Każe nam się podziwiać tych, którzy niczego nie ryzykują, nie popełniają błędów, a tak się nie da.
Tytułowe przysłowie znaczy mniej więcej tyle, że gdyby ktoś był bardziej ostrożny i nie zrobił czegoś niemądrego, to nic by mu się nie stało. Przysłowiowa kózka to taka głupcia i lubi sobie podskakiwać, a z podskakiwania wynikają tylko kłopoty. Chodzi więc tutaj nie tylko o rodzaj asekurowania się, ale też pogardliwy stosunek do dziecięcej postawy radości i ciekawości świata. „Możesz uczyć się na błędach, ale nie za bardzo się przy tym ekscytuj, nie za bardzo się ciesz". Przypomina mi się taka sytuacja: idę z mamą, potykam się na czymś i skręcam sobie stopę, więc z bólu zaczynam labiedzić. A ona na to: „Jakbyś uważała, toby się to nie stało. W takiej reakcji jest jakiś rodzaj zimna wobec cudzych doświadczeń, chłodna ocena zamiast współczucia. Bardzo często mówimy tak o innych ludziach: „Jakby sobie nie pozwalała, toby się nie zdarzyło". „Jakby nie był takim chojrakiem, toby mu zębów nie wybili". Można to przetłumaczyć na „dostał(a) za swoje", kózka dostała za swoje, bo się bawiła. W przestrzeganiu przed podskakiwaniem jest też marzenie o życiu bez bólu, wstydu i poczucia winy, a to, niestety, utopia. Był taki wierszyk o pasikoniku i mrówce. Ona jest w porządku, harowała, więc ma co jeść, a pasikonik tylko śpiewał i podskakiwał, więc ona mu nie pomoże, nawet jak on padnie pod jej drzwiami. To bardzo okrutne, bo śpiew i taniec pasikonika są również bardzo potrzebne.
Każe nam się podziwiać tych, którzy niczego nie ryzykują, nie popełniają błędów, a tak się nie da. Ale to przysłowie dotyczy także w jakiś sposób uczucia żalu, mówi przecież o gdybaniu, snuciu rozważań o hipotetycznych sytuacjach. Na to „gdyby" można spojrzeć konstruktywnie: to, co w przeszłości zrobiłam, było okazją do uczenia się na błędach, wyciągania wniosków. Jednak na przeszłość można też patrzeć, wikłając się w myśli w rodzaju: „Powinnam zrobić coś innego", „Trzeba było inaczej im odpowiedzieć" itp., a takie rozpamiętywanie jest rodzajem niezgody na teraźniejszość. Wyrażany w ten sposób żal unieważnia to, co jest teraz, na rzecz tego, co mogłoby być, a więc fikcji, czegoś realnie nieistniejącego. Moim zdaniem nie warto skupiać się na tym, czego nie można już poprawić, lepiej być z tym, co się dzieje, zamiast oglądać i oceniać przeszłość. Gdybanie może być źródłem rozczarowania sobą i wstydu, ale jeśli zmienimy nastawienie, może być również narzędziem zmiany: „Uczę się czegoś o sobie, bo żal mi mówi, że to, co się stało, jest dla mnie ważne". Jeśli sytuacja pokazuje mi, że tym razem „złamałam sobie nóżkę", to teraz wiem, że zastosowana strategia mi się nie opłaca, i idę z tą wiedzą dalej. Tak wygląda korzystanie z doświadczenia, czyli konstruktywna strona żalu – patrzenie na sytuację skakania jako pewien eksperyment, który nam coś o nas samych mówi. Choćby to, że w moim wypadku lepiej skakać w jakiś inny, nowy sposób.
Jeśli za bardzo gdybamy i wyrzucamy sobie, że mogliśmy postąpić inaczej, to zachowujemy się, jakbyśmy w przeszłości wszystko z góry wiedzieli i mieli nad wszystkim kontrolę, tylko ogarnęła nas jakaś pomroczność. Zupełnie jakbyśmy mogli być wszechmocni, tyle że w rzeczywistości mamy ograniczoną wiedzę o tym, co się dzieje, nigdy nie panujemy całkowicie nad sytuacją. Nawet jeśli będziemy maksymalnie ostrożni i racjonalni, nie dopracujemy się wszechmocy, to iluzja. Niestety, nie da się poznać siebie bez upadków i złamań, bez porażek. Marzymy, że można uczyć się tylko na błędach innych, ale to mrzonka zabierająca nam radość życia. Ja bym swoich błędów za nic nie oddała, tym bardziej swojego podskakiwania.
Katarzyna Miller terapeutka. Pisze książki, wiersze, śpiewa.