podczas trasy Eras Tour, stały się już pewnym symbolem tej grupy. Jasne, że życie Swifties – tak jak innych grup fanowskich – toczy się głównie w Internecie, ale teraz, gdy wszyscy mamy poczucie zapadnięcia w swoich smartfonach, taka żywa wspólnota wokół muzyki wydaje się bezcennym doświadczeniem.

Ale fandom Taylor to nie tylko bransoletki i wspólne koncerty. Jej charyzma ma też znaczenie polityczne. Kiedy w 2009 roku na rozdaniu nagród MTV Video Music Awards w kategorii najlepszego żeńskiego teledysku pijany Kanye West wszedł na scenę oświadczyć, że jego zdaniem nagroda należy się Beyoncé, jego zachowanie potępił sam Barack Obama. Publiczne poparcie Swift dla Bidena w 2020 roku spowodowało zaś, że regularnie pada ofiarą złośliwych komentarzy Donalda Trumpa, który tak naprawdę pewnie sam chciałby, żeby to właśnie jego popierała tak wpływowa postać. We wrześniu 2023 Taylor opublikowała na Instagramie wpis, w którym zachęciła fanów do zarejestrowania się w systemie uprawniającym do głosowania w wyborach w USA. Wkrótce później odnotowano aż 35 tys. nowych rejestracji! Pozostaje mieć nadzieję, że Taylor zachowa wpływ, kierując ludzi ku rzeczom pożytecznym, a nie poprosi fanów, by np. napadali na sklepy. (śmiech)

A co z tymi jej byłymi chłopakami? Fani artystki, słuchając utworów z nowych albumów, zawsze byli w stanie namierzyć i upublicznić, o którym partnerze śpiewa Taylor. Czy ona to wykorzystuje?
Moim zdaniem – Swifties, proszę, nie zjedzcie mnie – w tych relacjach z chłopakami jest spory pierwiastek PR-u (przy czym, znowu, to nie odosobniony przypadek). Taki np. Joe Alwyn [brytyjski aktor, który był w związku z Taylor przez 6 lat – przyp. red.] to gość, o którym mało kto wcześniej słyszał. Więc dla niego ten związek był całkiem intratny – co nie oznacza bynajmniej, że cała relacja była ustawiona. Utwory Taylor o dawnych relacjach bywają gorzkimi refleksjami, tak jak „All Too Well” z dedykacją dla Jake’a Gyllenhaala, ale też piękną laurką. Np. „Back to December”, utwór, który rzekomo dotyczy relacji artystki z Taylorem Lautnerem, mnie delikatnie rusza do dzisiaj, a ma już swoje lata. Nie zapominajmy, że ona o tych byłych chłopakach nie pisze bez przerwy. To jakiś element kreacji medialnej, od której trudno się odkleić, aczkolwiek nie mam wrażenia, żeby Taylor o to walczyła. Nie musi.

Na kwiecień Taylor zapowiedziała premierę nowego albumu. Jak myślisz, w którą stronę teraz pójdzie? I dlaczego porzuciła country?
Odejście od country to z jej strony akurat naturalna rzecz. Od tego zaczęła, to najpopularniejszy amerykański gatunek, ale im bardziej popularna stawała się poza USA, tym mocniej skręcała w stronę popu i jego różnych odcieni – płyta „Red” z 2012 roku była tutaj punktem zwrotnym. Album „The Tortured Poets Department”, jak na ironię, ma się podobno zmierzyć z zakończonym kilkuletnim związkiem z Joe Alwynem, o którym wspominałam wcześniej. Mówi się, że płyta będzie utrzymana w stylistyce synthpopowej, czyli bliżej ostatniego w jej dyskografii „Midnights” niż indiefolkowych stonowanych „Folklore” i „Evermore”. Zobaczymy, czy trafi się radiowy przebój na miarę „Anti-Hero” – jak na razie Swifties na TikToku bawią się do wymyślonej przez AI wersji piosenki „Fortnight” z Post Malone’em, która otworzy nową płytę. Wierzę mocno, że ten prawdziwy kawałek zabrzmi lepiej.

Maja Piskadło (Fot. archiwum prywatne) Maja Piskadło (Fot. archiwum prywatne)

Maja Piskadło (1998), dziennikarka muzyczna. Współpracowała z soulbowl.pl i Gazeta.pl. Od września 2021 roku związana z Radiem 357, w którym prowadzi audycje „Mam grać?” oraz „Chlebem i soulą” (r&b, soul, funk, hip-hop). Specjalizuje się w czarnej muzyce, ale dumnie nosi też koszulki z logo The Strokes czy boygenius. Absolwentka filologii angielskiej ze specjalnością amerykanistyczną na Uniwersytecie Warszawskim.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze