Ratowanie jedzenia przed zmarnowaniem to powód do dumy – przekonuje edukatorka ekologiczna Sylwia Majcher. Warto wziąć to sobie do serca zwłaszcza w święta, kiedy do koszy w naszych domach trafia więcej żywności niż zwykle. Jak nie marnować jedzenia?
Najnowsze badania, w których sprawdzono kosze Polaków, pokazują, że prawie połowa z 5 milionów ton żywności, które są marnowane co roku, ląduje w naszych przydomowych śmietnikach. Kawałek marchewki, kromka pieczywa, niedojedzony obiad… W każdej sekundzie do kosza w Polsce trafia ponad 150 kilogramów żywności. Udaje się przerobić tylko garstkę.
Oczywiście łatwiej kompostować, mieszkając w domu, ale można to też robić na balkonie. Mój kompostownik stoi tam od niespełna roku i sprawia mi dużo frajdy. Jest też świetnym projektem edukacyjnym dla dzieci. Kompostujemy razem z dżdżownicami kalifornijskimi, mamy ich 200. Obserwujemy, jak tyją od resztek, jak chudną, gdy wyrzucamy mniej, w jaki sposób przerabiają jedzenie. Takie doświadczenia dają motywację nie tylko do niemarnowania jedzenia, lecz także do twórczego wykorzystywania resztek.
Pierwszym powodem marnowania żywności są za duże zakupy. Nie planujemy ich, więc nie robimy też listy zakupów, która pozwala nam oszczędzić pieniądze, ale też czas, bo to ona prowadzi nas po sklepowych alejkach. W Polsce ma obecnie miejsce największa inflacja w ostatniej dekadzie, co ma ogromny wpływ na ceny żywności. Jeśli chcemy płacić mniej za jedzenie, musimy być mniej kapryśni i kupować „brzydale i golasy”, jak nazywam gorzej wyglądające warzywa i owoce. Aż 70 proc. Polaków nie sięga po takie składniki, a są nie tylko pełnowartościowe, lecz także zdrowsze i lepiej przyswajalne przez organizm.
Po drugie, brakuje nam pomysłów na wykorzystanie tego, co przynosimy ze sklepu. Jesteśmy mało kreatywni. Apeluję o więcej brawury w kuchni!
Po trzecie, jesteśmy przywiązani do daty ważności i nie rozróżniamy dwóch rodzajów informacji na ten temat, jakie obowiązują w Polsce. Pierwszy to „najlepiej spożyć przed” – sugestia producenta, że do tego momentu produkt zachowa najlepszą jakość i wszystkie wartości, ale to nie oznacza, że po upływie tego terminu nie można go wykorzystać. Kolejny to „należy spożyć do” – termin bardziej wiążący, umieszczany głównie na produktach wrażliwych, jak mięso i nabiał.
Trwa kampania edukacyjna, w której producenci mąk, kasz i nabiału zachęcają klientów, by bardziej ufali swoim zmysłom niż dacie ważności. Z wielu badań wynika, że dobrze przechowywane jedzenie nie psuje się tak szybko, jak sugeruje data ważności, i można je bezpiecznie zjadać po terminie.
W okresie świąt Bożego Narodzenia marnuje się nawet o ⅓ więcej jedzenia niż przez cały rok. Kilka lat temu znalazłam się w sytuacji, która mnie bardzo dużo nauczyła. Mieliśmy wyjechać do rodziny, więc nie przygotowaliśmy świątecznego jedzenia, a w Wigilię rano okazało się, że syn jest chory i musimy zostać w domu. W efekcie zorganizowaliśmy całe święta w dosłownie kilka godzin, a na stole niczego nie zabrakło. To mi uświadomiło, że nikt nas nie rozliczy z tego, że nie było 12 potraw.
Po świętach warto też zadbać o to, co nam zostało. Możemy zanieść jedzenie do jadłodzielni. I nie chodzi o to, żeby to miejsce traktować jak śmietnik, tylko żeby trafiała tam wciąż dobra żywność, którą chcemy się podzielić. Sami też możemy korzystać z takich miejsc. Ratowanie jedzenia przed zmarnowaniem to powód do dumy, nie wstydu.
Sylwia Majcher, edukatorka ekologiczna, dziennikarka, autorka kilku książek, w tym bestsellera „Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku”.