Biohacking to hasło, które brzmi nowocześnie, ale jego założenia są bardzo często proste i niemal tak stare jak ludzkość. Służy on optymalizacji zdrowia oraz zwiększaniu potencjału ciała i umysłu.
Z jednej strony biohacking czerpie z osiągnięć nauki, badań nad nutrigenomiką i chronobiologią, z drugiej jego zasady bazują m.in. na regularnym śnie, regeneracji czy odpowiedniej diecie. I choć biohacking jest zbiorem różnych dziedzin nauki i teorii, to jednym z jego głównych założeń jest słuchanie własnego ciała i eksperymentowanie na nim. Oczywiście eksperymentowanie w rozsądnych granicach. „Czy to mi służy?” „Czy dane rozwiązanie jest dla mnie?”
Podoba mi się to podejście, bo przecież każdy z nas jest inny, mamy różne pochodzenie, niejednorodne przyzwyczajenia, możliwości i nasza sytuacja życiowa bywa zmienna. Innych rzeczy potrzebuje student, a innych ta sama osoba mająca na głowie rodzinę i kredyt. Mój rytm domowy zmienia się nawet w zależności od pory roku i miejsca, w którym przebywam. Poza tym to podejście jest skierowane na efekty: niektórym zależeć może na poprawie wydolności fizycznej, innym na uspokojeniu, a jeszcze innym na zmniejszeniu objawów depresji. Możemy skorzystać, zwiększając zdolność do nauki lub przyspieszając metabolizm. Teraz konkrety: spójrzcie, na jakie obszary warto skierować uwagę i znaleźć to, co może nam posłużyć.
- Zapowiadałam – połączenie nowoczesności i tradycji. Bez odpowiedniej dawki DOBREGO snu nie mamy siły, koncentracji, wydolności. Tyjemy, spada odporność i obniża się nastrój. Jesteśmy jedynym chyba gatunkiem deprywującym jego potrzebę. Widział ktoś kota proszącego o espresso, żeby mieć więcej siły do polowania na myszy? Każda młoda mama wygłosi wam pean na temat snu. I coś jest na rzeczy. Nie liczy się tu tylko czas, ale i jakość. Podenerwowani, spięci, w za ciepłym pomieszczeniu, z kofeiną w krwiobiegu zasypiamy z trudem. Jeżeli nie możesz odciąć się od promieniowania światła niebieskiego wieczorem, kup okulary z filtrem. Wybierz do sypialni żarówkę emitującą ciepłe światło, zadbaj o kilka minut spokoju i medytacji, aby wyciszyć myśli.
- Coś zamiast kawy. Kofeina, której nie tak dawno poświęciłam felieton, nie jest zła. Pamiętajmy jednak, że działa, blokując receptory, które powinny odbierać sygnał zmęczenia. Jesteśmy pobudzeni, ale zaciągamy kredyt energetyczny. Poza tym nadmiar kofeiny przyczynić się może do nieprzyjemnych objawów, takich jak kołatanie serca, drżenie rąk czy odczuwanie niepokoju. Proponuję czasem wymienić ją na zieloną herbatę (albo jej sproszkowaną wersję, jeżeli smak herbaty nam nie odpowiada). Dostarcza aminokwas L-teinę, działa mniej pobudzająco, ale wyostrza uważność i koncentrację, a więc daje zamierzony efekt.
- Adaptogeny – to 12 roślin, które, jak podpowiada nazwa, ułatwiają nam adaptację do różnych warunków. Pomagają zbliżyć się do optymalnego funkcjonowania, na każdego z nas mogą jednak wpłynąć ciut inaczej. Dla jednych to będzie działanie wyciszające, dla innych poprawiające koncentrację. Warto zrobić test dopasowujący odpowiedni adaptogen do siebie i uzbroić się w cierpliwość, bo w naturze nic nie działa na pstryknięcie, dajcie organizmowi czas na nasycenie się daną substancją. Zapewniam, że warto! Korzystali z nich już wschodni władcy tysiące lat temu (podobnie jak współcześni sportowcy i astronauci).
- Kwasy omega-3, o których pisałam już wielokrotnie, też są elementem biohackerskiego działania, podobnie jak owoce jagodowe (źródło polifenoli) czy zielone warzywa (źródło przeciwutleniaczy).
Katarzyna Błażejewska-Stuhr, dietetyczka kliniczna, psychodietetyczka. Autorka bloga kachblazejewska.pl, współautorka książki „Kobiety bez diety. Rozmowy bez retuszu”, Burda Media Polska.