Nowy Bond się nie wdzięczy, nie udaje, że będąc agentem służb specjalnych, nigdy się nie zabrudził, nie mydli nikomu oczu. Działa na skróty, wrogów zamiast przesłuchiwać, likwiduje, czym wyprowadza wielokrotnie z równowagi swoją tolerancyjną szefową M. I znów, jak w poprzednim filmie z Craigiem, jest Jamesowi głęboko obojętny skład drinka, którego popija.
Odcina się w ten sposób od wszystkich swoich poprzednich wcieleń. Również tym, że kieruje się pobudkami osobistymi tam, gdzie powinien się liczyć wyłącznie profesjonalizm. W „Casino Royale” był gotów dla miłości pożegnać się z karierą zawodową. Teraz w walce z tytułową międzynarodową organizacją Quantum powoduje nim chęć zemsty za śmierć ukochanej Vesper. Podobne, odwetowe motywacje działania ma piękna Camille i to ich łączy. Ale bez zbędnych sentymentów. A co się nie zmieniło? James Bond jest jak zwykle najlepszy. Niespodzianek nie będzie: żaden najpotężniejszy nawet przeciwnik z nim nie wygra.
Wlk. Brytania/Usa 2008, Reż. Marc Forster, Wyk. Daniel Craig, Olga Kurylenko, Judi Dench, Mathieu Amalric, Dystr. Uip